Domy z duszą

ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 28.07.2012 06:11

O żywocie ludzi poczciwych, kościele nad potokiem Słowik i tajemniczej baszcie. Mielecko-kolbuszowsko-głogowski obszar chronionego krajobrazu leży w znacznej części poza diecezją tarnowską, z wyjątkiem bardzo ciekawej krainy nad dolną Wisłoką.

Domy z duszą ks. Zbigniew Wielgosz/GN Castrum w Rzemieniu i okolica były natchnieniem dla poezji Drużbackiej

Krajobraz zza szyby sa­mochodu przesuwa się z dużą prędkością. Nużą w tym upale pasma pól i sosnowych lasów, choć właściwie to się cieszę, że pejzaż nie przyku­wa wzroku, przygotowując na to, co nieoczekiwane.

Pierwsze miejsce to ścieżka przyrodnicza w rezerwacie Bagno Przecławskie. Czuję, jak mocno pachnie sosna w tym iście afrykań­skim upale. Mała dawka fitoterapii nie zaszkodzi. Kto może, niech zo­stanie tu dłużej, bo po opuszczeniu ścieżki można wyruszyć za głów­ną leśną drogą przed siebie. Zanim jednak zapadnie taka decyzja, czas na dowiadywanie się: jak powstaje torf, co robią czerwone mrówki metr pod ziemią, czym się różni wykrot od wyłomu, co to jest bagno zwyczaj­ne, owadożerna rosiczka czy wełnianka, która akurat kwitnie jak bawełna. Ścieżka, ciekawie zapro­jektowana, wie się pośród lasu wo­kół rozlewiska. Są pomosty i kładki. Na wodzie unoszą się rozkwitające nenufary.

Dziś jest cicho – ani żywej duszy. A jeśli potem pójdzie się tak, jak prowadzi główna droga, można dojść do krzyża i pomnika wysta­wionego niejakiemu Tłockiemu, dowódcy oddziału dragonów, który uratował mieszkańców pobliskie­go Korzeniowa przed Szwedami. Został jednak śmiertelnie ranny i pochowano go na rozstaju dróg. Miejsce grobu upamiętnili miesz­kańcy Korzeniowa. Dziś jednak tam nie dojdę, bo przygoda woła mnie do Przecławia…

Domy z duszą   ks. Zbigniew Wielgosz/GN Przecławski zamek bardziej przypomina pałac Kapliczka szczęścia
Miasteczko leży na wzgórzu, w centrum rozgrzana patelnia rynku. Do zamku trzeba skręcić na Podole. Jego budowa rozpoczę­ła się w 1518 roku. Pierwszymi wła­ścicielami byli Ligęzowie, potem Koniecpolscy i Tarnowscy z Rzemienia.

Zamek i Przecław ucierpiały bardzo podczas potopu szwedzkiego. Krążą legendy, że w lochach zamkowych schroniły się kobiety i dzieci, jed­nak Szwedzi odkryli tę kryjówkę i wszystkich zabili. Na rynku w Przecławiu przed urzędem mia­sta stoi krzyż, zwany szwedzkim, upamiętniający ofiary tamtej rzezi. Szwedzi podpalili ratusz i ograbili zamek z co cenniejszych rzeczy.

– Tarnowscy po wojnie sprzedali majątek Władysławowi Rejowi w 1668 roku. Był to w prostej linii potomek Mikołaja Reja. I tak do 1944 roku mieszkało tu dziewięć pokoleń rodziny Rejów. Jeden z nich, hr. Ka­jetan Rej zginął w pojedynku z Wincentym Krasińskim, ojcem poety Zygmunta Krasińskiego. Przed naszym zamkiem, tuż za rondem, stoi taka kapliczka, przez miejsco­wych zwana kapliczką szczęścia, bo ponoć spełniają się przy niej wszystkie prośby skierowane do MB Częstochowskiej, a już na 100 pro­cent te, które przedstawiają panny starające się o dobrego męża. Ka­pliczkę ufundowała rodzina Rejów po śmierci Kajetana, z prośbą, żeby Matka Boża chroniła ród przed ta­kimi tragediami – opowiada pani Elżbieta, przewodnik.

Płonący stos
Zamek przeżywał swój rozkwit na przełomie XIX i XX wieku, kiedy jego gospodarzem był hr. Mieczy­sław Rej. – Był postacią zasłużoną dla Polski. Powstaniec styczniowy, poseł na sejm, działacz społeczny, pierwszy przewodniczący Tatrzańskiego Towarzystwa Turystycznego, pierwszego na ziemiach polskich to­warzystwa turystycznego. Dzięki niemu powstała na naszym terenie pierwsza szkoła średnia, w Mielcu – LO im. Stanisława Konarskiego. Wzorując się na księżnej Izabeli Czartoryskiej, postanowił ze swo­jego zamku uczynić rezydencję mu­zeum; powstała sala z pamiątkami po sławnym protoplaście Mikołaju Reju.

