Jego oczami

Wydawnictwo M

publikacja 25.09.2014 05:30

Rozmowa o góralszczyźnie, dyscyplinie i góralskich kawałach, opowiadanych przez ks. Józefa Tischnera.

Kazimierz Tischner   Józef Wolny /Foto Gość Kazimierz Tischner
Szymon J. Wróbel:
Góralszczyzna to jest rodzina, taniec, śpiew…
Kazimierz Tischner: …i kawały góralskie. Żeby nie wyglądało, że Józiu tylko mnie nauczył transcendentalnego „ja” z filozofii Edmunda Husserla. Z tych góralskich rzeczy: kawały – rzecz nieodzowna. Może jeden z tych, które zapamiętałem, że opowiadał:

„Takiego Jaśka fcieli wziąść do wojska, a jego kolega Stasek godo mu tak: »Jasiek, fcesz, zeby cie do wojska nie wzieni? To idze ty do dyntyski, daj se syćkie zemby wyrwać. Wtedy cie nie wezmom do wojska«. Stasek poseł do dyntystki: »Pani, rwijcie syćkie«. Pani zgłupiała, ale »rwać syćkie i kóniec«. No to powyrywała syćkie zemby. Stasek poszedł do tego asynterunku, czyli do poboru. Jasiu siedzi przed dźwierzami i ceko, co be, wychodzi Stasek. Jasiek się pyta: »No i co Stasiu, wzieni cie do tego wojska?«. Stasiu: »Nie wzieli mnie do wojska, bo mam platfusa«”. I mniej więcej takie są góralskie kawały: krótkie, zwięzłe, ale konkretne.

Ksiądz Tischner lubił chodzić na imprezy tutaj, w Łopusznej?
Gdy były tutaj konkursy koła gospodyń wiejskich czy gwary góralskiej, to zawsze przychodził. Jeżeli ktoś z jego znajomych, czy nawet moja córka bądź syn, miał góralskie wesele, Józiu przyjeżdżał i mówił kazania. Dawał śluby właśnie „po góralsku”.

To, co było w Krakowie, różniło się od tego, co było w Łopusznej. Wesela wyglądały inaczej.
Na pewno. W Krakowie jak się opiją, to piją brudzia. A u nas jak się opiją, to się biją. Przesadzam… Józiu chodził tylko do swoich znajomych. Jedną rzecz trzeba powiedzieć: on nie marnował czasu. Miał dzień rozplanowany co do minuty. Wtedy siadał, wtedy pisał, wtedy przerwa… Jak był tu, w górach – to szedł na spacer, na narty. Nie było oglądania telewizji – czasem dziennik. Języków uczył się, słuchając radia w językach obcych.

Lubił sztukę góralską, czego dowodem są portrety autorstwa pana Mariana Gromady.
Tak. Marian Gromada, jeden z jego wielkich przyjaciół… Mieszka nawet w domu, gdzie wcześniej mieszkali państwo Bryjewscy, nauczyciele. Jest jedynym, który potrafił pędzlem oddać twarz Tischnera. Malował ten portret za życia Józia, później po jego śmierci. Długo nie mógł pędzla podnieść, żeby twarz namalować. Coś go wstrzymywało.

Marian był tym, do którego po śmierci mojego brata poszedłem i powiedziałem: „Ponieważ ty znasz Józia, ja ci podpowiem, co on lubił, a ty zrób projekt jego grobowca”. Jego oczami   Wydawnictwo M Marian wtedy odpowiedział tylko: „Niesamowite dla mnie wyzwanie, ale jakże ważne”. I podjął się tego. Życzyłbym sobie, żebyście z nim porozmawiali. To by było ciekawe – poznać historię grobu Józia, zobaczyć portrety, zobaczyć dom, do którego moi rodzice przychodzili, gdzie Józio spotykał się ze swoimi bliskimi. To jest ta mała ojczyzna.

***

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Jego oczami" autorstwa Szymona J. Wróbla, która ukazała się ostatnio nakładem wydawnictwa M. Publikację (wraz z dołączoną do niej płytą DVD), można kupić m.in. w naszym portalowym sklepie. Wystarczy kliknąć tutaj