Śląski strój nie zastąpi tabletek na nadciśnienie, a jedynie może ogólnie poprawić samopoczucie.
Kilka lat temu przygotowywałem się do napisania książki „Ślązaczki piykne są” oraz do nagrania dla telewizji programu „Ancugi i oblyczki”. Rozmawiałem więc z wieloma Ślązoczkami, pytając o obyczaje oraz o wszelkie informacje na temat śląskich strojów regionalnych. Bardzo dużo się wtedy nauczyłem, ale szczególnie w pamięci utkwiły mi dwa wydarzenia.
Do pracy potrzebowałem zdjęć Ślązoczek w różnych elementach śląskiego stroju, od bielizny do jakli. Gdy wstępnie pytałem znajome, czy będą mi pozowały, to oczywiście każda się zgodziła, ale potem rezygnowały: Co powiedzą sąsiedzi? – mówiły. Co powie rodzina? Niy byda se gańby robić!
W tej sytuacji zostałem zmuszony do ratowania się usługami agencji modelek. Wszedłem więc na odpowiednią internetową stronę, wybrałem na podstawie zdjęcia modelkę i dałem zlecenie na sesję zdjęciową. Wtedy jednak się okazało, że nawet z modelkami są problemy.
Z agencji zadzwonili bowiem, że wybrana przeze mnie kobieta już nie pracuje i proponują mi inną, podobną, i że będę zadowolony. Ponieważ mi się spieszyło, zgodziłem się, i to był błąd. Bowiem na plan zdjęciowy przyjechała kobieta z tak agresywnym makijażem i w tak „nieśląskiej” fryzurze, że właściwie powinienem był ją natychmiast odesłać i zerwać umowę. No ale, jak już mówiłem, nie było na to czasu. Dlatego wówczas podjęliśmy próbę przywrócenia tej modelce stanu naturalnej kobiecości.
Zajęło to około godziny. Natomiast potem, gdy jeszcze spięto jej po śląsku włosy w dudlik i kiedy założyła na siebie śląskie kiecki, zopaski, jakle, korale, zauszniczki... to wyglądała naprawdę szlachetnie i porządnie. Jak kożdo Ślązoczka! Doznałem wtedy niezwykłego doświadczenia. Zobaczyłem na własne oczy, jak śląskość może uszlachetnić. Dostrzegłem też, że jakby wbrew przysłowiu – szata jednak naprawdę zdobi człowieka!
Kolejnego odkrycia dokonałem podczas rozmowy o stroju śląskim z panią Helynką Nyc z Katowic Bogucic. Moja rozmówczyni opowiedziała mi o pochodzeniu swych śląskich szat, o kształcie kwiecistego wzoru na boguckich chustkach purpurkach, o stuletnich koralach swojej teściowej oraz o roztomajtych zogibkach i ajnzacach.
Wreszcie zapytałem panią Helynkę, czy w tym śląskim stroju chodzi na co dzień. Na beztydzień niy – odpowiedziała – ale yno jak sie wybiyrom kaj na ponć do Piekor, na Góra św. Anny abo na kościelne uroczystości we Bogucicach. I zaraz potem dodała pewne niezwykłe słowa: Zauważyłach tyż, że jak mie na stare lata coś boli, to se wtedy obleka te śląskie stroje. Możno niy uwierzycie, ale to mi pomogo. Wtedy mi je zarozki lepij. Naprowdy!
Każdy rozsądny Ślązok rozumie oczywiście, że śląski strój nie zastąpi tabletek na nadciśnienie, a jedynie może ogólnie poprawić samopoczucie. Oczywiste jest też, że jakla z jakiejś „meluzyny” nie zrobi poczciwej Ślązoczki. Ale tego, że śląskość Ślązokom wychodzi na zdrowie – będę bronił do upadłego.