Muzyka ze skarbca

Krzysztof Gilewicz

publikacja 20.12.2014 06:00

– Śpiew gregoriański, łacina to naturalny język Kościoła – przypomina o. Albin Chorąży OCist, proboszcz parafii MB Królowej Korony Polskiej w Gdańsku-Oliwie.

Na zdjęciu: Proboszcz parafii cystersów oliwskich o. Albin Chorąży i Schola Gregoriana Oliviensis w tradycyjnych strojach wierzchnich do modlitwy w chórze, tzw. cucullach. Stąd cystersów nazywano często białymi mnichami Krzysztof Gilewicz /Foto Gość Na zdjęciu: Proboszcz parafii cystersów oliwskich o. Albin Chorąży i Schola Gregoriana Oliviensis w tradycyjnych strojach wierzchnich do modlitwy w chórze, tzw. cucullach. Stąd cystersów nazywano często białymi mnichami

Chorał gregoriański to tradycyjny, jednogłosowy śpiew liturgiczny. Skodyfikowany przez św. Grzegorza Wielkiego, upowszechniany przez benedyktynów, kartuzów, cystersów, przez wieki był śpiewem własnym Kościoła. Pełnym dostojeństwa, powagi i zadumy. Do tej tradycji nawiązuje działająca przy parafii ojców cystersów w Gdańsku-Oliwie Schola Gregoriana Oliviensis. Rozpoczęła ona działalność niedawno, bo w 2013 r.

– Początkowo było ośmiu mężczyzn, teraz już trzynastu – cieszy się Jacek Bratke, organista i założyciel chóru. – Chętni mogą w każdej chwili dołączyć – podkreśla. Większość członków chóru mieszka w Oliwie.

– Tu na każdym kroku czuć ducha cystersów. Zabytki, architektura, krajobraz noszą ich ślady – dodaje Jacek Bratke. – Zrodził się tu także pomysł stworzenia grupy zajmującej się propagowaniem twórczości cystersów, którzy w Oliwie byli już od końca XII w. Naszym zadaniem jest poszukiwanie materiałów źródłowych i wykonywanie chorału cysterskiego – wyjaśnia.

– Melodie cysterskie są proste. Ambitus, czyli rozpiętość dźwięków, ogranicza się do zaledwie 10 tonów. Muzyka ogołocona jest z wszelkich ozdobników, uznawanych za frywolne, rozpraszające i próżne. Chorał to przede wszystkim modlitwa. Dla nas to także spotkanie z drugim człowiekiem. Wspólnie chcemy stworzyć coś dobrego. Odrywamy się od otaczającej nas rzeczywistości. Pragniemy uczestniczyć w czymś wzniosłym, obcować z doskonałością – tłumaczy organista. Każda epoka ma swój styl.

– Kiedy byłem małym chłopcem, w kościołach słuchałem mszy bigbeatowowych. Muzycy chcieli grać w taki sposób, który odnosił się do stylu ich ówczesnego życia – wspomina o. Albin Chorąży. – W średniowieczu muzyka chorałowa była jedyną. Dziś grupy modlitewne grają muzykę współczesną, która dociera do ludzi, a jak mówi tekst ewangeliczny: gospodarz wybiera ze swego skarbca rzeczy nowe i stare – zauważa. Największym entuzjastą tego rodzaju śpiewu jest Jacek Bratke. Tak twierdzi proboszcz o. Albin.

– Od początku istnienia wkłada w zespół całe swe serce, poświęca wiele czasu na odnajdywanie nut i tekstów, potem na próby śpiewu. Efekty tej ciężkiej, ale wykonywanej z radością pracy są coraz bardziej widoczne. Najmłodszym członkiem grupy jest 14-letni Jakub Kozakiewicz. – Służę w parafii jako ministrant. Niespodziewanie uczestniczyłem we Mszy św. trydenckiej. To był moment, od kiedy zacząłem poszukiwać największego piękna liturgii – tłumaczy.

Swą przygodę z chorałami kontynuuje w Gdańsku Oskar Kozłowski. – Parę lat temu śpiewałem w chórze na Pomorzu Środkowym. Tu jestem od niedawna. Byłem w sierpniu na II Festiwalu Muzyki Sakralnej w Sopocie. Wspólny występ męskiej Scholi Gregoriana Oliviensis i sióstr z Zakonu Najświętszego Zbawiciela św. Brygidy urzekł mnie. Wiedziałem, że tu jest moje miejsce. Będąc na widowni, zauważyłem bardzo pozytywny odbiór tego śpiewu przez słuchaczy. Śpiew gregoriański ukazuje bogactwo katolickiej twórczości – zwraca uwagę.

Do zespołu dołączył też Dominic Sheridan, Australijczyk. – Przez sześć lat śpiewałem w takiej grupie w Sydney. Przyjaciel mi podpowiedział, że w Gdańsku jest też taka możliwość, więc skorzystałem. Na co dzień jestem doktorantem na Uniwersytecie Gdańskim i uczę języka angielskiego.