Nie jestem Marią Antoniną

O pokorze w show-biznesie i spowiedzi pod obstrzałem obiektywów fotoreporterów z Małgorzatą Kożuchowską rozmawia Agata Puścikowska.

A plotkarskie portale zaczynają wypisywać bzdury, a ludzie komentować je w niewybredny sposób. Przejmujesz się tym?
– Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się tym zupełnie nie przejmuję. Staram się nie czytać „rewelacji” na swój temat. Czasem coś kłamliwego czy obraźliwego do mnie dotrze i zaboli, ale mnie nie zniszczy. Staram się być ponad tym. Każdy człowiek powinien poczucie wartości budować na tym, co jest dla niego najważniejsze. Wyniosłam to przekonanie z domu. Miałam szczęście, że dostałam od swoich rodziców poczucie bezpieczeństwa, wiarę i mocny kręgosłup. To procentuje.

Konserwatywne wychowanie wydaje owoc obfity?
– Nie lubię określenia „konserwatywne”. Było u nas zwyczajnie. Nie miałam i nie mam wrażenia, że wychowywano nas w sposób konserwatywny. Odkąd pamiętam, ciągnęło mnie do lokalnej bohemy, która z założenia nie jest konserwatywna. Z drugiej strony odebrałam tradycyjne wychowanie: kindersztuba, kościół w niedzielę, chór. Kształtowały mnie dwa różne środowiska, a w żadnym z nich nie byłam „typowa”. Wśród artystów uważali mnie troszkę za „świętą”, a w oazie – za „wywrotowca”. Gdy coś mi się nie podobało, nie mogłam milczeć. Ta szczerość pozostała mi do dziś: nie umiem udawać i jeśli czuję, że powinnam tupnąć nogą, tupię. Choć może dzisiaj nie jestem już taka wyrywna. Nauczyłam się...

...pokory?
– Pokorę mam od dawna. I uważam ją za coś pozytywnego. Nie jako „poddanie” się czy pokutę. Raczej jako szansę. Jestem pokorna wobec życia, Boga. I nawet gdy się buntuję, to po jakimś czasie przychodzi myśl: „Przyjmij to, Gośka, jak najlepiej potrafisz. Zrób z tym coś dobrego”. Jeśli odpuszczam, to dlatego, że nauczyłam się odróżniać rzeczy naprawdę ważne od mniej ważnych. I wiem też, że nie wszystko trzeba od razu zrozumieć. Czasem sens jakichś wydarzeń staje się jasny dopiero po latach.

Czujesz się odpowiedzialna za tych, którzy cię obserwują, podziwiają i wzorują się na Tobie?
– W jakimś sensie tak. To taka naleciałość rodzinna: mam rodziców nauczycieli, więc jakieś tam zacięcie pedagogiczne we mnie jest (śmiech). Ale nie wierzę, żeby zachowanie osoby publicznej od razu wywoływało masowe naśladownictwo. Owszem, może usprawiedliwić czy potwierdzić wybór, jeśli ktoś takiego potwierdzenia szuka. Czy można jednak czuć się odpowiedzialnym za wybory innych? Każdy sam kieruje własnym życiem. I wybiera – dobrze albo źle. Każdy, również ja, ma prawo do błędów. Nie czuję się ikoną, wzorcem. Nie prowadzę życia pod publiczkę, nie zamierzam dostosowywać swojego życia do czyjegoś wyobrażenia o mnie. Nie kreuję siebie. W życiu nie umiem i nie chcę grać. Tak naprawdę moim celem jest branie udziału w rzeczach ważnych. W życiu prywatnym i zawodowym nie chcę marnować czasu.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości