Bitwa, która uratowała Europę

Edward Kabiesz

publikacja 13.09.2012 15:54

Czy Europie grozi muzułmański potop? Po obejrzeniu „Bitwy pod Wiedniem” nabieramy przekonania, że Renzo Martinelli nakręcił film w którym jest więcej odniesień do współczesności niż w wielu innych filmach historycznych.

Bitwa, która uratowała Europę Monolith Films

Polska premiera filmu odbędzie się już na początku października. Trudno w pełni ocenić film, który obejrzałem w wersji roboczej. Ale już teraz można stwierdzić, że wybór bł. Marka z Aviano na jednego z głównych bohaterów nie był przypadkowy.  To on krążąc po dworach Europy, stara się skłonić władców do jedności w obliczu muzułmańskiego zagrożenia. W filmie wygłasza kazania, ostrzegając przed osmańską inwazją. Wzywa do nawrócenia i wiary, podkreśla chrześcijańską tożsamość Europy, której należy bronić przez ewangelizację i modlitwę, a w razie potrzeby, tak jak widzimy to w filmie, mieczem.

Film Martinellego bardziej akcentuje religijne i ideologiczne przyczyny tureckiej inwazji na Europę niż czysto polityczne. Zarówno sułtan, jak i wezyr Kara Mustafa wygłaszając swoje przemówienia, wyraźnie wskazują, że ich celem, zgodnie z naukami proroka, jest poddanie chrześcijańskiej Europy pod panowanie Allacha. Ocaleją tylko ci, którzy przyjmą prawdziwą wiarę.

"Najpierw zdobędziemy Wiedeń, a później meczety wyrosną w Paryżu". Te słowa Kara Mustafy nawiązują do faktu, że Francja nie włączyła się w sojusz antyturecki, ale jej król tylko łudzi się, że uniknie konfrontacji z islamem. Jednym z ważnych postaci drugoplanowych filmu jest mieszkający od lat we Włoszech muzułmanin Abu’l, przedstawiony zresztą z sympatią. Tyle że kiedy nadchodzi chwila rozprawy z niewiernymi, czyli swoimi chrześcijańskimi sąsiadami, nie namyśla się długo nad decyzją, co robić.

Bohaterowie filmu, zarówno autentyczni jak i fikcyjni, nie mieli  pojęcia, że Martinelli wkłada w ich usta pytania i wypowiedzi politycznie niepoprawne. Na szczęście. Kiedy bł. Marek z Aviano toczy dialog, w tym wypadku fikcyjny, z fanatycznym Kara Mustafą, nie ma wątpliwości, po czyjej stronie jest prawda. I nie owija w bawełnę swoich przekonań, by przypadkiem słowo prawdy nie uraziło przeciwnika, którego i tak nie przekonają żadne argumenty i który szuka tylko pretekstu, by z iskry wybuchł pożar.