Piknie sie widzi taki ksiądz

ks. Andrzej Sawulski SCJ

publikacja 08.04.2014 06:54

– Największą moją troską jest to, co będzie dalej z Kaplicą Partyzancką, z atmosferą tego miejsca, gdy mnie już nie będzie. Czy usłyszymy kazania na polanie pod Turbaczem? Ja całe swoje serce wkładam w kapłaństwo... – mówił gorczański kapłan.

Ks. Krakowczyk był wielkim przyjacielem ludzi gór ks. Andrzej Sawulski SCJ Ks. Krakowczyk był wielkim przyjacielem ludzi gór

Gdy zbliżał się do 80. roku życia, miał świadomość, że powoli musi żegnać się z duszpasterzowaniem pod Turbaczem. Martwił się tylko, że nie będzie miał następcy, bo życie w bacówce bez prądu, bieżącej wody, internetu i innych wygód nie wszystkim odpowiada. „Trzeba być tutaj twardym. Wiele razy zaciskałem zęby, jednak mimo wielu kłopotów, jakie przez lata napotykałem, czułem szczególną Bożą Opatrzność nad tym miejscem – zapewniał ks. Kazimierz. Zmarł 17 marca, mając 81 lat.

Stodoła, która była kaplicą
Wspominając ks. Krakowczyka, jeden z miejscowych górali napisał: „Fcioł za ten pokoik [w schronisku pod Turbaczem, gdzie mieszkał zimą – przyp. aut.] płacić, ale kierownictwo schroniska ani myślało sie na to zgodzić. Więc ksiądz postanowił, ze bedzie płacił w inksy sposób – stojąc w kuchni i zmywając nacynia po stołującyk w schroniskowym bufecie turystak. I tak właśnie zrobił. Choć przy takiej robocie – przy jego niskim wzroście w dodatku – nieroz z wysokiej bufetowej lady zwalała sie na niego wielko piramida talerzy z reśtkami bigosu i inksej fasolki. On jednak pracowoł na tym zmywaku wytrwale. Na mój dusiu! Nie wiem, jak wom sie widzi taki ksiądz, ale mi – widzi sie piknie”.

Duszpasterzowanie ks. Kazimierza wśród turystów i ludzi gór na dobre rozpoczęło się od Mszy św., którą odprawił w Święto Niepodległości 1978 r. przy Kapliczce Partyzanckiej pod Turbaczem dla uczestników sympozjum przewodników beskidzkich, poświęconego odzyskaniu niepodległości. Jak później wspominał, po mocnym patriotycznym kazaniu Czesław Pajerski, współwłaściciel Polany Rusnakowej, gdzie stała kapliczka, zaproponował mu odprawienie pod gołym niebem pierwszej Pasterki.

Niebawem zbliżająca się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski stała się impulsem do zbudowania w tym miejscu kaplicy. Autorem pomysłu był C. Pajerski, nowotarżanin, który od władz dostał jedynie pozwolenie na budowę stodoły na siano. Wzniesiona szybko „stodoła” okazała się kaplicą zbudowaną na planie krzyża Virtuti Militari. Dedykowana została miłośnikowi górskich wędrówek, czyli ojcu świętemu.

– Gdy papież był na lotnisku w Nowym Targu, Pajerski z delegacją wręczył mu jeden z trzech kluczy do kaplicy, a w dokumencie napisano, że uroczyście mu ją przekazują. To był ewenement w tym czasie – ofiarowanie papieżowi obiektu sakralnego! Górale chcieli w ten sposób uczcić wybór kardynała z Krakowa na Stolicę Piotrową. Papież po powrocie do Rzymu odpowiedział podziękowaniem przez Sekretariat Stanu – opowiadał ks. Kazimierz, który podziwiał odwagę C. Pajerskiego. Gdy władze zorientowały się, że szopa nie jest szopą, budynek został zalakowany pieczęciami.

Proboszcz w schronisku
Pierwszym „proboszczem” Kaplicy Papieskiej został ks. Krakowczyk, który rozpoczął odprawianie w sezonie turystycznym (od maja do października) Mszy św. w niedzielę, a później także w sobotę. Najpierw wchodził co tydzień na Turbacz od Kowańca, potem zamieszkał nieopodal kaplicy w bacówce albo zatrzymywał się w schronisku, zwłaszcza w zimie, gdy odprawiał Pasterkę, a także w sylwestra i w święto Objawienia Pańskiego. Miał tam swój mały pokoik. Później, dzięki pomocy parafii z Waksmundu, „dorobił się” własnej chałupy na skraju lasu.

W ostatnich latach, gdy był już słaby, dowożono go na polanę autem. Poza sezonem mieszkał w domu zakonnym księży sercanów w Zakopanem. Gazdę w sutannie spod Turbacza nawiedzali turyści z Polski i z całego świata, wśród nich wielu duchownych. Częstym gościem był pochodzący z Łopusznej ks. Józef Tischner.

„Po raz pierwszy do Kaplicy Papieskiej zajrzał w lipcu 1981 roku. Akurat byłem nieobecny, więc na jakimś świstku napisał, że prosi o Mszę dla ludzi gór w pierwszą niedzielę sierpnia. Od tamtego czasu te Msze odprawiane są rokrocznie” – wspominał po latach ks. Krakowczyk. W stanie wojennym w Mszy ludzi gór uczestniczyło nawet 10 tys. osób. Rok później koło kaplicy stanął murowany ołtarz z kamieni – pamiątka 600-lecia obecności Cudownego Obrazu na Jasnej Górze.

Patriota w sutannie
Kaplica Papieska była oczkiem w głowie ks. Kazimierza. To w niej znalazła swoje miejsce pełna patriotycznych symboli Kapliczka Partyzancka, która powstała dla upamiętnienia walczącego w Gorcach oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” i poległych za wolną Polskę. Ważny był tu dla niego każdy szczegół.

– Ponad pień świerka wystają trzy gałęzie. Na każdej hełm – dwa polskie z roku 1939 (piechoty oraz kawalerii), a poniżej angielski, spod Monte Cassino. Pień okręcony jest drutem kolczastym, symbolem zniewolenia – niemieckich obozów i sowieckich łagrów. W pień wbite są bagnety symbolizujące najeźdźców z września 1939 r. W rozwidleniu gałęzi stoi figurka Matki Boskiej Królowej Gorców, która na głowie zamiast korony ma dłoń okupanta, a jej ręce złożone do modlitwy są skrępowane sznurem, jak u jeńca – wyjaśniał jej wymowę ks. Kazimierz.

Szczególnie bliskie „turbackiemu proboszczowi”, który pasterzował wśród górali 35 lat, były trzy orły w koronach i jeden bez niej, na zewnątrz kaplicy. Także jej drzwi przypominają orła, a zamykający je duży łańcuch nawiązuje do Polski w niewoli. Obok kaplicy położony jest też symboliczny grób katyński, a goprowcy mają tu swoją Pietę z błękitnym krzyżem. W kaplicy ks. Kazimierz dyżurował od maja do października – zawsze ktoś chciał zaglądnąć, pomodlić się, porozmawiać. 36. sezonu w Gorcach już nie rozpocznie. Teraz pewnie spogląda na nie z góry...