Miłość w Ziemi Świętej

Opowieść o miłości Greka i Żydówki rozwija się w czasie, kiedy Jezus rozpoczyna swoje nauczanie.

– I ja mam co do tego wątpliwości, Szapurze. Ale nawet w głupich farsach potrzebne jest takie beztalencie jak ty, żeby inni aktorzy mogli błyszczeć! – oznajmił.

Szapur najwyraźniej nie odebrał tego jako obrazy, bo jak gdyby nigdy nic tylko wzruszył ramionami. Gelon spojrzał po kolei na swoich artystów.

– Co z wami? Czyżby strach was obleciał? Co z was za aktorzy, skoro boicie się nowych wyzwań?

Gelon zatrzymał spojrzenie na Eugenii, swojej towarzyszce życia. Była surową pięknością; zbyt długi, nieco garbaty nos sprawiał, że jej widok nie zapierał od razu dechu w piersiach każdemu mężczyźnie. Kruczoczarne włosy kobieta nosiła kunsztownie upięte w wysoki kok.

– No już, otwórz swoje śliczne usteczka, moja nimfo – zachęcił ją Gelon. – I ty masz już przecież dosyć ciągłego grania kłótliwych bogiń i lamentujących wdów.

Eugenia zacisnęła usta.

– Przecież i tak już zdecydowałeś. Po co mnie jeszcze pytasz?

– Chcę wiedzieć, czy się ze mną zgadasz.

– Ach, to rzeczywiście coś nowego. Jak przypuszczam, w tych nowych widowiskach będę musiała jeszcze częściej obnażać ciało – powiedziała sucho Eugenia. – Wiemy przecież, jak to wygląda w teatrze rzymskim.

– Tak jakby robiło ci to jakąś różnicę!

– A Szapur będzie mógł mnie obmacywać ile dusza zapragnie, tak?

– Cóż, na scenie czasem trzeba robić rzeczy, które nie sprawiają ci wielkiej przyjemności – oznajmił Szapur ze spokojem, wywołując u innych gromki wybuch śmiechu. Uśmiechnął się nawet zwykle poważny Selenos.

– Mówcie o naszym Syryjczyku, co chcecie, ale jest wielkim mimem. Jeśli chodzi o mnie, to jest mi wszystko jedno, czy w przyszłości będę zarabiał na chleb sztukami Menandra, czy autorów tych rzymskich fars – oświadczył.

– No proszę! – Gelon przyjaźnie poklepał Selenosa po plecach.

– Wiedziałem, że można na ciebie liczyć. No, nie bądź taki, chłopcze – zwrócił się do Stefatona. – Sprawi ci to przyjemność. Ludzie będą cię adorować jeszcze bardziej.

– Zwłaszcza szlachetna Fausta Decila – zauważyła wyniośle Eugenia.

– Ta Rzymianka jest mi całkowicie obojętna – zapewnił Stefaton.

– Ach, prawda, przecież upatrzyłeś sobie tę Żydóweczkę. Jakże się to ona nazywała? Maria?

– Nie, ma na imię jakoś inaczej – wtrącił się Selenos.

– Czy nie wszystkie Żydówki mają na imię Maria? – nie ustępowała Eugenia.

– Przestań! – nakazał Gelon. – Gdybym nie znał cię tak dobrze, pomyślałbym, że jesteś zazdrosna.

– Jestem zazdrosna, i to jeszcze jak – odparowała aktorka. – Jeśli bowiem kiedyś szlag cię trafi, a mam nadzieję, że nastąpi to już wkrótce, schronię się pod skrzydła Stefatona.

– Kiedy trafi mnie szlag, będziesz już stara i siwa, moja nimfo. Dlaczego Stefaton miałby wtedy wybrać właśnie ciebie? Przecież może mieć każdą kobietę, na którą przyjdzie mu ochota – Gelon nie pozostawał jej dłużny. Eugenia posłała Stefatonowi całusa.

– Na to jest zbyt nieśmiały. Przynajmniej wtedy, kiedy akurat nie stoi na scenie – stwierdziła.

– Zamilcz, moja nimfo. Nasz Stefaton chce mi właśnie coś powiedzieć. No, mój chłopcze? Nie będziesz się chyba wyłamywał?

Stefaton rozłożył ręce.

– A jeżeli nie spodoba się to ludziom?

– S p o d o b a się – zapewnił go szef. – A jeżeli nie, to znów zaczniemy grać stare sztuki, obiecuję!

Potrzebowali Stefatona. To dla niego do teatru przychodziły tłumy. Sceptycyzm młodego człowieka miał tak naprawdę tylko jedną przyczynę: aktor bał się, że nowe spektakle nie spodobają się Sarze. Zachował to jednak dla siebie, bo w przeciwnym razie Eugenia znów zaczęłaby z niego podrwiwać. Nie chciał też, aby przez jego upór plan upadł. Mógł się zresztą walnie przyczynić do tego, żeby sztuki nie były zbyt frywolne.

– Niech będzie – oświadczył bez entuzjazmu.

Gelon z radością zacisnął dłoń w pięść.

– Dobry chłopak! Uwierz mi, Menander, Eurypides i wszystkie inne truchła nie mają żadnej przyszłości! – wykrzyknął.

– A o jakiej sztuce myślałeś konkretnie? – chciał wiedzieć Selenos.

Oczy Gelona zabłyszczały; szef trupy uniósł palec w geście triumfu.

– O zbójcy Laureolusie! – W kilku słowach opowiedział towarzyszom o widowisku, które obejrzał w Seforis.

– I to ma być wesołe? – zapytał z powątpiewaniem Stefaton.

Gelon po kolei wycelował palcem wskazującym w każdego z aktorów.

– To wy macie sprawić, żeby było wesołe. Już od dawna potrafimy to, czym się teraz chwalą rzymscy mimowie!

– A ja pewnie mam zagrać zbójcę? – domyślił się Szapur.

– Chciałbyś! W rolę Laureolusa wcieli się naturalnie Stefaton, to najważniejsza postać w całej sztuce.

– Ludzie raczej nie uwierzą, że nasz promienny młodzian to nikczemny zbójca – wyraziła wątpliwość Eugenia.

– Kto mówi, że Laureolus to łajdak? Trochę pozmieniam role. Niech nikt nam nie zarzuci, że imitujemy Rzymian – oznajmił chytrze Gelon.

– W takim razie chyba wszystko jasne – odezwał się Selenos.

– Kiedy zaczynamy próby?

– Natychmiast! – Gelon klasnął w dłonie. – Już, ruszcie się! Zostały nam tylko trzy dni do przedstawienia i do sławy!

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości