Wiersze wracają pod strzechy

GN 46/2011 |

publikacja 17.11.2011 00:15

O modlitwie poety, zwykłych czytelnikach i polskiej misji z Wojciechem Wenclem rozmawia Szymon Babuchowski.

Wiersze wracają pod strzechy Tomasz Gołąb/GN Wojciech Wencel, ur. 1972, poeta, eseista, publicysta, współpracownik „Gościa Niedzielnego”. Wydał siedem tomów wierszy, ostatnio „De profundis”

Szymon Babuchowski: Ode-brałeś właśnie Nagrodę im. Józefa Mackiewicza za tom „De profundis”, w całości poświęcony Polsce. Nie masz ochoty zagrać na nosie krytykom, którzy widzieli w Tobie nekrofila?

Wojciech Wencel: – Już nie gram nikomu na nosie. Znudziło mi się. Choć oczywiście czuję satysfakcję, że doceniono właśnie „De profundis”, a werdykt był jednogłośny. Ten tom od momentu wydania miał wielu entuzjastów, ale też sporo wrogów. Przyjmowałem to jednak spokojnie. Pomagało mi rozeznanie duchowe, że to, co robię, jest sprawą Bożą.

Pisanie wierszy to sprawa Boża?

– Te wiersze były poprzedzone modlitwą, poszukiwaniem potwierdzenia w Bożym słowie. Jeszcze dwa lata temu nie uwierzyłbym, że będę kiedyś pisał o Katyniu, Wołyniu, powstaniu warszawskim. Język poezji narodowej wydawał mi się kompletnie zużyty. Jednak w lutym 2010 r. zaczęły mnie prześladować intensywne obrazy polskości. Jako pierwszy powstał wiersz „Polska ścięta mrozem”. A potem był Smoleńsk i pojedyncze obrazy zamieniły się w lawinę.

Poeta łatwo może uwierzyć, że ma misję do spełnienia. Nie widzisz w tym niebezpieczeństwa?

– Niebezpiecznie robi się w momencie, gdy zaczynamy projektować przyszłość. Zdarzało mi się myśleć w ten sposób w młodości. Teraz staram się dobrze wypełniać swoje powołanie, być solidnym rzemieślnikiem. Interesują mnie najbliższe 24 godziny. Nie rozstrzygam, co się wydarzy później. Dziś jestem gotowy przyjąć każdy scenariusz, jeśli będzie miał Boże błogosławieństwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.