Sroka na weselu

Roman Tomczak

publikacja 14.02.2012 06:53

Po co bezmyślnie świętować obce nam kulturowo walentynki, skoro mamy nasze słowiańskie Ptasie Wesele? Jest w tej tradycji miejsce na miłość, domowe ciepło i rodzinne gniazdo.

Ptasie wesele Roman Tomczak/GN Ptasie wesele

Ptaškowa swajźba, ptači kwas, die Vogelhochzeit albo Ptasie Wesele – wiele nazw na określenie tego samego ludowego zwyczaju. Choć jego geneza ginie w mrokach dziejów i na pewno ma pogański rodowód, szybko został zasymilowany przez katolickich Serbów Łużyckich i nawet dziś jest jednym z najbardziej popularnych zwyczajów.

Przypomina o tym co roku Towarzystwo Polsko-Serbołużyckie, któremu przed pięciu laty udało się zorganizować Ptasie Wesele dla ok. 400 dzieci z wrocławskich szkół i przedszkoli. Później już nigdy nie udało się powtórzyć tego sukcesu, choć o zwyczaju Ptasiego Wesela wie coraz więcej osób na Dolnym Śląsku, a w diecezji legnickiej powinien być on znany co najmniej tak dobrze, jak te przywiezione tu z powojennymi ekspatriantami. Historyczno-geograficzne granice Górnych Łużyc sięgają bowiem aż do rzeki Kwisy, a więc zajmują sporą część diecezji.

Ptasie Wesele   Roman Tomczak/GN Ptasie Wesele
Scena zaślubin
Talerzyk na parapecie

„25 stycznia serbołużyckie dzieci nie szły do szkoły” – podaje w książce „Mój prěni a posledni ptači kwas” serbołużycki pisarz Bjedrich Radlubin. „Od rana, podniecone, szykowały się na ucztę weselną ptaszków. Z każdego domu wynoszono szklaneczki i garnuszki przeznaczone na jedzenie z wesela. Stawiano je w miejscach, gdzie ptaki zwykle siadywały i starano się podpatrzeć, jak ptasi weselnicy przynoszą dary ze swojej uczty. Nigdy się to nie udawało. Wobec tego snuto domysły: gdzie to ptasie wesele się odbywa. Pewnie gdzieś w głębi lasu, gdzie nikt ich nie widzi. A w domu okazywało się, że ptaki niepostrzeżenie przyniosły dzieciom smakołyki. Mogły to być np. jagły ze śliwkami, mogła to być słodka bułeczka, ale smakowało tak, jak potem nie smakowało już nic. Rodzice wykorzystywali ten zwyczaj w celach wychowawczych. Kto był niegrzeczny temu ptaki nic nie przynosiły”.

- Według łużyckiego zwyczaju od 25 stycznia do 25 lutego ptaki są pod szczególną ochroną - wyjaśnia Ludmiła Gajczewska, prezeska wrocławskiego Oddziału Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego. - Nie wolno ich wtedy w żaden sposób niepokoić. Nie wolno było także przycinać wtedy drzew, bo np. sroka zaczyna wić w tym czasie gniazdo, symbol rodziny. A to właśnie sroka, przypomni my, jest panną młodą na Ptasim Weselu, szalenie zakochaną w panu młodym, czyli gawronie - podkreśla L. Gajczewska.

Dzieci ze szkół z językiem serbołużyckim działających za Nysą Łużycką, także i dziś w dniu Ptasiego Wesela, 25 stycznia, nie idą do szkoły. Ten dzień jest bowiem nieformalnym świętem narodowym Łużyckich Serbów, odkąd na 25 stycznia 1920 r. zwołano walny zjazd Związku Serbołużyczan „Domowina”.

Frak dla przedszkolaka
Na Górnych i Dolnych Łużycach Ptasie Wesele jest obecnie obchodzone głównie w przedszkolach i szkołach. - Dzieci dokarmiają w zimie ptaki i mogą za to w nagrodę wziąć udział w weselu - mówi Heike Kessler z przedszkola w chociebuskiej dzielnicy Sielow - Wystawiają wtedy talerze i miseczki na parapet i w zamian otrzymują pieczywo w kształcie sroki - wyjaśnia.

Wszędzie Ptasie Wesele obchodzone jest ze sroką jako panną młodą i gawronem jako panem młodym. - Narzeczeni, wybrani spośród dzieci, są świątecznie ubrani. Najczęściej w łużycki strój ludowy. Dziewczynka ma na sobie suknię i welon, a chłopiec frak i cylinder. Inne dzieci przebrane są za ptaki. Mają dzioby z papieru i peleryny w kształcie skrzydeł, ozdobione piórami. Dzień spędza się na tańcach i śpiewie - opowiada H. Kessler. Podobnie obchodzą ten dzień dorośli, którzy organizują wieczorki towarzyskie, na których Ptasie Wesele przedstawiają zespoły ludowe. Ptasie Wesele to - obok wielkanocnego obyczaju Jatšy, majowego ubierania drzewka Majski Bom oraz Jańskiego Rejtrowania, czyli pochodu konnego z okazji dnia św. Jana - najpopularniejszy zwyczaj serbołużycki.

