Sądowi sprzeciw nie pachnie

Jan Hlebowicz

publikacja 03.11.2014 05:02

– W tej pseudosztuce Chrystus został nazwany szaleńcem, tyranem, demagogiem... Dlaczego miałam pozwolić, by inni szydzili z tego, co dla mnie i dla większości osób w naszym kraju jest święte? – mówi Marysia Kołakowska.

Marysia i Janek protestowali przeciwko publicznemu odczytowi scenariusza bluźnierczej sztuki „Golgota Picnic”. Rodzice są dumni z postawy swoich dzieci Jan Hlebowicz /Foto Gość Marysia i Janek protestowali przeciwko publicznemu odczytowi scenariusza bluźnierczej sztuki „Golgota Picnic”. Rodzice są dumni z postawy swoich dzieci

Dzięki protestom katolików z całej Polski na festiwalu teatralnym w Poznaniu nie doszło do wystawienia obrazoburczego spektaklu „Golgota Picnic”. Wywołało to oburzenie przedstawicieli środowisk lewicowych, którzy mówili o zamachu na wolność wypowiedzi artystycznej. W całym kraju zorganizowane zostały odczyty tekstu dramatu. Jedno z takich spotkań odbyło się w siedzibie Krytyki Politycznej w Gdańsku. Na miejscu pojawiło się wielu przeciwników przedstawienia. Swój sprzeciw wyrażali poprzez modlitwę – odmawiając Różaniec i śpiewając pieśni religijne. 17-letnia Marysia Kołakowska postanowiła nie dopuścić do publicznej prezentacji scenariusza.

To tylko dezodorant
– Zarejestrowałam się na stronie internetowej wydarzenia, więc miałam prawo wziąć udział w spotkaniu. W geście protestu zaczęłam rozpylać spray o nieprzyjemnym zapachu. Po chwili jeden z mężczyzn zarzucił mi na głowę bluzę i zaczął dusić. Uczestnicy spotkania szarpali mnie, popychali i wykręcali ręce. Zostałam brutalnie wyprowadzona za drzwi. Następnego dnia miałam wiele siniaków i zadrapań – relacjonuje Marysia.

Brat dziewczyny, Janek, który uczestniczył w modlitwach przed siedzibą Krytyki Politycznej, twierdzi, że pobicie siostry zostało natychmiast zgłoszone policjantom przebywającym na miejscu zdarzenia.

– Odpowiedzieli, że są zajęci i mogą przyjąć zgłoszenie dopiero na komisariacie następnego dnia. Inicjatorzy spotkania zaznaczają, że nie wiedzieli, jaką substancję rozpyliła Marysia.

– Mógł to być gaz zagrażający zdrowiu i życiu 70 osób siedzących na sali. Ci, którzy zarzucili bluzę na głowę nastolatki, próbowali ją unieruchomić i wyprowadzili z sali, działali w obronie własnej – uważa Marta Kosińska, jedna z organizatorek wydarzenia, aktywistka trójmiejska.

– To nie był żaden gaz, tylko nieszkodliwy dezodorant kupiony legalnie w sklepie ze śmiesznymi rzeczami – odpiera zarzuty Marysia.

Dlaczego nastolatka zdecydowała się na taką formę protestu? – Nie chciałam dopuścić do odczytania tekstu, który w obraźliwy i wulgarny sposób opisuje Jezusa, czyli najważniejszą dla chrześcijan osobę, i w obsceniczny sposób przedstawia Jego mękę i śmierć na krzyżu – odpowiada 17-latka.

Uczestnicy spotkania zarzucili Marysi i modlącym się, że nie wiedzieli, przeciwko czemu protestują, bo nie znali treści sztuki. – To nieprawda. Jeszcze zanim pojawił się pomysł wystawienia spektaklu w naszym kraju, otrzymaliśmy od zaprzyjaźnionych działaczy pro life z Francji materiały wideo, zdjęcia i scenariusz, który został profesjonalnie przetłumaczony na język polski – mówi Anna Kołakowska, mama Marysi.

– Córka i syn doskonale wiedzieli, o czym jest ta epatująca pornografią pseudosztuka – dodaje. Andrzej Kołakowski, tata Marysi, podkreśla z kolei, że gest jego córki był ostatecznością. – Próbowaliśmy działać środkami prawnymi. W miastach, w których miały odbyć się publiczne czytania „Golgoty Picnic”, do policji i prokuratury trafiły nasze wnioski o zapobieżenie popełnieniu przestępstwa. Niestety, za każdym razem spotykaliśmy się z całkowitą obojętnością – zwraca uwagę.

Bez możliwości obrony
Marysia została skazana na 40 godzin prac społecznych. Sąd Rejonowy w Gdańsku uznał, że nastolatka zakłóciła spokój publiczny, a jej zachowanie miało charakter chuligański. Wyrok zapadł w trybie zaocznym, czyli bez udziału obwinionej i jej adwokata.

– Nie zostaliśmy poinformowani o zakończeniu śledztwa, dniu rozprawy i skazaniu – zaznacza pan Andrzej. – Z akt sprawy wynika, że sąd nie przesłuchał żadnego ze świadków obrony, chociaż Marysia o to prosiła. Nasza córka została pozbawiona jakiegokolwiek prawa do przedstawienia swoich racji. – Wyrok nie jest prawomocny. Jeżeli obwiniona Maria K. się z nim nie zgadza, ma możliwość wniesienia sprzeciwu i będzie mogła przedstawić swoje racje na rozprawie – informuje Tomasz Adamski rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Marysia i jej adwokat już złożyli odwołanie od wyroku. Tymczasem sprawa o pobicie 17-latki, zakończyła się umorzeniem. – Mimo że obraza uczuć religijnych jest w Polsce zakazana, to ja, stając w obronie wartości katolickich, zostałam ukarana, a człowiek, który mnie pobił, nie poniósł żadnych konsekwencji. Niestety, sąd stanął po stronie łamiących prawo – komentuje Marysia.

Order zamiast kary
Pan Andrzej jest doktorem nauk humanistycznych, wykładowcą akademickim oraz poetą. Razem z żoną, dziennikarką i historyczką, angażował się w działalność opozycyjną. Pani Anna była najmłodszym więźniem politycznym w PRL. W wieku 17 lat została skazana na 3 lata pozbawienia wolności.

– W naszym domu dużo rozmawiamy o patriotyzmie, ojczyźnie, wierze. Przyjaźnimy się z bohaterami podziemia niepodległościowego, których świadectwo życia wpływa na światopogląd naszych dzieci i kształtuje ich postawę – mówi pani Anna. Marysia od 10 lat jest harcerką. Należy też do Szkoły Nowej Ewangelizacji. Jako wolontariuszka pomaga miejscowej siostrze zakonnej w opiece nad ciężko chorą matką.

– Niestety, sąd potraktował naszą córkę jak zwykłego chuligana, niszczącego przystanek autobusowy albo ławkę w parku. Zupełnie nie wziął pod uwagę motywacji, którymi się kierowała – twierdzi pan Andrzej. – Gdyby sędzia przeprowadził rozprawę z udziałem Marysi, to nie miałby wątpliwości, że zasłużyła raczej na Krzyż Walecznych, a prace społeczne wykonała już z nawiązką, pracując łopatą na Cmentarzu Garnizonowym przy poszukiwaniu grobów „Inki” i „Zagończyka” – podkreśla mama Marysi. – Wyrok, który zapadł, jest skandaliczny – dodaje.