Dawnych bali czar

Agata Combik

publikacja 04.02.2012 07:13

Początków grupy Serenissima Wratislavia trzeba szukać w murach starego zamku w Bolkowie, gdzie przed laty oprócz szczęku rycerskich mieczy zaczęły rozbrzmiewać dźwięki muzyki, a obok lśniących zbroi zawirowały kolorowe suknie. Dziś dolnośląski zespół tańca dawnego znany jest w całej Europie, a nawet w Japonii i Meksyku.

Dawnych bali czar Archiwum zespołu/GN Na balu w Gandawie

Agnieszka Kadłubowska, założycielka zespołu, kilkanaście lat temu pojechała ze znajomymi zwiedzić średniowieczny zamek w Bolkowie. Gdy zajrzała do portierni przy wejściu, wychynęła z niej czyjaś poobijana twarz.

– Szczerze mówiąc, myślałam, że to jakiś „pijus”, tymczasem był to sam kasztelan zamku, znany archeolog, który właśnie wrócił z rycerskich potyczek – wspomina.

Kasztelan wyjaśnił zaintrygowanym turystom, że w Bolkowie działa bractwo rycerskie, które zajmuje się odtwarzaniem życia w dawnych czasach i organizuje turnieje. Agnieszce tak bardzo spodobała się ta działalność, że wkrótce, jako jedna z nielicznych białogłów, dołączyła do bractwa. A taniec? Już jako trzylatka wirowała wokół stołu; tym razem jednak zajęła się pląsami sprzed wieków w odpowiedzi na nudę towarzyszącą długotrwałemu oglądaniu walk kolegów-rycerzy. Bo ileż można patrzeć, jak panowie machają mieczami… – prawda?

Tańce ze starych bibliotek
Na początku z przyjaciółkami sama wymyślała sobie różne tańce „w duchu epoki”. Co ciekawe, niektóre z nich funkcjonują do dziś, żyją własnym życiem i są wykonywane także przez inne grupy. Z czasem odkryła, że istnieją prowadzone przez profesjonalistów kursy tańca dawnego, że można odtworzyć autentyczne kroki tancerzy sprzed lat.

W 1996 r. formalnie powołany został zespół Serenissima Wratislavia. Wojciech Badziak, dziś kierownik artystyczny zespołu, niegdyś zajmował się tańcem towarzyskim. Członków tworzącej się przy bractwie rycerskim grupy poznał podczas spędzanego u znajomych sylwestra. Raz, drugi trafił na próbę. „Ale o co chodzi?” – zaczął dociekać, śledząc nieco jeszcze chaotyczne poczynania tancerzy. A że ma naturę skłonną do rozgryzania zagadek, w końcu „wpadł po uszy” w taneczną łamigłówkę.

Przełomowym momentem w tych dociekaniach był wspólny wyjazd z Agnieszką do Florencji na warsztaty prowadzone przez Brunę Gondoni, kierującą Il Ballarino, pierwszym we Włoszech zespołem tańca dawnego. Bruna została przyjaciółką i mistrzynią tańczących wrocławian, którzy od tamtej pory uczestniczą raz po raz w warsztatach swojej włoskiej nauczycielki, a co rok goszczą ją w stolicy Dolnego Śląska.

Drugim mistrzem zespołu, także regularnie przyjeżdżającym do Polski, stał się Belg Lieven Baert, związany z baletem zawodowy tancerz mieszkający w Gandawie. – Byliśmy tam w zeszłym roku na karnawałowym balu – wspomina Agnieszka. – Odbywał się w zabytkowej, XIX-wiecznej operze, wśród kryształowych żyrandoli, kandelabrów, marmurów. To było niesamowite przeżycie. Można było się poczuć jak na królewskim dworze.

Skąd właściwie wiadomo, jak należy wykonywać tańce z odległych wieków? – W połowie XV w. zaczęły powstawać traktaty tworzone przez mistrzów tańca, zawierające zapisy nutowe, zapisy kroków, układów choreograficznych – mówi Wojtek. – To dla nas cenne materiały źródłowe. Czasem da się jednoznacznie zrekonstruować kroki, a czasem toczą się wśród znawców tematu zacięte dyskusje – czy stopa ma być uniesiona 5 czy 10 cm nad ziemią, czy krok był bardziej „od pięty” czy „na płasko” itp.

