Świat nieprzedstawiony

Piotr Legutko

GN 29/2014 |

publikacja 17.07.2014 00:15

W księgarniach leżą biografie najwybitniejszych światowych polityków, a także historie kulis założenia wielkich międzynarodowych korporacji. można przeczytać wszystko o wszystkich, pod warunkiem... że nie są to Polacy. Dlaczego w Polsce nie ukazują się książki o ludziach bogatych i wpływowych?

Świat nieprzedstawiony istockphoto

Historia narodzin wielkich fortun nad Wisłą. Biografia najbogatszego Polaka. Kulisy prywatyzacji państwowych gigantów. Jak kształtował się rynek mediów po 1989 roku. Drugie dno walki o pierwsze koncesje. Agenci na szczytach władzy. Kto trzęsie warszawską giełdą...

Wyobraźmy sobie, że nie są to sensacyjne nagłówki tabloidów, ale tytuły poważnych książek, których powstanie poprzedziły dziennikarskie śledztwa, solidna kwerenda, rozmowy z ekspertami i głównymi „rozgrywającymi” gospodarki, polityki i mediów.

Takie publikacje otwierają zazwyczaj światowe listy bestsellerów, stanowią źródło wiedzy o mechanizmach i kulisach władzy. Autorom przynoszą pieniądze i sławę, czytelnikom otwierają oczy. Ułatwiając orientację w rzeczywistości, pozwalają dokonywać właściwych wyborów. Tak jest… ale nie w Polsce. Dlaczego u nas nie powstają biografie najbardziej wpływowych biznesmenów i polityków? Z jakiego powodu nie wydaje się książek o kulisach kluczowych decyzji podejmowanych w gospodarce i mediach?

Odpowiedź zależy od tego, kto jej udziela. Wydawcy mówią, że nie ma autorów, którzy podjęliby się pisania takich książek. Dziennikarze twierdzą coś wręcz przeciwnego – że nie ma odważnych, by je sfinansować i wydać. Teoretycznie żyjemy w kraju wolnego rynku i wolnego słowa, w praktyce stosunkowo łatwo – wykorzystując pieniądze i paragrafy – zablokować wydanie niewygodnych publikacji. Już na etapie ich powstawania. Z ujawnionych niedawno nagrań wynika, iż ktoś chciał zapłacić 400 tys. złotych za biografię Jana Kulczyka. Po to, by nigdy się nie ukazała.
 

Na przykład Kapuściński

Paweł Szwed przez wiele lat kierował wydawnictwem „Świat Książki”, należącym do międzynarodowego koncernu Bertelsmann, dziś ma własną firmę „Wielka Litera”. Nie jest zwolennikiem spiskowych teorii, uważa, że wydawcy nie boją się kontrowersyjnych książek. Sęk w tym, że nikt ich nie pisze. Zapewnia, że biografii Jana Kulczyka nie wahałby się wydać, gdyby została rzetelnie napisana. Nie wierzy w opowieść Piotra Nisztora o wydawcach, którzy w panice uciekają przed autorem takiego potencjalnego bestsellera.

To właśnie „Świat Książki” wydał biografię Ryszarda Kapuścińskiego, która świetnie się sprzedała (ok. 150 tys. egzemplarzy!), wywołała burzę w mediach i serię procesów. Ale przy tego typu książce to rzecz naturalna. Trudno się dziwić rodzinie zmarłego pisarza, że chciała kolejne wydania zablokować. Zaskakuje raczej, że jej się to udało. Po ugodzie, jaką nowy właściciel „Świata Książki” zawarł z wdową po Kapuścińskim, dystrybucję wstrzymano. Mało tego, uzgodniono, że ewentualne kolejne wydania ukażą się bez czterech zakwestionowanych w pozwie rozdziałów. Autor, Artur Domosławski, został więc na lodzie, z ocenzurowaną książką i procesami (bo ugoda dotyczyła tylko wydawcy).

„Kapuściński non-fiction” jest zatem jednocześnie dowodem na dwie tezy: pierwsza, że tego typu książki można i warto wydawać, druga, że jest to przedsięwzięcie ryzykowne. W odróżnieniu od USA, gdzie prawie zawsze sąd staje w obronie wydawców i autorów, w Polsce bardzo często bohaterom książek udaje się wywalczyć wstrzymanie ich wydania. Zwłaszcza gdy są tym zainteresowane osoby wpływowe i mające ogromne możliwości.
 

Wydać? Po co?

Dotyczy to zresztą wszystkich publikacji, nie tylko książek. Duże pieniądze i poważne interesy lubią ciszę, dlatego interwencje podejmowane są błyskawicznie i wyprzedzająco. Pisma przedprocesowe przychodzą do redakcji już na etapie wysyłania pytań do osoby ze świecznika, której tekst ma dotyczyć (zamiast odpowiedzi). Wojciech Surmacz, laureat tegorocznej nagrody SDP za dziennikarstwo śledcze, obecnie szef „Gazety Bankowej”, pamięta taką sytuację, gdy zbierał informacje o Janie Kulczyku. – To nie są zwykłe ostrzeżenia. Pisma wysyłają kancelarie z najwyższej półki, by wywrzeć większe wrażenie na autorze, tamto pochodziło od prof. Ćwiąkalskiego – mówi W. Surmacz.

Na wielu redaktorów naczelnych to działa, małych wydawców nie stać na kosztowne procesy i bardzo prawdopodobne (biorąc pod uwagę orzecznictwo polskich sądów) odszkodowania. Na starcie z biznesmenami z pierwszej ligi teoretycznie może zdecydować się jedynie któryś z międzynarodowych koncernów. Może, ale robi to niechętnie, bo nie chce tracić reklam. Bezpieczniej publikować mocne teksty o polityce czy skandalach obyczajowych niż o kulisach transakcji giełdowych.

Duży biznes wie o większości planowanych publikacji i książek, bo ma swój własny medialny kontrwywiad. W ostatnich latach powstało sporo firm public relation, które pilnują, by „wielkim graczom” nie działa się krzywda. Zatrudniają one często byłych dziennikarzy śledczych, którzy znają środowisko i pomagają we wczesnym wykrywaniu potencjalnych zagrożeń.

Podczas rozmowy nagranej w kancelarii mecenasa Giertycha Piotr Nisztor tłumaczy, że nie chce pieniędzy za książkę o Janie Kulczyku, bo jest zainteresowany jej wydaniem. „Po co?” – pyta go Jan Piński, obecnie szef „Uważam Rze”. Z kontekstu wynika, że nie jest to pytanie retoryczne i są autorzy, którzy żyją z pisania biografii dla… jednego czytelnika. Tego najbardziej zainteresowanego. Może więc wcześniej dochodziło już w Polsce do podobnych transakcji? Jest to mało prawdopodobne, choć o jednym przypadku (książki o Ryszardzie Krauze) sporo plotkowano w warszawskich redakcjach na początku tego wieku. Miał ją jakoby napisać (a potem sprzedać) jeden ze znanych dziennikarzy ekonomicznych. Jeśli tak, to obie strony zadbały o dyskrecję.

Prawda kosztuje

Igor Janke jest autorem biografii Viktora Orbána „Napastnik”. Książka okazała się bestsellerem… na Węgrzech. W Polsce sprzedano „tylko” ok. 8 tys. egzemplarzy. (Ciekawe, ile osób kupiłoby biografię Donalda Tuska?). To i tak bardzo dużo jak na nasz rynek, gdzie przeciętny nakład wynosi 2–3 tysiące. Zdecydowanie za mało, by móc utrzymywać się wyłącznie z pisania takich książek. A literatura faktu pochłania mnóstwo czasu, wymaga podróży, spotkań, detektywistycznych poszukiwań. Autor „Napastnika”, znany m.in. z łamów „Rzeczpospolitej”, założyciel Salonu.24, wydał właśnie kolejną książkę tego typu. „Twierdza” poświęcona jest ludziom „Solidarności Walczącej”. Przyznaje, że pracował nad nią rok. Trochę dla idei, trochę dla „mołojeckiej sławy”, jak mówi – głównie dla własnej satysfakcji. Taka książka odsłania przed czytelnikami wiele nieznanych faktów z najnowszej historii, ale z pewnością nie uczyni z autora krezusa.

Aspekt finansowy jest istotny, z której strony by nie patrzeć. Nie chodzi tylko o to, by dziennikarz, pisząc, mógł utrzymać rodzinę. Praca nad książką o ludziach władzy, politykach, a zwłaszcza o biznesmenach to przedsięwzięcie długie i bardzo kosztowne.

– Prawdę mówiąc, stać na nie tylko duże wydawnictwa, mogące autorowi zapewnić komfort pracy i udzielić wszelkiego wsparcia – mówi Wojciech Surmacz. Ale wielcy gracze na rynku wydawców jakoś nie są zainteresowani wielkimi graczami aktywnymi w biznesie i polityce. Co ciekawe, gorące biografie (a częściej raczej wywiady rzeki) jeśli się w ogóle ukazują, to raczej w małych oficynach.

Mariusz Zielke, laureat Grand Press za tekst o giełdowych zmowach, wiele lat szukał wydawcy dla swojej książki. W końcu sam ją wydał. Dopiero gdy okazała się sukcesem, zaczęli zgłaszać się chętni. Dziś „Wyrok” ma już trzecie wydanie. Co ciekawe, obawiano się tej książki, choć nie jest ona reporterska. Jest to „pierwszy polski thriller finansowy”. – Bohaterowie to postaci fikcyjne, ale sytuacje są prawdziwe – wyjaśnia autor. Na tyle prawdziwe, że poprzez pośredników badano możliwości nakłonienia go, by zrezygnował z publikacji.
 

Już tylko thriller

Czy Mariusz Zielke podjąłby się napisania biografii Kulczyka, Krauzego albo Czarneckiego? Twierdzi, że nie miałby żadnych oporów, gdyby otrzymał taką propozycję. W podobnym tonie odpowiada Wojciech Surmacz. Z kolei Paweł Szwed mówi, ze chętnie by takie książki wydał, gdyby znaleźli się odpowiedni autorzy. Wygląda to trochę na dyplomatyczne uniki przed walką, na którą nikt tak naprawdę nie chce się dziś porywać.

Czy w Polsce mogłaby się ukazać biografia Adama Michnika? Już się ukazała, pięć lat temu, tyle że nie napisał jej żaden nasz dziennikarz, ale francuski dyplomata Cyril Bouyere, co ma swój urok, ale i poważne wady. Czy powodem braku polskiej biografii redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” może być rekordowa liczba pozwów, jakie wysyła on do polityków, dziennikarzy, a nawet poetów zabierających głos na jego temat? Nikt tego oficjalnie nie przyzna, ale… coś jest na rzeczy.

Zdaniem Romana Graczyka (autora biografii Wiesława Chrzanowskiego) istnieje też w polskim establishmencie coś takiego jak wzajemna solidarność ludzi nawet na pozór sobie odległych. Przejawia się ona w niechęci do „grzebania w brudach”, szukania źródeł patologii, wskazywania powiązań i wzajemnych zależności.

Coraz częściej można je znaleźć nie w literaturze faktu, ale w beletrystyce, za którą biorą się najlepsi dziennikarze śledczy, ewidentnie odnosząc się do prawdziwych osób i zdarzeń. Thrillery o kulisach rynku finansowego piszą Mariusz Zielke i Tomasz Prusek, powiązania polityki, biznesu i mafii ujawnia Witold Gadowski. – Taka forma bardzo mi odpowiada, pozwala bowiem lepiej pokazać mechanizmy, powiedzieć więcej, zejść głębiej – mówi M. Zielke i zapowiada kolejną powieść, tym razem o polskim wymiarze sprawiedliwości.

Wojciech Surmacz zwraca uwagę, że tego typu książki to broń obosieczna. Lekka forma na więcej pozwala, ale daje też pole do interpretacyjnych nadużyć. Nie sposób w nich oddzielić prawdy od fikcji. Thrillery nie zapełnią luki po literaturze faktu, której nie ma. Otacza nas więc coraz bardziej enigmatyczny świat nieprzedstawiony.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.