Malarski Don Kiszot

Bogdan Gancarz

publikacja 19.04.2012 06:43

Współcześni artyści lubią szokować. Krakowski malarz Dominik Rostworowski szokuje zaś tym, że... nie chce szokować.

„Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”   Iwo Książek/GN „Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”
W tych obrazach malarz zestawił historyczną niewolę Żydów ze współczesną niewolą obojętności wobec korzeni duchowych
Można się przekonać o tym, oglądając wystawę kilkuna­stu jego obrazów w Centrum Kultury Żydowskiej. Sceny biblijne, rodzajowe ujmują spokojem i łagodnym kolorytem. Na pozór nie ma w nich nic dramatycznego. Ot, ładne obraz­ki. Przypatrując się im jednak bliżej, słuchając objaśnień artysty, widz przekonuje się, że w niedramatycznej formie są tam przedstawiane dramaty, że każdy z tych obrazów niesie jakieś poważne przesłanie, choć wydaje się lekki i łatwy w odbiorze.

– To apologia macierzyństwa – mówi Dominik Rostworowski   grzegorz kozakiewicz/GN – To apologia macierzyństwa – mówi Dominik Rostworowski
W obraz wplótł rodzinny alpejski krajobraz swojej żony oraz związane z nim i jego rodziną dwór w Rybnej i kościółek Najświętszego Salwatora
– Bo Rostworowski w każdym przypadku ma coś ważnego do powie­dzenia – mówi zafascynowany jego malarstwem inny znany krakowski malarz Andrzej Łukaszewski. – Po­trafi to wyrazić w doskonałej formie malarskiej, choć zawsze ważniejsze jest dla niego „co” niż „jak”. Jego obrazy mają charakter wskazań, moralitetu.

W niewoli obojętności
Na wielu obrazach są sceny biblijne. Artysta namalował je podczas pobytu w Ziemi Świętej. Ich powsta­nie wydaje się malarzowi naturalne. – Gdybym – ze względu na mojego ojca i stryjów – nie namalował trzech ewangelistów: Mateusza, Marka i Jana, albo – ze względu na żonę – spotkanego przez nią dobrego Sa­marytanina, zachowałbym się jak ktoś idący na koncert ze stoperami w uszach lub mylący wesele ze stypą – mówi Rostworowski.

Alegoria reklamy   Iwo Książek/GN Alegoria reklamy
Jej wszechobecność może rodzić zniewolenie
Duże wrażenie robią powieszo­ne obok siebie dwa obrazy z cyklu „Niewola babilońska”. Na pierwszym z nich widać historycznych Babilończyków, którzy odebrali wolność Ży­dom, niszcząc przy okazji ich świą­tynię; zabrali naczynia liturgiczne, aby zupełnie odciąć ich od korzeni. Podobna sytuacja, choć nie w sensie dosłownym, zdarza się także ludziom współczesnym. I oni mogą się zna­leźć w takiej „niewoli babilońskiej”, sami odcinając się, często bezwiednie, od korzeni.

– Znajomy malarz opowiadał mi, że przyjechawszy w niedzielę do mia­steczka na francuskiej prowincji, zastał tam piękny gotycki kościół, opuszczony, zatęchły. Mieszkańcy zaś grali obok niego w kule, zupełnie nie interesując się tym, co przez wieki budowało ich tożsamość. Przełożyłem to na sytuację polską, stąd w tle widać krajobraz z salwatorskim Wzgórzem św. Bronisławy i kopcem Kościuszki – mówi Rostworowski.

Do tej niewoli nawiązuje też po­zornie łagodny, a w istocie drama­tyczny obraz „Alegoria reklamy”. Ludzie na pustyni, kuszeni, łudzeni przez reklamy, na swoistym „tar­gowisku próżności”, są przegrani. Wszyscy. Część z nich wpada do bagnistego rowu. – Nie utopią się w nim, bo jest płytki. Ale będą ubłoceni i ogłupiali – objaśnia malarz.

„Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”   Iwo Książek/GN „Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”
W tych obrazach malarz zestawił historyczną niewolę Żydów ze współczesną niewolą obojętności wobec korzeni duchowych
Są jednak i obrazy mające po­godniejsze przesłanie, np. „Macie­rzyństwo”. To prawdziwa apologia macierzyństwa, przy tym obraz bardzo osobisty. Rostworowski ze­stawił tu bowiem krajobraz Alp, gdzie mieszka rodzina jego żony, pół-Francuzki, z widokiem rodzinnego dworu w podkrakowskiej Rybnej i parafialnym kościółkiem Najświętszego Sal­watora, gdzie zamierzali brać ślub.

Ścieżkami błędnego rycerza
Na wystawie są również dwa pięk­ne przedstawienia błędnego rycerza Don Kiszota. Przywiązanie malarza do wartości, nieuleganie ulotnym mo­dom artystycznym zbliża go do posta­wy owego rycerza. Ta postać jest mu bliska.

– Chodziłem ścieżkami Don Kiszota, namalowałem w sumie 23 obrazy z nim w roli głównej – mówi Rostworowski. – Sekundowałem jego zwycięstwom, podziwiałem jego wy­obraźnię, ducha, odwagę, dworskość, konsekwencję i siłę autosugestii. Był dla mnie bezinteresownym fantastą, który w imię ideałów narażał na szwank swoje zdrowie i godność, nie oczekując w zamian innej zapła­ty prócz tej, którą mógł otrzymać jedynie od siebie – wierności powo­łaniu. Takie rozpoznanie Don Kiszota spowodowało, że uważam go ponie­kąd za patrona ludzi szczególnych, zwłaszcza artystów, którzy wolność i niezależność okupują często biedą, frustracjami i zepsutym zdrowiem.

Rostworowski pochodzi ze znanej rodziny ziemiańskiej, której wielu przedstawicieli było artystami i uczo­nymi. Dziad Karol Hubert pisał zna­komite dramaty, ojciec Jan był poetą, zaś stryjowie Emanuel Mateusz i Marek – profesorami historii oraz historii sztuki. Artysta mówi chętnie o przesłaniu swoich obrazów, siebie jednak nie chce eksponować.

– Pochodząc z zasłużonej rodzi­ny, mógłby być snobem, eksponować swoje hrabiostwo. Snobizm jest mu jednak zupełnie obcy – mówi An­drzej Łukaszewski.

Malarz nie podpisuje nawet swych obrazów. Każdy z nich ma jedynie na odwrocie datę dzienną i numer kolejny. – Co będę paskudził przód obrazu podpisem – mówi półżartem.

Wystawę można oglądać do 30 kwietnia w Centrum Kultury Żydow­skiej (Kraków, ul. Meiselsa 17).