Bywa też, że zachował się jedynie zapis nutowy i do niego tworzy się współcześnie choreografię. W renesansie, szczególnie interesującej nas epoce, nie powstawały jeszcze w Polsce podobne traktaty, ale w zapiskach francuskich czy włoskich istnieją wzmianki o tańcach na dworze polskim. Bruna Gondoni znalazła nawet informację o tym, że Polacy dobrze płacili XVI-wiecznym zagranicznym nauczycielom tańca.

Zespół koncentruje się na XV i XVI wieku, ale dobrze radzi sobie także z XIX-wiecznymi tańcami; zaczyna również wdrażać się w XVII-wieczne, barokowe - trudniejsze ze względu na elementy baletu. Ostatnio Serenissima została zaangażowana przy tworzeniu filmu o Zamku na Skale w Trzebieszowicach. Prezentowała w jego wnętrzach tańce charakterystyczne dla różnych epok w długiej historii gmachu.

Pawie, wesela, planety
Do najbardziej znanych dawnych tańców należy pawana, od której swą nazwę zaczerpnął doroczny festiwal organizowany przez Serenissimę, a która też zapewne była niegdyś tańczona we Wrocławiu.

- Jedni wywodzą nazwę tego tańca od włoskiej miejscowości Pavia, inni od puszącego się pawia - tłumaczy Wojciech. - Bo XVI-wieczna pawana to dostojny uroczysty taniec, w czasie którego prezentowali się dworzanie. Każdy chciał wypaść jak najlepiej, pokazać swój bogaty strój i doskonałe maniery. Dziś wiele mówi się o autoprezentacji, o tym, jak zrobić dobre pierwsze wrażenie - a to wszystko nie jest niczym nowym. Już wtedy dbano, by dobrze wypaść, utrzymać swoją pozycję.

Tańce przechodziły czasem płynnie od jednego do drugiego. Po wolnych pawanach następowały dynamiczne gajardy, w których nie brak wyskoków i machania nogami (warto dodać, że gajardowych wariacji jest ok. 180!). Wcześniej, w XV w., stateczna bassadanza przechodziła w szybką pivę.

- Podczas tańca o nazwie chiaranzana osobno grupowały się rodziny panny młodej i pana młodego, tworząc szpalery. Poruszały się one tak, by każdy z każdym mógł się poznać, przywitać - wyjaśnia Agnieszka. - Interesujące były występy, podczas których opowiadano tańcem całe historie. Wawrzyniec Wspaniały z Florencji napisał na przykład taniec pt. „Okrutne pożegnanie”, poświęcony zmarłej muzie artystów, Simonetcie Vespucci. Istniały taneczne opowieści o miłości, rywalizacji, ale i o... astronomii, ukazujące ruch planet.

Tańce budzą emocje. Za skandalizującą uznano XVI-wieczną voltę, podczas której dama była podnoszona przez kawalera. Zaskakiwać mogą tańce imitujące bitwę, jak ten o nazwie batalia. Można w nich ujrzeć atak, kontratak (gwałtowne klaśnięcia przed nosem partnera), podjazdy, rokowania, aż wreszcie niby-bijatykę wielu tancerzy – przy czym dla każdego z nich są dokładnie rozpisane kroki.

Zdarzało się, że na dwory trafiały tańce popularne wśród osób niższego stanu, ale wtedy dodawano do nich specjalne ruchy, mające odróżnić szlachtę od gminu. XV- i XVI-wieczne tańce opierają się zresztą na innym rodzaju ruchu niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni dziś my, pozostając pod wpływem jazzu czy tańców latynoamerykańskich. Podczas tych XV-wiecznych mocno „stąpano po ziemi”, potem zaczęto się bardziej unosić na palcach. Z uwagą podchodzono też do ukłonów, mających odmienną formę w różnych epokach czy krajach – inne są np. ukłony włoskie, inne francuskie.

– Ludzie nie mieli dawniej telewizji czy internetu, które pozwalają na zawołanie oglądać np. koncerty. Bal był wówczas wielkim wydarzeniem – podkreśla Wojtek. – Wiele choreografii tanecznych utrwalonych w traktatach powstawało z jakiejś szczególnej okazji, np. ślubu, chrztu, czy ważnej wizyty. Tworzono wręcz całe przedstawienia ze specjalnymi rolami dla państwa młodych, a także z popisami innych osób. Szczególnym czasem był karnawał. Przez szereg dni arystokracja spała w dzień, a nocami balowała w kolejnych domach – zwłaszcza tam, gdzie mieszkały panny na wydaniu.

Zabawa jest sztuką
Oczywiście dużą wagę przywiązywano do odpowiednich szat. – Nasze stroje, wzorowane na tych z epoki, są w niewielkim stopniu uproszczone dla wygody tancerzy, ale nie stosujemy np. zamków błyskawicznych i odczuwamy na własnej skórze, ile trudu wymagało ubranie się, zasznurowanie wszystkiego. Musimy sobie nawzajem pomagać, doskonale rozumiemy więc, że każda dama potrzebowała licznej służby, żeby się ubrać – mówi Wojtek.

– Najpierw wkładała koszulę, dalej były suknia spodnia z gorsetem i suknia wierzchnia. – Im bogatsza dama, tym więcej miała tych warstw – wyjaśnia Agnieszka. – Suknie były bardzo kosztowne, ciężkie, zdobione drogimi kamieniami, mogły mieć wartość nawet kilku wsi. Często też przechodziły z pokolenia na pokolenie.

Wojtek za najpiękniejsze uważa stroje niemieckie, z jedwabnego aksamitu. Serenissima dysponuje takimi – wzorowanymi na obrazach Cranacha. Agnieszce podobają się włoskie, jakie nosi często Madonna na obrazach Rafaella. Głowy uczestników dawnych bali też mieniły się barwami – a to za sprawą feerii piór i innych ozdób. Panny nosiły rozpuszczone włosy, czasem z przepaskami. – Na obrazach widzimy prawie zawsze faliste pukle, bo włosy były na co dzień zbierane w warkocze i tak się układały. Pod koniec XV w. zaczęto wzorować się na antyku i na głowach pań pojawiły się antyczne zawoje, z kolorowych materiałów sprowadzanych z Indii czy Chin – opowiada Agnieszka.

Wrocławscy tancerze tłumaczą, że bale, fety miały dla ówczesnych ludzi większe znaczenie niż dla nas dzisiaj. Choćby dlatego, że była to jedyna okazja, by młodzi mężczyźni i kobiety wysokich rodów znaleźli się bliżej siebie, mogli się dotknąć – najpierw tylko przez muśnięcie ręki. Trzeba dodać do tego sekretny język wachlarzy, kody kwiatów, upuszczane i podnoszone w znaczący sposób ozdobne chusteczki. – To była trochę taka gra, teatr – mówi Agnieszka. Ostatecznie jednak wszystkie te zabiegi i zwyczaje związane z balami koncentrowały się na bardzo konkretnym celu: zaaranżowaniu małżeństwa z najodpowiedniejszą osobą.

Zabawa ujęta była w ścisłe reguły. Zamożne damy nie mogły siedzieć samotnie, należało je zabawiać. Z kolei one musiały wiedzieć, jak się zachować, gdy na przykład dwóch naraz kawalerów prosi jedną z nich do tańca, jak grzecznie odmówić, jak konwersować. Umiejętność tańca należała do etykiety dworskiej; rycerz powinien był nie tylko władać mieczem, ale także umieć zachować się na uczcie. Agnieszka przytacza historię pewnego kawalera z XVI w., który przyjechał ponoć na dwór francuski i popisywał się, jak świetnie umie tańczyć. Sprawdzono go. Gdy okazało się, że nie zna tanecznych nowinek, został wyśmiany i musiał zrezygnować z kariery dworskiego urzędnika.

Założycielka zespołu podkreśla wielkie przywiązanie ludzi minionych wieków do zasad savoir-vivre’u, eleganckiego zachowania się. – Arystokracja miała to we krwi. Ludzie nie musieli w czasie balu cały czas myśleć o tym, jak się zachować. Było to dla nich czymś naturalnym, od dziecka uczyli się zasad etykiety. My dziś jesteśmy pod tym względem o wiele ubożsi, brakuje nam umiejętności zachowania się wyrażającego szacunek dla innych.

Kultywując dawne tańce, dawną kulturę, jako Serenissima „smakujemy” różne jej aspekty. Także etykietę, która jest pewnego rodzaju sztuką. Podobnie jak japoński ceremoniał parzenia herbaty, tak i europejska sztuka dobrej zabawy ma swoje piękno. To jest pewna celebracja bycia razem w danym miejscu i czasie Tancerze podkreślają różnicę, jaka istnieje między dawnymi wykwintny mi balami a dzisiejszymi dyskotekami gdzie znika bogactwo subtelnych znaków, spojrzeń i gestów.

– Właściwie nastąpił powrót do tańca pierwotnego plemiennego – mówi Wojciech. Ludzie często nie potrafią już razem tańczyć ale „podrygują” obok siebie, ogłuszeni muzyką, każdy w swoim świecie.

Gimnastyka z gajardami
Mówi się, że dbająca o kondycję i uwielbiająca bale królowa Elżbieta Tudor zaczynała dzień od szybkie gajardy, połączonej z energicznym wyskokami. – Taniec może być świetną gimnastyką. To wspaniały relaks i sposób na rozwój umiejętności ruchowych – twierdzi Agnieszka.

Nie znaczy to, że dawne tańce są jedynie dla krzepkich 20-latków (choć oni też znajdą tu dla siebie godne wyzwania!). Na warsztatach w Anglii Wojtek tańczył kiedyś z 80-letnią uczestniczką zajęć.

– Istnieje wiele tańców powolnych, kroczących, do których nie trzeba mieć żelaznej kondycji – tłumaczy – jak choćby pawany. Oczywiście to „kroczenie” nie jest maszerowaniem ot, tak sobie, jak na ulicy. To trzeba też pięknie zatańczyć – Gdy jestem starsza, nie tyle cieszy mnie pokazywanie się na scenie, co sam taniec, szlifowanie różnych elementów, doskonalenie się – dodaje Agnieszka. – Dla mnie taniec to rodzaj terapii, możliwości przeniesienia się w inny świat.

Serenissima gromadzi się na treningach raz w tygodniu – tancerze najczęściej w zwykłych dresach, szlifują wówczas poszczególne elementy. Stałą ekipę tworzy ok. 10 osób, pozostali zmieniają się. Cały czas trwa nabór do zespołu. Szczególnie poszukiwani są chętni do tańca panowie – jest ich bowiem trochę mniej. Może nie uśmiecha im się noszenie staroświeckich rajtuz? Wojtek zauważa, że można się w nich czuć mniej więcej podobnie jak w stroju kolarza. Nic strasznego.

– Jesteśmy grupą amatorską w tym sensie, że zawodowo zajmujemy się czym innym, ale tak naprawdę podchodzimy do tego bardzo serio, profesjonalnie – podkreśla. Taka pasja, jeśli traktuje się ją na poważnie, pochłania sporo pieniędzy. Jeden kostium kosztuje od 2 do 3 tys. zł. Grupa tylko czasem wykonuje pokazy płatne, a zazwyczaj korzysta jedynie ze wsparcia Ministerstwa Kultury – np. przy organizacji lipcowego festiwalu.

Jak na amatorów, stali się bardzo rozpoznawalni – w Europie i nie tylko. Przyjaciół mają nawet w Meksyku czy Japonii – gdzie ich znajoma Yuko Higuchi tańczy również polskie tańce. Na obrazach dawnych mistrzów widać czasem przy szopce betlejemskiej tańczące anioły. Pewnie nie przypadkiem karnawał następuje tuż po Bożym Narodzeniu, gdy już widać zapowiedź otwartych bram raju – i wielkiej uczty weselnej na Godach Baranka. Gdy jest się z czego cieszyć, a nogi same porywają do tańca, warto pamiętać, że zabawa może być misternym arcydziełem.

Możesz się włączyć
Zespół Tańca Dawnego Serenissima Wratislavia to najstarsza grupa związana z tańcem dawnym na Dolnym Śląsku, jedna z pierwszych w kraju. Co roku w lipcu organizuje Międzynarodowy Festiwal Tańca Dawnego PaWaNa, któremu towarzyszą warsztaty, wykłady, konkursy, bal kostiumowy i Jarmark Renesansowy.

Uświetnia koncerty, miejskie uroczystości czy wydarzenia, takie jak Jarmark Jadwiżański we wrocławskiej Leśnicy, prowadzi kursy. Zespół jest otwarty na współpracę z osobami w różnym wieku: młodzieżą szkolną i studencką, osobami dorosłymi, a także seniorami oraz z grupami istniejącymi przy parafiach. Więcej informacji na stronie internetowej www.serenissima.com.pl, pytania można kierować na adres kontakt@serenissima.com.pl.