Nie jestem Marią Antoniną

O pokorze w show-biznesie i spowiedzi pod obstrzałem obiektywów fotoreporterów z Małgorzatą Kożuchowską rozmawia Agata Puścikowska.

I nie marnujesz czasu, grając od 9 lat w „M jak miłość”?
– Nie. Jest tam pokazany świat, z którym się w jakimś stopniu identyfikuję. Mówię o świecie wartości: ten świat staram się pokazać innym. Niesłabnąca od lat popularność tego serialu potwierdza, że widzowie tego oczekują.

Taka serialowa ewangelizacja?
– (śmiech) Może. W domu nie mam wyszytych własnoręcznie sztandarów „wiara, nadzieja, miłość” i nie biegam z nimi po Warszawie. Ale wydaje mi się, że każda osoba z konkretnym światopoglądem, wyznawanymi wartościami ma prawo, czy wręcz obowiązek, się nimi dzielić. A gdy trzeba, bronić ich. Nie boję się i nie wstydzę swoich przekonań, wiary. Mało mnie obchodzi, czy to się komuś podoba, czy nie. To zastanawiające, że w kraju, w którym ponad 90 proc. obywateli deklaruje katolicyzm, publiczne przyznanie się do tej wiary uważane jest za akt odwagi. Szanuję poglądy innych i przeraża mnie zacietrzewienie w wyrażaniu poglądów, fanatyzm.

W tzw. środowisku czujesz się inna?
– Nie. Jestem sobą.

To „bycie sobą” chyba podoba się paparazzim. Jak sobie z nimi radzisz?
– Muszę sobie radzić. Siedzą często pod moją kamienicą. Wychodzę z domu, oni za mną. Trudno, niech jadą. Przyzwyczaiłam się, choć przyznam, że niełatwo czasem nie mieć wobec nich negatywnych emocji. Szczególnie gdy przekraczają kolejne granice. Bo co innego fotografowanie sytuacji związanych z pracą, a co innego – sytuacji tak intymnych jak spowiedź. Gdy jechaliśmy z Bartkiem, jeszcze wtedy moim narzeczonym, na ostatnią przedślubną spowiedź, pojechali za nami. I weszli do kościoła. Ludzie, którzy modlili się podczas Mszy św., podchodzili do mnie i mówili: „Pani Małgorzato, robią pani zdjęcia” . Byli ich zachowaniem naprawdę poruszeni. Usiadłam za jakimś filarem sama, bo Bartek poszedł do zakrystii prosić, by ksiądz wyspowiadał nas w zamkniętym miejscu. Dzień przed ślubem, ostatnie przygotowania, wielkie emocje, a tu jeszcze paparazzi przy konfesjonale. Trochę tego za dużo. Łzy popłynęły same. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam obiektyw wycelowany prosto we mnie. Byłam pewna, że takiej okazji paparazzi nie przepuści. I ku mojemu zdziwieniu chłopak opuścił aparat i odszedł. Po ślubie jeden z fotoreporterów podszedł do mnie i podziękował za to, że nikt ich nie przeganiał, że nie przewracali ich ochroniarze. A potem powiedział: „To ja byłem wtedy w kościele”.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości