Najgorszy malarz XX wieku?

Pop-art był niewątpliwie najważniejszym zjawiskiem artystycznym lat ’60, choć początkowo nie traktowano tego nurtu zbyt poważnie. Paradoksem jest także fakt, iż ta najbardziej amerykańska ze sztuk narodziła się w… Anglii.



Obraz "Tonąca dziewczyna" z 1963 roku.

Urodzony w 1923 roku malarz służył w latach 1943-1945, jako amerykański żołnierz, w Anglii, Francji, Belgii i Niemczech. Przeżycia i traumy z czasów II wojny światowej także musiały przecież znaleźć swe odbicie na jego obrazach. Lichtenstein zdaje się nam mówić, że pop chce nas bawić, ale prawda jest taka, że od problemów trapiących naszą planetę w świat fantazji nie uciekniemy.

Czasem wystarczy tylko wyrwać jeden kadr z komiksowej fabuły, by ukazała się cała groza naszej epoki, której, zajęci superbohaterami rysownicy, zdają się nie zauważać, a mimo wszystko (podświadomie?) umieszczają ją w swych albumach, zeszytach i gazetowych paskach, kierowanych wówczas głównie do najmłodszych odbiorców kultury.

Znakomicie widać to na obrazie skandynawskiego piewcy pop-artu, Guðmundura Erró. Na jednym ze swych dzieł przedstawił on postacie biblijne, zgromadzone wokół zdejmowanego z krzyża Chrystusa, tuż za nimi natomiast - w tle - uwidoczniona została pożoga Stalingradu z bombami, miejskimi ruinami i komiksowymi czołgami. Tak właśnie wyobrażać musiało sobie wojnę dziecko, wychowane na radiowych audycjach z lat ’30 i ’40. Słuchając kościelnego kazania, święci z ołtarzowych malowideł mieszali mu się z zasłyszanymi wcześniej w domu doniesieniami z frontu, a jego ukształtowana przez rysunkowe historie wyobraźnia, podpowiadać musiała takie właśnie obrazy, jak te, widniejące na płótnie „Stalingrad” Erró.



Szalona, papierowa apokalipsa, 'gdzie wojnę światów toczą ze sobą postacie z komiksów i sensacyjnych powieści w odcinkach'.

Nacechowany często dystansem i ironią pop-art, zwraca więc też naszą uwagę na to, jak ważne są dla nas wszystkie te teksty kultury, z których rzekomo z wiekiem się wyrasta. Bohaterowie z dzieciństwa, komiksy i filmy animowane kształtują przecież przez pierwsze lata naszą wyobraźnię, osobowość i tożsamość, odciskając także swe piętno na dalszym naszym życiu. O tym samym pisał Umberto Eco w powieści „Tajemniczy płomień królowej Loany”.

Jej bohater, po tym, gdy stracił pamięć, powraca wszak do lektur i popkulturowych fascynacji z dzieciństwa, licząc, że po ich powtórzeniu być może zdoła odzyskać własną, „dorosłą” tożsamość. A co takiego my sami próbujemy odzyskać, kiedy dzieciom kupujemy nowe wydania „Tytusa, Romka i A’Tomka”, „Kajko i Kokosza”, czy książek Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka, którymi zaczytywaliśmy się w podstawówce?

Wracając zaś jeszcze na koniec do Eco, to w recenzji „Tajemniczego płomienia…” Miłada Jędrysik pisała na łamach „Gazety Wyborczej”, że owa powieść kończy się „szaloną papierową apokalipsą, gdzie wojnę światów toczą ze sobą postacie z komiksów i sensacyjnych powieści w odcinkach”. Zupełnie jak na obrazach Roya Lichtensteina, czyż nie?

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Malarstwo
  • Architektura
  • Zjawiska
  • Sylwetki
  • Teka Jujki
  • «« | « | 1 | 2 | » | »»

    aktualna ocena |   |
    głosujących |   |
    Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

    Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

    Więcej nowości