Co dzień naprawiać płot

O cioci Stefie, szacunku dla ojca i miłości z Pawłem Królikowskim rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Czyta Pan swoim dzieciom?
– Cała Polska czyta dzieciom, to jeszcze ja mam czytać? (śmiech) Oczywiście, czytam. Ale, że jestem ojcem nadopiekuńczym, to muszę przywoływać zdrowy rozsądek i czasem mówię: „Wróciłem po trzech dniach ciężkiej pracy, jestem nie do życia”. Dzieci muszą szanować tatę. Wiedzieć, że rodzice mogą stawiać im wymagania. Dzisiejszy świat wmawia nam obłudnie, że dziecko trzeba chronić, że można mu na wiele pozwalać. A tak naprawdę świat ma dzieci w nosie. Wszystkie media są napakowane miłością. A przecież to nie jest prawdziwa miłość, tylko seks.

„Casablanka” to dobry film, aby wtajemniczyć w miłość?
– Albo „Co się zdarzyło w Madison County”… To filmy o wyrzeczeniu. Kiedyś jedna starsza mądra osoba powiedziała mi, że z tą miłością jest tak, że jak się spełnia, to już nie jest tą najważniejszą. Taki paradoks. Na początku miłość to odurzenie, stan duchowej eksplozji. To ona bywa inspiracją do wszelkiej twórczości. Potem przechodzi w fazę, o której pisze św. Paweł. Wybacza, nie zazdrości, rozumie, umie czekać. Miłość zaczyna być zegarem naszego życia. Tykając, wyznacza sekundy, godziny, a my żyjemy według niej.

Mają Państwo pięcioro dzieci…
– …w wieku od 21 do 3 lat. Dziecko musi mieć świadomość, że ojciec i matka je kochają, że opiekują się nim, stawiają na niego. Są rodzicami, a nie kumplami, czy nawet przyjaciółmi. Nie ma ładniejszych słów niż „mama” i „tata”. Chociaż w piosence Urszuli Sipińskiej: „Mam cudownych rodziców, bo przyjaciółmi moimi są”, to ładnie brzmi. W życiu dobrze, kiedy dzieci wiedzą, że mają właśnie kochających rodziców. Oczywiście trzeba być z nimi „zakumulowanym”, nie robić z siebie dziewiętnastowiecznego ojca, który chce, żeby dzieci całowały go w pierścień. Każdy z nas boryka się z rolą ojca i matki. Szczęście od Boga, że nie ma wzorca idealnego.

Okazuje się, że w sztuce XX wieku przy okazji przedstawiania męskich ról pominięto ojcostwo.
– A przecież ono jest immanentną częścią męskości. Zaryzykowałbym, że ten, kto nie jest ojcem, nie jest mężczyzną. To oczywiście nie kwestia fizjologii. Niektórzy nie mają dzieci biologicznych, ale stworzyli wspaniałe ojcowskie więzi z dziećmi „duchowymi”. Staram się nie myśleć o ojcostwie, po prostu jestem ojcem. Stale jestem świadomy, że mam dzieci, a one są prezentem wymagającym ogromnej troski. Można to opisać tak: idzie się przez wietrzną noc i żeby nie spaść w przepaść, niesie się płomyk w ręku, starając się, żeby nikt go nie zdmuchnął.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości