Polskę kocham

O patriotyzmie bez obciachu, historii z ZChN i o ataku Białorusi w piątek po 15.30 z Pawłem Kukizem rozmawia Jacek Dziedzina.

Wierzy Pan w skuteczność protest songów?
– Gdybym nie wierzył, śpiewałbym o tym, że ona mnie nie kocha, a ja ją kocham, czy też odwrotnie. I zrobiłbym przeszczep tupeciku i pofarbowałbym tył włosów. Oczywiście, że wierzę.

A nie myślał Pan kiedyś, by przejść od protest songów do czynnej polityki?
– Do takiej polityki, z jaką mamy teraz do czynienia? To jest postpolityka, opierająca się na teatrze i na grze. Nie zmieściłbym się w tym. Proszę spojrzeć na ZChN. Jedyną osobą z tej całej wierchuszki, jedyną osobą uczciwą, z honorem, której z przyjemnością podaję rękę, jest Marek Jurek. Natomiast niech pan spojrzy na Marcinkiewicza… Nie będę komentował, bo pan wie, o czym mówię. Niech pan spojrzy na pana Czarneckiego, na pana Niesiołowskiego. Przecież to były główne tuby ZChN. I jak łatwo w ciągu kilku lat z Chrystusa na fladze zrobić sobie chorągiewkę. Ja wtedy, pisząc tę piosenkę…

Sam Pan zaczął, ja nie pytałem o piosenkę „ZChN zbliża się”…
– Naprawdę zrobiłem wtedy porządny rachunek sumienia, czy warto umieścić ją na płycie. To nie był wygłup, tylko przemyślana akcja. A że opowiadała o pijanym księdzu i tło do tej opowieści stanowiła „święta pieśń”? Właśnie o to chodziło.

Ale de facto stała się hymnem zajadłych antyklerykałów.
– I to mnie najbardziej zabolało. Ja, zagorzały antykomunista, zrobiłem się malutki, kiedy usłyszałem, że śpiewają to w SLD. To mnie nauczyło ostrożności. Chciałem tylko pokazać zagrożenie polegające na tym, że za „równego, fajnego” księdza uważamy nie takiego, który będzie uczyć nas o Bogu, lecz tego, który się z nami napije. Jeśli do tego dołożyć władzę świecką, która ze względów marketingu politycznego stwarza pozory wspólnego marszu z Kościołem, to mamy sytuację koszmarną i – dla mnie przynajmniej – nie do zaakceptowania. Uważam, że miałem rację: „ZChN zbliża się”. I Bogu dzięki, że nie objął całej władzy, bo mielibyśmy makabryczną Polskę, która nie miałaby absolutnie nic wspólnego z Bogiem.

Rozumiem, że Wiejska w Warszawie Pana nie pociąga. Łatwiej być patriotą w małej wiosce na Opolszczyźnie?
– Władza w Warszawie żyje w jakimś matrixie, w wymyślonych sytuacjach. Między ulicą Wiejską, lotniskiem, dojazdem do domu, ta władza nie widzi podwórka. Ja je widzę. Codziennie o godzinie 6.30 rano jadę do sklepu po chleb, spotykam ludzi. Mieszkam na skraju, ale jestem w środku życia (śmiech).

Niedawno zajął Pan trzecie miejsce w plebiscycie na opolanina 20-lecia. Dostał Pan zaledwie kilka głosów mniej niż abp Alfons Nossol. Nie pojawiały się oferty, żeby skonsumować tę popularność ku chwale Ojczyzny?
– Miałem propozycję startowania w ostatnich wyborach do Sejmu z listy PO w województwie podkarpackim. Takie zagranie taktyczne, żeby odebrać głosy PiS-owi. Odpowiedziałem: a jeśli wygram, to co? Będę siedział w tym sejmie i naciskał guzik? Spotykał się z nimi, jadł sushi i bojkotował Ziobrę? Przecież na tym polega ich polityka. Jednej i drugiej strony. Nie widzę ze strony polityków szczególnego zainteresowania państwem, tylko sobą. Swoją opcją. Oni się zachowują jak modelki. Nawet Bóg jest traktowany instrumentalnie: On nie jest nadzieją, tylko instrumentem walki politycznej. To nie jest Pan Bóg, tylko obrazek.

