Szyfr z nagrobka

Historia wielkiego lekarza. Najbardziej kochany przez hanysów gorol chyba w całej historii Górnego Śląska był... Niemcem. 150 lat temu w dziwnych okolicznościach stracił życie dr Juliusz Roger.

Albo taka piosenka, też z rybnickiego: „Wojacy, wojacy/ Cóż pięknie trąbicie?/ Ten mój kochaneczek /Leży w lazarecie.// Kiebych ja wiedziała/ Dróżeczkę do niego/ Toćbych mu szukała/ Doktora mądrego.// Nie trzać mi doktora/ Ani żadnych maści,/ Boć w mojej głowiczce/ Porąbane kości.// Nie żałuj, dzieweczko,/ Wojaka jednego, Możesz sobie wybrać/ Z tysiąca jednego.// A nie tak z tysiąca,/ Jako z miliona,/ Możesz sobie wybrać/ Fojtowego syna.// Choćbych ja ich miała / Jak na lesie drzewa,/ Żaden taki nie jest,/ Jakiego mi trzeba.// Choćbych ja ich miała/ Jak na lesie szyszek,/ Żaden taki nie jest/ Jak był nieboszczyczek”. Gdyby nie Juliusz Roger, te pieśni zaginęłyby. W przedmowie napisał m.in.: „lud wiejski górno-szląski prawie wszędzie w przeważającej większości jest polski”. I dalej: „Jeśli dzieło Niemca potrafi, choćby cokolwiek, rozproszyć mgłę, jaką przesądy zaciemniają lud polski Górnego Szląska i język jego, oraz przyjemniejsze światło rozlać po jego miłém życiu duchowém, które się w pieśni objawia nieciśnione i nietłumione wpływem świata zewnętrznego – będzie to sowitą wynagrodą pracy i trudów”.

Późna relacja woźnicy

Marek Szołtysek sądzi, że właśnie ta książka, a zwłaszcza wstęp do niej, ochłodziła relację dr. Rogera z dworem księcia raciborskiego. – Przecież za głoszenie takich samych poglądów pracę w szkole z hukiem stracił Józef Lompa – przypomina. 7 stycznia 1865 roku Juliusz, zapalony myśliwy, pojechał z księciem raciborskim na polowanie. Według wersji oficjalnej, zmarł tam na zawał. Na jego pogrzebie zjawiły się ogromne tłumy Ślązaków. Ludzie w Rybniku i Raciborzu przez ponad sto lat przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie, że doktor zginął z broni palnej, ale był to wypadek. W 1998 r. w „Gazecie Rybnickiej” Marek Szołtysek przytoczył relację Marii, mieszkanki Rud, pochodzącą z tradycji rodzinnej: „Moja starka miała wtedy 20 lot i wszystkim się fest interesowała. A kuzyn – godali mu Łostarek – był woźnicą u Rogera. W dniu śmierci Rogera jechali łoba na polowanie. Łostarek widzioł na własne oczy, jak dr Roger zostoł postrzelony prosto w serce. Zrobił to prawdopodobnie jeden z myśliwych księcia Wiktora. Gdy Łostarek podbiegł do leżącego Rogera, zaczon wołać ło pomoc i przyszoł yno książę. Nawet nie oglondoł doktora, yno kozoł zaroz posłać do Rybnika po dwie zaufane zakonnice. Yno łone miały dostęp do ciała doktora Rogera. Myły go i przygotowywały do pogrzebu. Łoficjalno wersja głosi, że Juliusz Roger mioł zawał serca, ale Łostarek – jedyny świadek – znoł prowda, yno boł się to komuś powiedzieć. Powiedzioł to yno mojej starce, łona zaś mojej matce”. Czy można ufać relacji spisanej po 130 latach? Warto zachować sceptycyzm. – Proszę jednak zwrócić uwagę, że ta poszlaka współgra z dwiema innymi. Drugą jest wstęp do polskiej książki, napisany przez Rogera. A trzecia to napis z „kluczem” na jego nagrobku – przekonuje Marek Szołtysek.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości