Zabytki przemysłu, czyli cynk na wagę złota

– Od lat słyszymy od władz, że nasz projekt to „niezwykle cenna inicjatywa”. Dlaczego więc wciąż nikt nie interesuje się ratowaniem ostatnich śladów przemysłu cynkowego? – pytają członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku.

Dlaczego warto?
Od wielu lat stowarzyszenie prowadzi korespondencję z urzędnikami na poziomie województwa i miasta, prosząc o wsparcie dla idei muzeum hutnictwa cynku. Dlaczego warto upamiętnić właśnie przemysł cynkowy? Pomysłodawcy podają zwykle trzy argumenty. „Po pierwsze cynk był największą ekonomiczną przyczyną rozwoju śląskiej aglomeracji w pierwszym jej okresie. Po drugie chodzi o przekazanie etosu pracy kilku pokoleń katowiczan. Po trzecie trzeba zachować pamięć o dawnych technologiach pozyskiwania cynku”.

Ostatni raz delegacja z Urzędu Miasta Katowice wizytowała zabytki huty 9 stycznia. Był tam obecny miejski konserwator zabytków Bolesław Błachuta. Jak mówi, nie zapadły jeszcze żadne decyzje dotyczące ewentualnego wsparcia miasta dla projektu muzeum. – Wydaje się, że najlepszym sposobem uratowania tych zabytków rzeczywiście byłoby utworzenie muzeum hutnictwa. Trzeba zdawać sobie jednak sprawę z rozmiarów problemu, przed którym stoimy. Niemniej rozmowy ze Stowarzyszeniem na Rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku będą kontynuowane. Wierzę, że wypracujemy wspólne rozwiązanie – zapewnia Bolesław Błachuta.

Wśród przeszkód wymienia m.in. niekorzystną lokalizację obiektów oddalonych od siebie, a zarazem od centrum Katowic. Jak dodaje, miasto nie może samodzielnie dźwigać kolejnego ciężaru, biorąc pod uwagę zaangażowanie w powstanie muzeum na terenie kopalni „Katowice”. Co na to członkowie stowarzyszenia? Jak mówią, sytuację taką przeżywali już wielokrotnie. – Znów nie padają żadne konkrety – kwitują.

Co środę
spotykają się w swojej Izbie Tradycji Hutniczej, mieszczącej się w budynku byłego laboratorium. Od lat gromadzą tu eksponaty dokumentujące historię huty. Członkowie stowarzyszenia służą też wszystkim zainteresowanym jako przewodnicy po obiektach zabytkowych. Z błyskiem w oku opowiadają o „śląskiej metodzie wytopu cynku” opracowanej w szopienickim zakładzie, która przez długi okres była jedynym znanym sposobem produkcji cynku.
Był rok 1798, gdy Jan Ruberg w wyniku wielu prób w hucie szkła w Wesołej uzyskał partię cynku w postaci metalicznej. Kilka lat później uruchomił piec destylacyjny, pierwszy tego rodzaju w Europie. Dziś trudno wskazać, gdzie dokładnie znajdowało się tamto miejsce. Wiadomo tylko, że stoi tam osiedle mieszkaniowe. – To ostatni moment na to, aby zrobić coś, by podobny los nie spotkał wciąż jeszcze istniejących śladów produkcji cynku na Śląsku – apelują byli pracownicy likwidowanego zakładu.

***

Śląska metoda wytopu cynku
To proces otrzymywania cynku w piecach destylacyjnych o muflach leżących. Ceramiczne mufle początkowo wykonywane były ręcznie, miały przekrój okrągły lub owalny z otworem z jednej strony, do którego ładowano koncentrat cynku oraz reduktor w postaci węgla lub koksiku. Mufle usytuowane były w przestrzeni grzewczej pieca. Po podgrzaniu wsadu do temperatury o. 1100 stopni Celcjusza następował proces redukcji tlenku cynku, a wydobywające się na zewnątrz mufli pary cynku, przechodząc przez dostawiane nadstawki, ulegały schładzaniu i skraplały się na cynk metaliczny. Na wyloty nadstawek nakładano blaszane balony, w których osadzały się w postaci pyłu cynkowego pozostałości nieskroplonej pary cynku. Ostatnie takie piece zlikwidowano w 1974 r. w Lipinach, w 1976 r. w Szopienicach i w 1980 r. w Wełnowcu.

Na podstawie: Jakub Sozański, Z kart historii przemysłu cynkowego na Górnym Śląsku
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości