Nie udaję świętego

GN 45/2012 |

publikacja 08.11.2012 00:15

O rozpędzonym świecie, podszeptach Złego i wyciągniętej ręce Boga z Muńkiem Staszczykiem rozmawia Szymon Babuchowski.

Nie udaję świętego Greg Adamski Muniek Staszczyk (ur. 1963) – lider, wokalista i autor tekstów zespołu T. Love.

Szymon Babuchowski: Na nowej płycie „Old is gold” przyznajesz się do fascynacji tym, co niemodne. Czy rockman w pewnym wieku przestaje gonić za trendami?

Muniek Staszczyk: – Nigdy tak specjalnie za tym nie goniłem. Nasz zespół istnieje 30 lat i jego bazą zawsze była muzyka gitarowa. T. Love powstał w stanie wojennym – byliśmy młodymi ludźmi, którzy na fali muzyki punkrockowej i całej tej historii polityczno-społecznej w Polsce chcieli się jakoś wypowiedzieć. Nie była nam w głowie popularność, tylko chęć podzielenia się emocją z rówieśnikami. Szacunek u fanów zdobywaliśmy przez robienie własnym sumptem kaset, sprzedawanie ich na koncertach. W latach 90. chcieliśmy to w jakiś sposób sprofesjonalizować. Zespół wszedł do showbiznesu. Tylko że ta moja lekcja niezależności, wyniesiona z punkrocka, sprawiła, że w głównym nurcie byłem tylko jedną nogą, nie przekraczałem pewnych granic. Płyta „Old is gold” świadomie jest taka oldschoolowa. Nie dlatego, że mnie współczesny świat nie interesuje. Chodzi raczej o pewną postawę – nie biorę udziału w tej megaszybkiej gonitwie, kompulsywnej, chorobliwej, w której nawet nie ma czasu na skonsumowanie dwupłytowego albumu.

Słuchając „Old is gold”, mam wrażenie, że ten „cybernetyczny” świat Cię przeraża.

– Świat zawsze szedł do przodu, tyle że za naszego życia dzieje się to znacznie szybciej. Wymyśla się mnóstwo nowych gadżetów, które niby mają ci pomóc, a tak naprawdę nie umiesz sobie poradzić z prostymi problemami. Jeszcze w latach 90., kiedy zepsuł mi się telewizor czy inny sprzęt, to był zawsze przysłowiowy pan Władzio, złota rączka, któremu się zapłaciło i wszystko działało. Dzisiaj najpierw wciskają ci milion opcji, a potem, gdy masz problem, George Orwell się kłania. Dzwonisz do jakichś enigmatycznych sekretarek, nie wiesz, czy mówią do ciebie ludzie, czy roboty. Niby wszystko jest po to, żeby ci pomóc, ale rozmowy nie ma. Zostajesz samotny ze swoim problemem.

Jak sobie z tym radzisz?

– Ludzie otaczają się gadżetami, których ja bym nawet nie uruchomił. Komórkę mam prostą, potrzebną właściwie tylko do komunikacji. Nie walczę z tym światem, bo nie wygram, ale po prostu świadomie nie uczestniczę. Nie chodzi o to, że nie wolno wejść w świat cyfrowy, tylko on mnie niespecjalnie pociąga. To są powierzchowne społeczności – nie widzę tam głębi emocji. Dużo jest w tym ego, dużo ekshibicjonizmu: „Oto informuję was wszystkich, że teraz piję herbatę”. Prywatność gdzieś się zatraca. Wszystko można sfotografować, wrzucić do sieci. To jest jakiś nowy typ pornografii – pornografia uczuć. Nie podoba mi się to i na tej płycie o tym śpiewam.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.