To zostawmy Warszawę. Może sołtys na Opolszczyźnie?
– Ja na to nie mam czasu. Mogę więcej zrobić, będąc muzykiem na scenie, który jest medialny, do którego przyjeżdża „Gość Niedzielny” i który może wykonać telefon do pana wojewody czy pana marszałka i powiedzieć: proszę panów, dlaczego jest tak, że w piątek rolnik wykopał bombę 30 metrów od domu, a saperzy mówią, że oni po 15.30 nie pracują, więc przyjadą w poniedziałek…

???
– No, dzwonię ostatnio do szefa policji i pytam, jak tam akcja „Znicz”. Mówi, że kiepsko, bo nie ma radiowozów. Jeden jest w sąsiedniej wsi, drugi jeździ, a trzeci jest przy bombie. Przy jakiej bombie? – pytam. – No, chłop wykopał o 15.45 bombę pod domem i musiałem tam postawić samochód z policjantem. Ja na to, że przecież niedaleko jest jednostka saperska. A on mówi: – Zadzwoniłem, wysłałem też faksy z prośbą o zabezpieczenie tego miejsca. Oni mi odpisali, że według procedur mają 72 godziny na przyjęcie zgłoszenia, poza tym jest weekend, po 15.30 i Wszystkich Świętych się zbliża. W związku z tym przyjechali w poniedziałek. No i wykopali jeszcze 21 bomb. Zadzwoniłem w tej skandalicznej sprawie do rzeczników wojewody. Na tym też polega patriotyzm. Nie na donosie. Przedstawiłem się, mam przewalone w tej jednostce, bo z tego zrobiła się afera. Ale z tym trzeba walczyć. Gdyby Białoruś chciała nas zaatakować, to powinna to zrobić po 15.30, najlepiej w piątek, bo wtedy wszyscy generałowie są w domu. Ja mam ten komfort, że więcej zrobię dla polityki, dla Polski, będąc trybunem ludowym poza tym całym układem, a jednocześnie w różnych sytuacjach promując jedną czy drugą stronę. Ale jeśli kiedyś przestanę być słuchany na estradzie, być może będę myślał o polityce w sensie dosłownym.

Czy doświadczenia rodzinne wpłynęły na Pana zainteresowanie historią?
– Oczywiście. Ja zostałem pozbawiony dziadków. Jednego zabili mi Niemcy, drugiego Rosjanie. Dlatego Westerplatte i Katyń są dla mnie równie ważne. Jeżeli rodzina jest pozbawiona dziadków, to jest to rodzina niepełna. Dziadek jest bardzo istotną osobą w rodzinie, ponieważ jest to taka instancja odwoławcza. W przypadku konfliktu z ojcem zawsze możesz pójść do dziadka, który cię przytuli i który opieprzy ojca. Ucięto mi zatem jakieś korzenie. Wszystkie doświadczenia rodziców są przekazywane dzieciom. I tak dalej. Zatem ofiary wojny to nie jest to jedno pokolenie, które wyginęło, tylko to jest scheda, która trwa.

Śpiewanie o tym nie jest zatem tanim wykładem z historii?
– To jest też pewien żal, pretensja i przestroga. Ojca wywieźli pociągiem, jechali kilka tygodni, a potem przesadzono go na wielbłąda i wegetował z matką i siostrą w Kazachstanie na totalnym pustkowiu. Kiedyś zapytałem tatę, czy to był obóz, czy były druty? Ojciec odpowiedział – a po co druty, przecież najbliższa miejscowość była 500 km dalej. Te wszystkie rzeczy są potem przenoszone na syna. A ze mnie na moje dzieciaki. Wielką sztuką jest poukładać stosunki z Rosją. Ale to jest konieczne: nasz silny katolicyzm i ich prawosławie – gdyby mogło dojść do pojednania, moglibyśmy zbudować coś silnego, opartego nie na polityce, tylko na duchu. Polityka to jest tylko ubranie, żeby nie było ani za zimno, ani za gorąco. A my to ubranie mamy może i modne, ale niepraktyczne – służące tylko producentom ubrań.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Malarstwo
  • Architektura
  • Zjawiska
  • Sylwetki
  • Teka Jujki
  • «« | « | 1 | 2 | » | »»

    aktualna ocena |   |
    głosujących |   |
    Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

    Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

    Więcej nowości