Było to drugie w Polsce pry­watne muzeum, z bogatą bibliote­ką, w której było 5 tys. woluminów, w tym pierwsze wydania pism Reja i Kochanowskiego - mówi pani Elżbieta. Niestety, nic z tego się nie zachowało. W 1944 wojsko ra­dzieckie spaliło całą bibliotekę i me­ble. - Przez kilka dni na olbrzymim stosie płonęła bezcenna biblioteka Rejów - przywołuje wspomnienia starszych mieszkańców Witold Ja­rosz. Z ruiny zamek podźwignęły WSK Mielec pod okiem prof. Zinna. Budowla należy dziś do prywatnych właścicieli, ale można ją zwiedzić, nie rezygnując z pysznej zamkowej kuchni, której specjały można zamówić w stylowej restauracji. Potem warto wybrać się na krótki spacer po parku. Na 27 hektarach rośnie las złożony z 27 gatunków drzew, a u stóp wzgórza szmerze roman­tycznie potok Słowik.

Wniebowzięty kościół
Rejowie odcisnęli swoje włada­nie Przecławiem także na kościele. W 1886 roku jego budowę wsparł hr. Stanisław Rej. Świątynia przy­tula się do zamkowego parku, ginąc w zieleni potężnych drzew. W środku neogotycka cisza, którą przerywa praca siostry układającej misterne bukiety. Po kościele opro­wadza mnie ks. proboszcz Stanisław Kudlik.

- Kościół jest pod wezwa­niem Wniebowzięcia NMP. Przecławska parafia jest bardzo stara, może nawet pochodzić z XII wieku. Obecna budowla jest już trzecią w historii miasta. Najcenniejszym zabytkiem, ale przede wszystkim przedmiotem kultu, jest XVII-wieczny obraz MB Różańcowej -  opowiada ks. proboszcz. Dziś można pocieszyć oko polichromią stylizowaną na secesję, obrazem św. Anny i pięknym barokowym krucy­fiksem. W prezbiterium przysiadły naprzeciw siebie ławka kolatorska z herbem Rejów i tron przewodni­czącego liturgii. Ten drugi bogatszy i ładniejszy.

- Zapraszam na Msze św. i nabożeństwa podczas odwie­dzin Przecławia. W dni powszednie o godz. 6 i 18, w niedziele i święta o godz. 6.30, 8, 9.30, 11 i 16 - zachęca ks. Kudlik. To nie ostatnia wizyta w przecławskim kościele…

Perła Podkarpacia
Ostatni etap tej jednodniowej podróży kończy się w pobliskim Rzemieniu. - Do baszty musi ksiądz skręcić, jak się kończy Tuszyma. Przejechać tory i cel będzie za mo­ment – pomaga mi pani Elżbieta. Jak nazwać tę budowlę, która monu­mentalnie wyrasta w górę, gdy się minie północną bramę i ziemne wały? Baszta? Wieża mieszkalno-obronna? Zameczek? Może castrum?

– Myślę, że mały zamek – mówi Krystyna Kolbusz, która razem z mężem jest właścicielką castrum. Budowla pochodzi z XIII wieku. Mury mają mniej więcej 2 metry grubości. Na początku XX wieku architekt Mączyński zapro­jektował klatkę schodową w kształ­cie baszty i renesansowy taras, któ­re dobudowano, nadając lekkości i włoskiego smaku. Jak wiele zabytków, i ten popadał w ruinę. Ratunek przynieśli zameczkowi prywatni właściciele, a najbardziej obecni, państwo Krystyna i Lucjan Kolbuszowie. – Przyznam się, że szuka­łam takiego miejsca, żeby stało się naszym domem i siedliskiem. Kiedy kupiliśmy zamek, zaczęła się przy­goda – opowiada pani Krystyna.

Przede wszystkim ogromny wy­siłek remontu i renowacji. Olbrzy­mia praca architektów Andrzeja Figlarza i Jana Gordona, wielu ekip fachowców i przede wszyst­kim troska właścicieli dały piękny, imponujący efekt. To miejsce waż­ne dla polskiej historii i kultury. Tu stworzyła swoje dzieła pierwsza polska poetka, Helena Drużbacka.

– Jest to obiekt z wielką duszą, nocą iluminowany, wygląda cudownie, jak odbija się w stawach. To jest pe­rełka. Dworów i pałaców mamy dużo, a ten zamek jest wyjątkowy. Miejsce, o którym świat zapomniał. Nawet ludzie mieszkający blisko nie wiedzieli, że coś takiego tu jest! – dziwi się pan Lucjan. Radość wła­ścicieli dopełnia otoczenie castrum. Na 7 hektarach rośnie ponad 300 drzew, przez posiadłość przepły­wa rzeczka Młynówka, która zasila system stawów. – Są tu karpie, raki, pstrągi. Jest też wyspa. Nie kosimy wszystkich połaci parku, rosną tu więc pokrzywy, łopian. Ten bu­dynek przyciąga ludzi. Nazywamy go trzecim dzieckiem, ale jest bar­dzo wymagające – uśmiecha się pani Krystyna.

Zameczek można zobaczyć z zewnątrz, po wcześniejszym umó­wieniu się z właścicielami. Najlepiej przez księgę gości na stronie www.basztarzemien.pl, szanując oczywi­ście prawo do prywatności i spokoju kustoszów rzemieńskiej perły.