Turecki podbój

Edward Kabiesz

GN 50/2014 |

publikacja 11.12.2014 00:15

W 1683 roku przegrali pod Wiedniem, teraz dzięki serialowi „Wspaniałe stulecie” podbijają telewizje na całym świecie. Również naszej Jedynki.

Widzom serialu mogą się podobać haremowe perypetie, których bohaterkami są piękne niewolnice MUHSIN AKGUN Widzom serialu mogą się podobać haremowe perypetie, których bohaterkami są piękne niewolnice

Jeden z odcinków tego serialu, a właściwie historycznej telenoweli, obejrzałem przez przypadek. Trafiłem akurat na scenę, w której działania Kościoła katolickiego przedstawiono w sposób, powiedzmy sobie, mało pochlebny. Chociaż trudno się temu dziwić. Zrealizowali go przecież tureccy twórcy, a telewizyjna telenowela nie jest historycznym dokumentem. W tym wypadku odzwierciedla punkt widzenia świata muzułmańskiego, którego jednym z najwybitniejszych przedstawicieli był Sulejman Wspaniały, główny bohater serialu. W pierwszym momencie zacząłem się zastanawiać, jaki sens ma prezentowanie polskiemu widzowi podobnej produkcji. Czy nasza telewizja, której nie stać na realizację porządnego serialu historycznego z powodu budżetowych ograniczeń, ale która raczy nas codziennie kilkoma rozgrywającymi się współcześnie telenowelami, koniecznie musi go emitować? Czy zakup serialu był wynikiem desperacji, by wypełnić ramówkę jak najtańszym produktem? Później obejrzałem jeszcze kilkanaście odcinków i doszedłem do wniosku, że serial warto obejrzeć. Dlaczego? Bo – może wbrew intencjom autorów – pokazuje ogrom różnic kulturowych, jakie dzieliły światy muzułmański i chrześcijański w czasie, kiedy imperium otomańskie kontynuowało coraz bardziej agresywną politykę podbojów. I co groziło chrześcijańskiej Europie w wypadku realizacji postawionych sobie przez Sulejmana Wspaniałego celów. Z pewnością widzów serialu przyciągają też intrygi i wątki miłosne, rozgrywające się w egzotycznej scenerii sułtańskiego haremu. Myślę jednak, że telewizyjna emisja powinna być opatrzona komentarzem, który z jednej strony przedstawiałby kontekst historyczny opisywanych w nim wydarzeń, a jednocześnie prostowałby oczywiste przekłamania. A tych w serialu znalazło się niemało. Być może niektóre odcinki mogłyby też posłużyć jako punkt wyjścia do lekcji historii w szkole.

W Turcji, podobnie jak na całym świecie, gdzie filmy historyczne zastępują naukę historii, mimo rekordów oglądalności serial z różnych względów nie wszystkim się podobał. „Wspaniałe stulecie” obejrzało już podobno 200 mln widzów, został zakupiony przez 50 stacji telewizyjnych na całym świecie. Scenariusz superprodukcji oparty został na biografii Sulejmana Wspaniałego, najdłużej panującego sułtana w dziejach Turcji, i jego żony Hürrem, czyli Radosnej. Ta żona sułtana znana jest bardziej jako Roksolana. Serial rzeczywiście został zrealizowany z rozmachem, a scenografia i różnobarwne, kosztowne kostiumy podkreślają bogactwo i przepych sułtańskiego dworu.

Cień Sulejmana nad Europą

Czasy panowania Sulejmana I to dla Turcji rzeczywiście wspaniały okres. Dla chrześcijańskiej Europy to natomiast czas nieustannych prób zahamowania muzułmańskiej ekspansji, bo Europa stała się jej głównym celem. Zaraz po dojściu do władzy sułtan postanowił rozprawić się z Węgrami. W 1521 r. zdobył Belgrad, należący wówczas do Węgier. Rok później podbił wyspę Rodos, twierdzę joannitów. Turcy rozbudowali swoją flotę i w kilku morskich bataliach zadali ciężkie klęski chrześcijanom. W 1526 r. Sulejman po raz drugi najechał Węgry i pod Mohaczem rozgromił armię Ludwika II Jagiellończyka, który poniósł śmierć w bitwie. Straszliwa klęska stała się symbolem upadku Węgier. W 1532 r. Turcy podjęli wyprawę na Wiedeń. Miasta nie zdołali zdobyć, ale przyparty do muru cesarz Ferdynand zobowiązał się do płacenia sułtanowi haraczu. Oblężenie Wiednia i obecność tureckich zagonów w Styrii przeraziły Europę. Jednak nie doprowadziło to, mimo wezwań papieży, do wspólnych działań przeciw tureckiemu agresorowi. Wprost przeciwnie. Francja, wroga Habsburgom, zawarła pakt z Turcją. Doszło do tego, że w sojuszu z Franciszkiem I, królem Francji, flota turecka w 1537 r. zajęła Otranto we Włoszech. Widzów spoza Turcji dziwić może fakt, że cieszący się rekordową oglądalnością serial wzbudził oburzenie części społeczeństwa. Podobno do tureckiej Najwyższej Rady Radia i Telewizji wpłynęło ponad 70 tys. protestów. Skrytykował go nawet premier Turcji Recep Erdogan za przedstawienia historii kraju i jego najwybitniejszego władcy w złym świetle. Zastrzeżenia budził przede wszystkim fakt przedstawienia hedonizmu sułtana. Większość akcji rozgrywa się w haremie, gdzie toczą się intrygi na miarę brazylijskiej telenoweli, ale serial skrótowo przedstawia wszystkie najważniejsze podboje Sulejmana. Nie znajdziemy tu wielkiej batalistyki.

