Wiem, co lubię

Jarosław Gracka

publikacja 21.05.2012 07:51

Czy największe dzieło grupy Genesis powstało na początku ich drogi?

Selling England by the Pound Selling England by the Pound
Płyta grupy Genesis wydana w 1973 r.
EMI Music

Wśród najważniejszych zespołów najlepszych dla rocka czasów – czyli lat 70, nie sposób nie wspomnieć o Genesis, zespole który nagrał całą masę wybitnych płyt, który od klasycznie brzmiącego rocka progresywnego przeszedł do bardzo stylowego rocka środka, by zsyntetyzować te oba odległe światy pod koniec kariery. Co najmniej kilka płyt na pewno tu omówię, ale rozpocznę, od tej, którą cenię najbardziej – czyli od Selling England by the Pound – ich piątej studyjnej płyty.

Genesis grali wówczas w składzie przez wielu uważanym za najlepszy – obok wokalisty grającego czasem na flecie – Petera Gabriela, charyzmatycznego niesamowitego artysty, grali w nim perkusista – Phil Collins (już niebawem zastąpi tego pierwszego za mikrofonem), klawiszowiec i ogólnie spiritus movens grupy Tony Banks, gitarzysta Steve Hackett i basista Mike Rutheford. Mieli już za sobą cztery płyty studyjne – każda następna lepsza od poprzedniej (czwarta Foxtrot zdecydowanie będzie tu kiedyś opisana) i jedną koncertówkę. Do perfekcji już opanowali swoje nietypowe brzmienie – pełne harmonii gitar 12-strunowych, mellotronu (który jednak na Selling England by the Pound przegrał z syntezatorami) i długich partii solowych. Wszystkie te składniki w najszlachetniejszy sposób wymieszały się na piątym albumie.

Genesis - Dancing with the Moonlit Knight
AAAmitD

Pierwsze wrażenie spływa na nas po zobaczeniu okładki – w bardzo angielskim stylu, widać na nim park i w parku leniucha śpiącego na ławce. Za nim panie, z parasolkami przechadzają się po alejkach. Obrazek uroczy i sielski. Tak jak sielski jest początek Dancing with the Moonlit Knight – na tle delikatnego podkładu Peter Gabriel śpiewa spokojnie pokręcony tekst Tony’ego w typowym dla niego stylu, pełen nawiązań i aluzji do mitów i legend angielskich – nie podejmuje się wyjaśnienia tego w tym tekście. Utwór stopniowo rozwija się, wiele wątków melodycznych tu słyszymy, każdy wypływa logicznie z poprzedniego, a sama kompozycja godnie otwiera płytę.

I Know What I Like (In Your Wardrobe) to dość spory radiowy hit – dodajmy, jedyny przebój Genesis z Gabrielem. Rozpoczyna się dźwiękiem… kosiarki do trawy, potem snuje się leniwie – będąc w zasadzie muzycznym odpowiednikiem okładki.

Firth of Fifth to przede wszystkim bardzo skomplikowany wstęp grany na pianinie przez Tony’ego (na tyle skomplikowany, że na koncertach nie był przez niego grany) i – zwłaszcza – przepiękna solówka Steve’a Hacketta, wręcz modelowa partia gitary w rocku progresywnym. Krótki fragment wokalny pełni rolę raczej drugorzędną, a muzycy chwilami grają w dość niesamowitych metrach.

Dawną stronę A płyty (szkoda, że kompakty nie oferują nam podziału na dwie strony, one często miały swoje logiczne uzasadnienie) kończy urocze More Fool Me – spokojna, lekka balladka śpiewana przez Phila Collinsa, który dość nieśmiało wypadał wówczas jako wokalista – dopiero później miał objawić światu swój potężny głos.

The Battle of Epping Forest to przede wszystkim pełen epickiego rozmachu tekst autorstwa Gabriela (oficjalnie wszystkie kompozycje i teksty to dzieło zespołowe, ale raczej jasnym jest, kto w czym maczał palce) – opowiadający historię o walce gangów w Londynie. Tekst chwilami góruje nad muzyką, ale i tu mamy piękne smaczki instrumentalne (znów Tony Banks).

Chwilę wytchnienia daje nam instrumentalny After the Ordeal – niezbyt lubiany przez muzyków, czego zrozumieć nie sposób. Znów bowiem mamy tu wzorcowe partie fortepianu jak i gitary.

Najwspanialsza kompozycja na płycie to The Cinema Show. Znów tekst pełen jest różnych mityczno-kulturowych aluzji (jak zwykle w takich przypadkach napisał go Tony Banks, przy współpracy z Mike’em Rutherfordem), a muzycznie jest to kilkuwątkowa kompozycja zrazu spokojna, znów oparta na dźwiękach 12-strunowych gitar, która jednak później przemienia się w przepiękne pasaże syntezatorowe Tony’ego, któremu dzielnie sekunduje Collins grający tu niesamowite partie perkusji. To w zasadzie koniec, bowiem finałowe Aisle of Plenty to króciutka coda, będąca repryzą muzycznego tematu z Dancing with the Moonlit Knight, a tekstowo… grą słów na temat ulubionych sklepów Petera.

Selling England by the Pound poznałem na studiach, w czasach kiedy jeszcze kasety były odchodzącym, ale ciągle podstawowym nośnikiem dźwięku i kiedy dość sporo na rynku było rozmaitych składanek marketowych – później (i dobrze) zostały one zakazane – większość utworów więc znałem jako rozsiane po w/w składankach. Genesis zachwyciło mnie od razu – zarówno płyty z Gabrielem, jak i z Collinsem. Z Gabrielem bowiem grupa nagrała jeszcze jedną płytę – równie kontrowersyjną, co wspaniałą The Lamb Lies Down on Broadway, by później po jego odejściu wydać dorównującą Selling England… A Trick of the Tail i niewiele gorszą Wind and Wuthering. Niebawem z grupy odszedł też Hackett, ale i to zespołu nie złamało (ponownie nie szukali nikogo na zewnątrz, tylko prerogatywy Hacketta przejął Rutheford – na koncertach wymieniali się gitarą i basem z Darylem Struemerem, podobnie jak na koncertach Collinsa za perkusją zastępował zrazu legendarny Bill Bruford, potem również legendarny Chester Thompson) bo również po tym wydali kolejne arcydzieło – płytę …And Then There Were Three.

Po eksperymentach w latach osiemdziesiątych zwykle udanych w lata dziewięćdziesiąte weszli znów dziełem wybitnym – We Can’t Dance. Potem odszedł Phil Collins i to zespół złamało – co prawda ze świetnym Rayem Wilsonem wydali dobrą płytę …calling all stations… ale nie podźwignęli się z tego ciosu. Muzycy jednak są w dobrych stosunkach – rozstania raczej miały podłoże artystyczne, nie osobiste i w 2007 roku zagrali trasę w składzie Collins-Banks-Rutheford-Thompson-Stuermer, która zahaczyła też o Polskę – kogo nie było, niech żałuje.

Nie zmienia to faktu, że ich największe dzieło powstało na początku ich drogi…