Mówią, że witraże są jak święci, od których bije Boży blask. To prawda, ale co w takim razie powiedzieć o ikonach?
Gdy pojawia się kreska na wizerunku, jej usta układają się do słów chwały i uwielbienia. A te, chociaż bezgłośne, wypełniają przestrzeń Baszty. Stają się cudownym eliksirem przywracającym murom nie tyle młodość, co sens.
Widzący
On mistrz świdnickich czekoladek. Ona emerytka z Żarowa. Oboje zakochani w sztuce, chociaż każde z innych powodów. Spotkali się na warsztatach pisania ikon jak pozostałe 15 osób, popychani jednym pragnieniem, by pod kierunkiem Michała Boguckiego odkrywać świat, w którym wszystko jest podporządkowane Obecności. - U mnie zaczęło się wiele lat temu od Całunu Turyńskiego - wspomina Wanda Hüpner. - Zostałam porażona mocą tego wizerunku. Owocem kontemplacji twarzy Zabitego było to, że On we mnie ożył. Dlatego postanowiłam Go namalować… z otwartymi oczami - wspomina początek swojej przygody z malarstwem sakralnym. Teraz sięga po farby i pędzle, żeby stawać w obecności Boga żyjącego w jej sercu.
- Namalowałem w życiu może z siedem obrazów - zaczyna swoją opowieść Jacek Sikora. - Co jakiś czas przychodzi na mnie niepohamowana potrzeba, by zmierzyć się z malarstwem. Tym razem jest to ikona - precyzuje. Sikora, znany cukiernik, zdecydował się na kopiowanie ikony Jerzego Nowosielskiego, bo fascynuje go w nim jego prostota i siła wyrazu. - Zresztą do czasu renesansu sztuka niosła ze sobą coś więcej niż tylko odwzorowanie rzeczywistości albo płytkie wrażenia emocjonalne. Tak długo, jak długo była na usługach sacrum, potrafiła otworzyć człowieka na transcendencję. Potem, gdy się emancypowała, przestała być zdolna do wyrażania tego, co niewyrażalne – milknie uderzony skojarzeniem, że miejsce, w którym napisał pierwszą w swoim życiu ikonę, było gotycką kaplicą. Pochodzi z czasów, gdy Panu Bogu przez sztukę było najbliżej do człowieka.
ks. Roman Tomaszczuk/GN Ikona wykonana przez Jacka Sikorę Maswerk
Po polsku trzeba byłoby powiedzieć: laskowanie, a chodzi o kamienny wzór służący do podtrzymywania witraży. – Zaczęło się od cyklu wykładów na temat teologii ikony, jakie wygłosił w Miejskiej Bibliotece ks. Piotr Nikolski, prawosławny proboszcz ze Świdnicy – mówi Stanisław Sekuła, świdnicki artysta amator tworzący różną techniką: tuszem,
temperą, farbami olejnymi i akrylowymi. – Kiedy poznałem głębię ikony, zapragnąłem zmierzyć się z jej pisaniem – mówi, spoglądając na okno, w którym gotyckie maswerki od ponad 500 lat spełniają swoją służebną rolę. – Kiedyś w tych oknach były witraże. Dzisiaj są zwykłe szyby. Tak jest i z nami. Nasze życie mogą wypełniać bezbarwne wydarzenia, spotkania, myśli i zachowania, albo możemy mienić się tysiącem barw i sensem linii, które rysują w nas świat fascynujący swą perspektywą i siłą – decyduje się na porównanie. W jego ustach brzmi to o tyle przekonująco, że zasmakował goryczy bezbarwnego życia jako bezrobotny. – Byłem przybity całą sytuacją i wtedy z pomocą przyszła sztuka. Odkryłem ikony i świat, który mnie wyciszył, który przywraca pokój memu sercu – wyznaje.
Jak maswerk jest nieodzowny, by światło słońca mogło wypełnić wnętrze ciemnej katedry, tak bez prawdziwej sztuki trudno jest zachować sens ludzkiego życia. Dla wielu ikona staje się jedyną bramą, przez którą przechodzi się z potężną pewnością, że tuż za jej progiem spotka się Artystę. Mistrza tego i tamtego świata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |