Z lupą w muzeum

Urszula Rogólska

publikacja 15.03.2013 05:55

O pożytku z przemytu. To mógłby być temat powieści sensacyjnej. Zakurzone, pełne staroci muzeum i w tym wszystkim ona... lśniąca złotem, ta zza wschodniej granicy...

  Podczas spotkania z ikoną kalendarzową każdy mógł – z lupą w ręku! – dokładnie obejrzeć jej wszelkie detale Urszula Rogólska Podczas spotkania z ikoną kalendarzową każdy mógł – z lupą w ręku! – dokładnie obejrzeć jej wszelkie detale

Kiedyś żartowaliśmy, że dopóki istnieje granica, może uda się skompletować cały rok. Nie udało się – mamy pięć z 12 miesięcy. Ale i tak to, co mamy, budzi zachwyt – mówi Irena Prengel-Adamczyk, szefowa działu sztuki Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie, spoglądając na zbiór cieszyńskich ikon kalendarzowych. Bo skąd prawosławna ikona w Cieszynie? – Odpowiedź jest bardzo prozaiczna – mówi Irena Adamczyk. – Z przemytu. A celnicy z Cieszyna i Zebrzydowic zawsze dbali o to, żeby to, co „wyłapią”, trafiało do nas.

Pięć z trzystu
– Muzeum zwykle kojarzy się z kurzem i starociami. My postanowiliśmy spróbować udowodnić, że to fascynujące, ciekawe i nowoczesne miejsce – mówi Marian Dembiniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego. – Naszym marzeniem jest przyciąganie do muzeum jak najliczniejszych grup odwiedzających. Mamy nadzieję, że przysłużą się temu także „Spotkania szersznikowskie”, zainaugurowane w styczniu tego roku, które organizujemy w siedzibie muzeum w każdą ostatnią środę miesiąca o godzinie 17.00 (z wyjątkiem lipca, sierpnia i grudnia). Tak się stało 27 lutego, kiedy to spotkanie przyciągnęło prawdziwy tłum cieszyniaków z polskiej i czeskiej strony. Goście muzeum mogli zobaczyć pięć z około 300 (!) prawosławnych ikon pisanych na desce, jakie posiada w swoich zbiorach cieszyńska placówka. A pracownik muzeum Maksymilian Kapalski wygłosił prelekcję na temat: „Malowane kalendarze prawosławne – ikony ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego”.

Rublow się nie trafił
– W latach 80. i 90. ikony przekazywali nam celnicy, którzy odnajdywali dzieła w bagażach osób przemycających je zza naszej wschodniej granicy na zachód Europy. Tam zawsze był na nie popyt – opowiada Irena Prengel-Adamczyk. – Nie są to ikony stare – Rublow na pewno się nam nie trafił. To raczej ikony domowe, mniejszych rozmiarów, pochodzące z terenów dawnego Związku Radzieckiego, z XVIII, XIX i początków XIX wieku. O zatrzymane przez celników ikony nikt się nie upomina. Najcenniejsze, jakie udało się uchronić przed nielegalnym wywozem na Zachód, zostały przez cieszyńskie muzeum przekazane placówkom Muzeum Narodowego w różnych miastach Polski.

– Te, które my mamy, nie zostały skradzione z cerkwi. To ikony domowe, przenośne, które zapewne były sprzedawane ze względów ekonomicznych. Podejrzewam, że w czasach ogromnej biedy, gdzieś tam w Związku Radzieckim pojawiał się ktoś, kto oferował za taką ikonę parę, może paręnaście dolarów – dodaje Irena Prengel-Adamczyk. – To była równowartość miesięcznej pensji... Wielu ludzi ratowało w ten sposób swój byt. Ale każde dzieło artystyczne wykonane przed 1945 rokiem, a także namalowane przez nieżyjącego już artystę, było traktowane jak zabytek – nie można go było wywozić bez specjalnej procedury i dokumentów. I tak ikony zatrzymywane przez celników w Cieszynie i Zebrzydowicach trafiały do nas. Teraz nie ma tam już kontroli granicznych, więc na pewno nie skompletujemy całego rocznika ikon kalendarzowych – uśmiecha się szefowa muzealnego działu sztuki.

Kalendarzowe obrazki
Ikony kalendarzowe to bardzo popularny sposób odmierzania czasu w świecie prawosławnym. Każda ikona odpowiada jednemu miesiącowi roku i w kilku pasmach przedstawia wizerunki świętych, czczonych każdego dnia w danej miejscowości czy wspólnocie parafialnej. Cieszyńskie muzeum ma w swoich zbiorach pięć ikon kalendarzowych – na styczeń, marzec, sierpień, październik i listopad. Wszystkie można było bardzo dokładnie – z pomocą lupy! – obejrzeć w muzeum podczas drugiego „Spotkania szersznikowskiego”.

Maksymilian Kapalski przybliżył sięgającą średniowiecza historię „obrazowego” odmierzania czasu – ilustrowanych kalendarzy w Europie Zachodniej, brewiarzy, psałterzy oraz menaionu, kalendarza liturgicznego w świecie prawosławnym, przedstawianego na ikonach bizantyjskich. Mówił także o cyklu powstawania ikony, jej symbolice, kolorystyce, sposobie przedstawiania postaci, scenach zmartwychwstania i najważniejszych świętach, powtarzających się w każdym menaionie, miesięcznym kalendarzu. Słuchacze prelekcji dokładnie oglądali cieszyńskie ikony, próbowali rozpoznawać poszczególne postaci, szukali życiorysów prawosławnych świętych. Niektórzy przyszli także ze swoimi ikonami, przywiezionymi gdzieś z podróży do krajów prawosławnych. Pytali o zamieszczone na nich wizerunki, napisy. Dla wszystkich spotkanie stało się podróżą w nieznany, fascynujący świat.

Będzie o fotografii
– Cieszę się, że taka forma i tematyka spotkań w muzeum przyciąga nowe twarze – podkreśla Marian Dembiniok. – Brakuje mi jednak wciąż młodzieży. To dla nas wyzwanie, by znaleźć temat, który ją zainteresuje. Trzeba umieć młodych przyciągnąć, zatrzymać, a wtedy oni sami zrobią reklamę, że widzieli coś godnego uwagi, i przyciągną następnych. Być może kolejne „Spotkanie szersznikowskie” będzie tym, które spełni nadzieje dyrektora Dembinioka. Historyk Mariusz Makowski, m.in. pasjonat starej, cieszyńskiej fotografii, opowie o Henryku Jandaurku, bardzo zasłużonym cieszyńskim fotografie, który mocno zaznaczył się w historii miasta. – Na pewno wielu cieszyniaków ma w swoich domach fotografie jego autorstwa, sygnowane jego podpisem. Zachęcamy, by przynieść je na spotkanie – zaprasza Marian Dembiniok.

Otwieramy magazyny
Mówi Marian Dembiniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego: – Nawet 90 procent cennych eksponatów, jakie posiada każde muzeum, bardzo rzadko opuszcza magazyny. Sale muzealne mają ograniczoną pojemność, a sporo naprawdę cennych dla historii i kultury przedmiotów zalega w naszych magazynach. Stąd pomysł, by w czasie „Spotkań szersznikowskich” pokazać część tych skarbów. Drugim powodem, dla którego zdecydowaliśmy się zainaugurować spotkania, są... hobby i pasje naszych pracowników, związane z szeroko rozumianym muzealnictwem. Chcieliśmy pochwalić się ich nietuzinkową wiedzą i przekazać ją w sposób ciekawy i nowoczesny.

Irena Prengel-Adamczyk, szefowa działu sztuki Muzeum Śląska Cieszyńskiego, dodaje: – Pięć ikon kalendarzowych, które mogli sobie bardzo dokładnie obejrzeć uczestnicy drugiego „Spotkania szersznikowskiego”, to tylko część z naszego zbioru. Temat na pewno ciekawy, intrygujący, dlatego przyciągnął wielu słuchaczy. Żałujemy, że mamy ich tylko pięć, napisanych na pięć miesięcy roku. Niestety, nie stać nas na zakup kolejnych siedmiu, dopełniających zbiór. Cieszę się, że dzięki takiej formie spotkań możemy wydobyć z naszego magazynu przedmioty, które pewnie przez długi czas nie ujrzałyby światła dziennego.