Od ponad dwóch dekad ta romantyczna komedia cieszy się wśród widzów ogromnym, niesłabnącym powodzeniem. Rzec by można, iż stała się już filmem kultowym
W czym tkwi sekret jej sukcesu? Być może kluczowa jest oryginalność.
Zwykle z komediami romantycznymi bywa tak, że mamy ją i jego - dwójkę bohaterów, których losy śledzimy, czekając na szczęśliwy finał. W filmie Mike’a Newella z 1994 roku ona i on (a więc Andy Mac Dowell i Hugh Grant) oczywiście też są, ale równie ważni co główna para z plakatu, stają się tutaj ich przyjaciele, czy członkowie rodzin, czyli cały ten drugi plan, który scenarzyści zazwyczaj traktują po macoszemu.
W „Czterech weselach i pogrzebie” jest inaczej. Dzięki temu film staje się wielowątkowy, mniej schematyczny i po prostu ciekawszy dla widza, który nigdy nie wie, która z postaci (a każda jest nieprawdopodobnym oryginałem) stanie się w kolejnej scenie „aktualnym, głównym bohaterem”. Trochę jak w życiu. Nigdy przecież niewiadomo, kto z naszych bliskich stanie się osobą, na której będziemy koncentrować największą uwagę danego dnia, tygodnia itd.
Także w tej produkcji Hugh Grant – kojarzony dotąd głównie z kostiumowym kinem brytyjskim - zagrał swoją rolę życia, którą powtarza właściwie do dziś. Wciąż przecież przychodzi mu grywać lekko zblazowanych, popełniających faux paux za faux paux kawalerów, którzy łączą zdumienie, czy zakłopotanie z brytyjską flegmą, by nie powiedzieć obojętnością.
A skoro o brytyjskości mowa, to przecież także i ona odgrywa tu niezwykle istotą rolę. Niby bohaterowie należą do klasy wyższej, niby mają w sobie zakodowane obyczaje i rytuały tej bardzo specyficznej grupy społecznej, a jednak nieustannie je łamią i przekraczają.
Pomyłkowo? Przypadkowo? A może dlatego, że nie mogą wytrzymać w gorsecie sztucznych, narzuconych im przez przodków norm?
To szarganie, brytyjskich „świeckich świętości” wygląda na ekranie przezabawnie. Szczególnie, że szargającymi są sami grzeczni, sztywni i ułożeni (ale tylko na pierwszy rzut oka) Brytyjczycy, którzy nawet gdy starają się narozrabiać, robią to niebywałą klasą, elokwencją i dystansem. Ach, te maniery…
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.