Łużycki dom z klocków Lego
Tradycję Ptasiego Wesela przypomniało 5 lutego Muzeum Etnograficzne we Wrocławiu. Pojawiła się tam ekspozycja prezentująca prace uczniów wrocławskich szkół, biorących udział w warsztatach prowadzonych przez Annę Różowiec, organizatorkę cyklu imprez popularyzujących kulturę serbołużycką.

- Warsztaty obejmowały m. in. plastyczne przedstawienie Ptasiego Wesela oraz lepienie sroki z ciasta. Później, korzystając z centrum multimedialnego, dzieci szukały w sieci informacji o zwyczajach i kulturze Łużyckich Serbów. Na tej podstawie z klocków zbudowały domy o charakterze architektury łużyckiej – opowiada Różowiec.

Na wystawie w Muzeum Etnograficznym można było obejrzeć to, co uczniowie stworzyli na warsztatach. Znalazły się tu także książki o Ptasim Weselu, wydawane przez wydawnictwa polskie i serbołużyckie. Wśród tych ostatnich była pozycja napisana przez Oskara Kolberga. Podczas spotkania wyświetlono
także film prezentujący genezę, przebieg oraz istotę tego święta, znanego wyłącznie na terenie Łużyc.

Nazwa to za mało
Odkąd wrocławski oddział TPS propaguje kulturę Serbołużyczan w Polsce, żadne z miast polskich leżących na terenie historycznych Łużyc, nie nawiązało oficjalnej współpracy z tym stowarzyszeniem. Zaś organizacje pozarządowe i społeczne zadowalają się publikacjami i działaniami na własny rachunek.

W ubiegłym roku ukazała się (notabene: znakomita) książka pt. „Vademecum historii Górnych Łużyc”, przygotowana wspólnie przez Południowo-Zachodnie Forum Samorządu Terytorialnego „Pogranicze” i lubańskich historyków. We wstępie do książki autorzy piszą, że powstała ona jako „wsparcie procesu kształtowania tożsamości regionalnej oraz kulturowej mieszkańców »polskich« Górnych Łużyc”.

Zgorzelec, Lubań, Pieńsk, Nowogrodziec, Gryfów Śląski, Węgliniec, Bogatynia - to właśnie miasta leżące na terenie „polskich” Górnych Łużyc. Choć w Zgorzelcu powstało przed pięciu laty Muzeum Łużyckie, do tej pory nie nawiązało ono współpracy z Towarzystwem Polsko-Serbołużyckim. Za to np. Żary, leżące na terenie „polskich” Dolnych Łużyc, znakomicie współpracują z organizacjami łużyckich Serbów z Chociebuża (Cottbus).

Grzegorz Pisarski, skarbnik wrocławskiego oddziału TPS uważa, że problem jest złożony, ale możliwy do rozwiązania. - Chyba nie jest tak źle, skoro w Lubaniu od lat powojennych stacjonowała Łużycka Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza. A więc pamięć o łużyckości tych terenów istniała – zauważa Pisarski. - Choć rzeczywiście, od samorządów polskich miast na Górnych Łużycach można by oczekiwać więcej w dziedzinie propagowania łużyckiej kultury. Na razie największe nadzieje wiążemy właśnie z Lubaniem i Zgorzelcem - mówi G. Pisarski.

Powrót Serbołużyczan
Dziś nie ma już Serbołużyczan po zachodniej stronie Nysy Łużyckiej. Są tylko ci, którzy serbołużycką historię i kulturę chcą propagować wszystkimi dostępnymi sobie środkami. Czas, aby do tych ideowców - którym najmniej brakuje pasji, a najwięcej pieniędzy na działanie - pomogły lokalne samorządy.

Nie ma co odwracać się plecami do historii. Serbowie dzielnie stawiają opór obojętności i powolnej germanizacji, dziejącej się za zachodnią granicą diecezji legnickiej. Dlatego potrzebują naszego wsparcia w propagowaniu swoich zwyczajów, takich jak np. Ptasie Wesele, i całej serbołużyckiej kultury. A właściwie - naszej kultury, jeśli rozważać całą tę kwestię w kategoriach słowiańskiej wspólnoty.

Może dzięki temu kiedyś Serbołużyczanie wrócą na zachodni brzeg Nysy. Będą to nasi synowie i wnuki.