Twardziel z Hollywood

GN 37/2012 |

publikacja 16.09.2012 07:54

Clint Eastwood potrafi zaskoczyć zarówno w sztuce, jak i w polityce. Zerwał z dawnym wizerunkiem czołowego twardziela ekranu i popiera republikanów, choć się z nimi w wielu kwestiach różni.

„Żałosnym spektaklem” nazwali zwolennicy prezydenta Obamy wystąpienie Clinta Eastwooda w czasie krajowej   konwencji Republikanów.   east news/rex features „Żałosnym spektaklem” nazwali zwolennicy prezydenta Obamy wystąpienie Clinta Eastwooda w czasie krajowej konwencji Republikanów.

Czy wystąpienie Clinta Eastwooda było zaskoczeniem, kiedy w czasie krajowej konwencji republikanów poparł Mitta Romneya walczącego o prezydencką nominację z ramienia partii? Czy Eastwood jest republikaninem? Już wyborach w 2008 r., w przeciwieństwie do większości amerykańskich gwiazd, poparł Johna McCaina. Tym razem zaskakująca była forma. Eastwood zwracał się do pustego fotela symbolizującego Baracka Obamę, nie szczędząc krytycznych uwag na temat jego prezydentury. Hańbą Ameryki nazwał rosnące w ostatnich latach bezrobocie. „A więc panie prezydencie, co z pańskimi obietnicami? Kiedy ktoś nie wykonuje swojej roboty, to po prostu trzeba pozwolić mu odejść” – mówił aktor. Urzędujący prezydent zareagował błyskawicznie. Umieścił na Twitterze swoje zdjęcie w prezydenckim fotelu z komentarzem, że na razie on tu rządzi, a „krzesło jest zajęte”. Ostrzej zareagowali zwolennicy Obamy, nazywając wystąpienie Eastwooda „żałosnym spektaklem”. „Clint to mój bohater, ale stał się żałosny. Nie powinien był tego robić, to nie było warte jego osoby” – mówił Roger Ebert, szanowany krytyk filmowy.

Niektórzy, jak aktorka Roseanne Barr, stwierdzili nawet, że oszalał. W swoim show Eastwood podkreślił, że środowisko Hollywood jest w większości lewicowe. Rzeczywiście, gwiazdy kina światowego formatu od zawsze popierają demokratów. Ci, którzy się z tego wyłamują czy prezentują poglądy bardziej konserwatywne, narażają się na ostrą krytykę w mediach. W przeszłości doświadczył tego John Wayne, któremu republikanie proponowali start w wyborach na gubernatora Kalifornii. Wayne poparł wtedy innego aktora – Ronalda Reagana. Z Waynem łączy Eastwooda nie tylko zawód, ale i status, jaki uzyskali, grając w westernach. Obaj stali się swego rodzaju ikonami gatunku. RINO Chociaż Clint Eastwood w kolejnych wyborach popierał republikanów, nieraz podkreślał, że konserwatystą jest przede wszystkim w sprawach gospodarczych. Aktor zawsze deklarował, że leży mu na sercu rozwój małych firm, jest przeciwnikiem nadmiernej roli państwa w gospodarce, natomiast w kwestiach społecznych jego sympatie są po lewej stronie. Krytykował zaangażowanie USA w wojny w Wietnamie, Iraku i Afganistanie, bo nie chciał, by jego kraj zyskał miano „światowego żandarma”. W 1986 r. Eastwood zajął się polityką, chociaż na mniejszą skalę niż Reagan. Wygrał wybory o fotel burmistrza w Carmel-by-the-Sea, bogatym, liczącym niespełna 4 tys. mieszkańców, miasteczku w Kalifornii. Carmel słynie z tradycji artystycznych, mieszkało tu wielu znanych pisarzy, poetów i ludzi sztuki, m.in. Ambrose Bierce, Upton Sinclair czy Sinclair Lewis. Zasłynęło też z kilku dziwacznych regulacji prawnych. I tak np. nie można tu chodzić po ulicach w butach na wysokich obcasach bez specjalnego zezwolenia. Władze miasta w 1920 r. wprowadziły to rozwiązanie, by uniknąć procesów od odszkodowanie, gdyby jakiś przechodzień potknął się na nierównym chodniku i doznał obrażeń. Na szczęście zezwolenie można bez problemu, za darmo, uzyskać w miejscowym magistracie. Jednym z głównych haseł kampanii Eastwooda w wyborach była likwidacja regulacji zabraniającej sprzedaży i jedzenia lodów w miejscach publicznych. Po wygranych wyborach przepis zniesiono. Mimo republikańskich afiliacji poglądy Eastwooda w wielu podstawowych problemach etycznych są sprzeczne z hasłami głoszonymi przez republikańskiego kandydata na prezydenta. Republikanie nie popierają prawa do aborcji ani małżeństw homoseksualnych. Ci, którzy wyrażają tego rodzaju poglądy, zyskali sobie przydomek RINO, czyli Republikanów Tylko z Nazwy. Do nich zaliczyć można i Eastwooda, który popiera także zwiększenie kontroli dostępu do broni palnej. Dlaczego w takim razie Romney zaprosił aktora, by wystąpił na konwencji republikańskiej? Z pewnością ze względu na nazwisko, które może przysporzyć mu głosów. Jeździec Apokalipsy Eastwood jest jednak przede wszystkim aktorem i reżyserem. Czy ktoś, znając jego wczesne dokonania na ekranie, mógłby przypuszczać, że stanie się jednym z najbardziej znaczących dzisiaj postaci amerykańskiego kina. O niewielu reżyserach w tak zaawansowanym wieku, a ma 82 lata, można powiedzieć, że kręcą dobre filmy. Raczej odcinają kupony od przeszłości. Popularność zyskał w latach 50. XX w., kiedy wystąpił w kowbojskim serialu „Rawhide”, który utrzymał się na małym ekranie przez 8 sezonów. Jednak prawdziwy sukces przyniosły mu włoskie spaghetti-westerny. Zagrał w trzech filmach Sergio Leone, w zamierzeniu będących pastiszem klasycznych westernów. Ostatecznie filmy te zyskały niepowtarzalny styl, w dużej mierze dzięki kreacji Eastwooda. Bezimienny bohater trylogii stawał się wzorem ironicznego, samotnego wojownika-mściciela. Niektóre charakterystyczne cechy tej postaci zostały przejęte w „Mścicielu” (1973) i „Niesamowitym jeźdźcu” (1985), westernach, w których Eastwood nie tylko grał, ale które też reżyserował. W obu znajdziemy wyraźne nawiązania do wątków biblijnych. W „Niesamowitym jeźdźcu” bohater, o którego pomoc modliła się niewinna dziewczynka, pojawia się na kształt czwartego jeźdźca Apokalipsy, który odjeżdża po wykonaniu swej misji. Podobnie w „Mścicielu”. Cykl filmów o Brudnym Harrym, brutalnym policjancie, który działa poza granicami prawa w imię swoiście pojętej sprawiedliwości, utrwalił wizerunek aktora w rolach bezwzględnego i cynicznego twardziela. „Nie ma nic złego w strzelaniu, jeżeli obrywają odpowiedni ludzie – mówi Brudny Harry w „Magnum Force”. „Akcja w tych filmach była niemal wszystkim” – scharakteryzował tamten etap swojej kariery reżyser. Recepta na zło W 1992 r. Eastwood nakręcił film, w którym rozprawił się z mitologią westernu. „Bez przebaczenia” zadaje wyraziste, obecne już we wcześniejszych produkcjach, pytania dotyczące ważnych etycznych problemów. Jaki jest sens przemocy, czy użycie jej do walki ze złem służy dobru, czy może jest skuteczną receptą na pokonanie zła? Wydaje się, że reżyser, przynajmniej w części, odpowiedział na te pytania 13 lat później, realizując „Gran Torino”. Kowalski, bohater filmu, jest weteranem wojny w Korei. Po śmierci żony mieszka samotnie, zgorzkniały, w niezbyt dobrej dzielnicy. Pełen uprzedzeń obrzuca rasistowskimi epitetami sąsiadów, imigrantów z Laosu, którzy zamieszkali w sąsiedztwie. Niechętnie przyjmuje zainteresowanie katolickiego księdza, który stara się go zachęcić do spowiedzi. Jak się okazało, żona Kowalskiego przed śmiercią prosiła księdza, by miał oko na jej męża. Kowalski niezbyt delikatnie stara się zniechęcić księdza do dalszych starań. Duchowny nie poddaje się. Kiedy tylko nadarza się okazja, rozmawia z Kowalskim, który z każdym spotkaniem staje się coraz bardziej otwarty na jego argumenty. W scenerii przypominającej filmy o Brudnym Harrym reżyser rozgrywa historię o destrukcyjnej sile przemocy i zagrożeniach, które niesie, z zaskakującym finałem. Jednocześnie w starą formułę wpisał opowieść z chrześcijańskim przesłaniem. To film o znaczeniu rodziny, przełamywaniu uprzedzeń względem obcych i poświęceniu dla innych. Z wiekiem Eastwood coraz częściej podejmuje tematy egzystencjalne. Przykładem jest „Medium”, przedstawiające historię trzech osób w różny sposób doświadczonych przez śmierć. To doświadczenie zmieniło dotychczasowe życie francuskiej dziennikarki, która, jak wszyscy w jej kręgu, nie miała wątpliwości, że śmierć jest końcem wszystkiego. Kiedy chce o tym napisać książkę, spotyka się z wrogością i lekceważeniem otoczenia. Jeżeli to napiszesz, utracisz wiarygodność – słyszy od bliskiej osoby, której opowiedziała o wierze w życie pozagrobowe. Eastwood z pewnością czymś nas jeszcze zaskoczy. Jest dzieckiem Hollywood, ale jednocześnie artystą, który kroczy własnymi ścieżkami. Wbrew panującej w kulturze masowej, modzie, nie unika pomijanych przez popularne kino tematów śmierci, starości i wiary. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.