Ślązak z Donbasu

Przemysław Kucharczak

publikacja 07.03.2013 06:05

Sowieckie łagry. Tablica poświęcona Ślązakom zostanie w czerwcu odsłonięta w Doniecku na wschodniej Ukrainie.

 Przy figurze Jezusa przed katolickim kościołem św. Józefa w Doniecku zostanie zamontowana tablica. Na zdjęciu ks. Ryszard Archiwum parafii św. Józefa w Doniecku Przy figurze Jezusa przed katolickim kościołem św. Józefa w Doniecku zostanie zamontowana tablica. Na zdjęciu ks. Ryszard

To będzie pierwsze w historii upamiętnienie Ślązaków na wschód od Bugu. Chodzi o tysiące mieszkańców Śląska, którzy – przymierając głodem – harowali w kopalniach węglowego zagłębia Donbas.

Sowieci wywieźli ich na ukraińskie stepy na początku 1945 roku. Licząc z tymi, którzy trafili do Kazachstanu, ofiarami wywózki na Wschód mogło paść nawet 90 tys. Ślązaków. Zdołała przeżyć i wrócić zdecydowana mniejszość. O ich upamiętnienie zabiega ks. Ryszard Karapuda ze zgromadzenia chrystusowców, proboszcz katolickiej parafii św. Józefa w Doniecku. I to mimo że sam nie jest Ślązakiem – pochodzi bowiem z Pomorza Zachodniego.

– W czasie studiów jeden z moich profesorów – ksiądz Antoni Tomala – opowiadał o swoim ojcu, którego w 1945 r. wraz z wieloma innymi Ślązakami Sowieci wywieźli do Donbasu. Kiedy zostałem proboszczem w Doniecku, przyszła mi myśl, żeby upamiętnić to wydarzenie – tłumaczy ks. Ryszard. – Zwłaszcza że należę do Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, a nasze zgromadzenie też założył Ślązak – kard. August Hlond. Jestem jego duchowym synem – tłumaczy.

5 mln łagierników
Ksiądz Karapuda pracuje na Ukrainie od 20 lat, w tym od 7 lat w Doniecku, największym mieście zagłębia Donbas. Zaczął tutaj szukać śladów po wywiezionych Ślązakach. Przeczytał zeznania tych, którzy przeżyli. Ustalił numer jednego z obozów, gdzie mieszkali, na terenie samego Doniecka.

– Tutaj było bardzo dużo łagrów. Później na ich miejscu powstały osiedla z blokami. W Donbasie było przetrzymywanych prawie 5 mln więźniów! Wśród nich byli ci śląscy górnicy – mówi. Niemcy mają na terenie Donbasu swoje pomniki i cmentarze. Ślązacy – nie.

Rok temu ks. Ryszard odwiedził więc w Katowicach arcybiskupa seniora Damiana Zimonia. Opowiedział o swoim pomyśle poświęcenia Ślązakom tablicy. Zapytał o sugestie w sprawie tekstu, który miałby się na niej znaleźć. – Ksiądz arcybiskup ucieszył się i poprosił, żebym ten tekst zaczął od słów: „Szczęść Boże” – relacjonuje ks. Ryszard. Dalszy ciąg tekstu ma być podobny do tego z tablicy w katowickiej katedrze: „Pamięci wielu tysięcy mieszkańców Górnego Śląska, internowanych i wywiezionych w 1945 r. przez sowieckie władze komunistyczne do katorżniczej pracy na terenie Związku Sowieckiego, gdzie wielu z nich straciło życie”.

– Proszono mnie tylko w Doniecku, żebym „sowieckie władze komunistyczne” zamienił na „system totalitarny” – zaznacza ks. Ryszard. Na wschodniej Ukrainie silne są wciąż sympatie komunistyczne i nostalgia po „Sowietskim Sojuzie”. – Czekamy jeszcze na pozwolenie z magistratu w Doniecku. Na razie zażądali szerszej informacji historycznej. Liczę, że tablicę będziemy mogli odsłonić w czerwcu – mówi ks. Karapuda.

Kościół św. Józefa to jedyna rzymskokatolicka świątynia w całym Doniecku, mieście prawie milionowym. Został poświęcony w 2007 roku. Na niedzielne Msze św. w językach ukraińskim, rosyjskim i polskim przychodzi tu ok. 300 osób. Przed wejściem do tego kościoła stanęła ostatnio figura Chrystusa. Jezus wyciąga szeroko ręce do przechodzących obok ludzi.

– Chcemy, żeby wiedzieli, że są w kościele mile widziani, bo ludzie tutaj często odczuwają przed przekroczeniem progu świątyni jakiś strach, czują barierę. Tablica poświęcona Ślązakom zostanie umieszczona właśnie przy figurze Chrystusa – zapowiada ks. Ryszard.

Anastazja sama z dziećmi
Dawny wykładowca ks. Karapudy, ks. prof. Antoni Tomala, chrystusowiec, który zainspirował ks. Karapudę do upamiętnienia Ślązaków, pochodzi z Sośnicy (dzisiejsza dzielnica Gliwic). Opowiadał swoim studentom, że z samej tylko kopalni „Sośnica” na Wschód zostało wywiezionych 700 górników. Mówił też o swoim ojcu Pawle i jego dwóch braciach, wywiezionych pracownikach kopalni „Makoszowy”. Relacjonował, jak na początku 1945 r. Sowieci wydali mężczyznom z Sośnicy nakaz stawienia się do pracy przy kopaniu rowów. Praca miała trwać trzy dni.

– Miałem wtedy 1,5 roku. Z opowiadań wiem o przeczuciach taty, że nie chodzi tylko o trzy dni. Spróbował się ukryć: poszedł do krewnych do Kończyc, na polską stronę przedwojennej granicy, skąd wywózek było mało. Niestety, nikogo u krewnych nie zastał, więc wrócił do Sośnicy... Ostatecznie wziął ze sobą też różaniec, książeczkę do nabożeństwa i zgłosił się – wspomina.

Razem z innymi mieszkańcami Sośnicy Paweł (czyli ojciec ks. Antoniego) trafił do łagru w Donbasie na Ukrainie. Każdej doby Ślązacy przez 12 godzin pracowali na dole w kopalni. Sowieci uważali ich wszystkich za Niemców, choć byli wśród nich Ślązacy, którzy poczuwali się do niemieckości, jak i tacy, którzy uważali się za Polaków.

Paweł, urodzony w 1906 roku, poznał swoją żonę Anastazję właśnie w polskiej kongregacji mariańskiej. Choć byli obywatelami Rzeszy, brali udział w polskich pielgrzymkach (bo były też z parafii pielgrzymki niemieckie) na Górę św. Anny i do Wambierzyc. Dla Sowietów narodowość ich niewolników nie miała znaczenia. W obozie Ślązacy nie byli jednak bardzo źle traktowani. Od pewnego momentu mogli nawet sami chodzić po okolicy. Doskwierał im jednak straszliwy głód. Tymczasem 39-letnia Anastazja została sama z trojgiem dzieci: 6-letnią córką i synkami w wieku lat 4 i 1,5 roku. W dodatku ich dom był uszkodzony przez bombę. Anastazja ciężko pracowała na polu, żeby rodzina miała trochę kartofli i zboża.

Gruszkami przekupiony
Ksiądz Tomala przeczytał gdzieś, że z Donbasu żaden Ślązak nie uciekł. – To nieprawda. Po prostu niebezpiecznie było się tym chwalić. Ale mój stryjek Alojzy i dwaj jego koledzy – Józef Wlocka i Jan Piechoczek – uciekli z Donbasu w roku 1946. Doszli pieszo aż do Lwowa. Tam w urzędzie poświadczyli sobie nawzajem, że zostali z łagru zwolnieni i razem z „repatriantami” wrócili na Śląsk – wyjaśnia ks. Tomala.

Ślązacy, którzy wrócili z łagrów wcześniej, zachęcali: „Piszcie do nich jak najwięcej! Choć dojdzie jeden na dziesięć listów, to jest tam z niego wielka radość”. Anastazja pisała więc regularnie. – Do taty w czasie jego ponaddwuletniego pobytu w łagrze dotarły dwa listy od mamy. Jak wrócił z kopalni do łagru, były już otwarte, a wszyscy koledzy już zdążyli je przeczytać... Nie robił z tego żadnego problemu, bo ci ludzie tak bardzo byli spragnieni wiadomości z Sośnicy – opowiada ks. prof. Tomala.

Paweł i jeden z jego młodszych braci Alfred zostali zwolnieni z łagru wiosną 1947 roku. Sowieci wieźli ich pociągiem. Pod Białymstokiem wyczerpani bracia rozmawiali po raz ostatni. Potem Alfred zasnął i już się nie ocknął.

– Jego ciało zostało wyniesione z pociągu. Nie wiemy, gdzie jest jego grób – mówi ks. Tomala. Paweł, chudy jak więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego, wrócił do domu w Sośnicy 3 maja 1947 roku. – To jedno z moich pierwszych w życiu wspomnień. Miałem 4 lata. Tata wyciągnął nas z łóżek. Siostra i brat go pamiętali, ja nie. Pamiętam, jak oni się tulili do taty. I jak tata moczył w miednicy poranione nogi. Patrzyłem na niego spode łba, bo widok mężczyzny w domu to była dla mnie nowość. Aż mama przyniosła „krauza” z gruszkami. I tymi gruszkami mnie tata przekupił – śmieje się ks. prof. Tomala.

O Donbasie Paweł opowiadał dzieciom niewiele. Tylko, kiedy marudziły przy jedzeniu, komentował: „Byście musieli w Rosji być, tobyście nie marudzili”.