To raczej chronologicznie poukładane relacje z kolejnych wypraw sułtana pokazane w serii kameralnych epizodów. Wydaje się jednak, że Erdogan nie miał racji. Twórcy stworzyli na ekranie postać idealnego, pozbawionego jakichkolwiek wad władcy. Przenikliwego, obdarzonego nadludzką spostrzegawczością, zdolnego rozsupłać błyskawicznie każdą intrygę i ukarać winowajców. Natomiast jego przeciwnicy, papież, cesarz czy król Węgier to istne karykatury snujące nieustanne intrygi, by zniewolić Turcję. Wszystkie działania sułtana mają na celu szczęście swoich poddanych, nawet tych, którzy zostaną nimi dopiero w przyszłości, o czym na razie nie wiedzą. Realizatorzy wkładają w usta filmowego bohatera słowa, które w Europie zdyskredytowałyby każdego. „Chcę mieć cały świat pod stopami. Morze Śródziemne stanie się jeziorem Ottomanów” – słyszymy w pierwszym odcinku. Patrząc na rozłożoną mapę Europy, sułtan wylicza kolejne cele: Belgrad, Wiedeń, Rzym. Motywacja tych działań brzmi bardzo współcześnie, nierzadko przypomina hasła zaczerpnięte wprost z jakiejś rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Pomijając oczywiście wątek religijny, jakim było szerzenie islamu. „Przyniosę pokój, bezpieczeństwo i chwałę każdemu krajowi, jaki zdobędę” – deklaruje sułtan. Z serialu wynika, że kolejne podboje miejscowa ludność przyjmowała niemalże z radością. Po zdobyciu Zemun, dzisiejszej dzielnicy Belgradu, a wówczas ważnej fortecy, oglądamy rozjaśnione twarze mieszkańców, kiedy słuchają zapewnień nowych władców o szczęśliwej przyszłości pod ich panowaniem. Przypomina to filmowe agitki z czasów stalinowskich. Wszystkie wojny w tamtych czasach były okrutne, ale tureckie najazdy budziły wyjątkowe przerażenie i grozę, bo wszyscy wiedzieli, jaka czeka ich przyszłość. Przynosiły podbitej ludności niezmierzone cierpienia. Turcy plądrowali i rabowali miasta i wioski, tysiące ludzi wywozili jako niewolników, burzyli i palili domy. Chrześcijanie w państwie osmańskim byli tolerowani wyłącznie jako obywatele drugiej kategorii. Dla nich tureckie panowanie było tragedią.

Łagodny baranek?

Widzom mogą się podobać haremowe perypetie, jakich znajdziemy w serialu bez liku. Harem stanowił wydzieloną część pałacu, w której mieszkała sułtańska rodzina, a do której wstępu nie mieli mężczyźni. Nadzór nad mieszkającymi tam kobietami sprawowali eunuchowie. Ze względu na to, że islam zakazywał brania w niewolę muzułmanek, wszystkie niewolnice w haremie były cudzoziemkami, najczęściej chrześcijankami lub Żydówkami. Nieliczne, jak serialowa Roksolana, mogły rzeczywiście awansować i zrobić karierę na dworze. Żyły w luksusie, ale ich los, co dobrze pokazuje serial, zależał wyłącznie od tego czy podobały się sułtanowi. Jeden z następców Sulejmana w przystępie gniewu rozkazał zgładzić 280 żyjących w haremie nałożnic. W porównaniu do innych sułtanów, Sulejman nie wyróżniał się nadmiernym okrucieństwem. Kazał zgładzić tylko jedną ze swoich żon i jednego syna. Żonę, bo pewnej nocy nie pofatygowała się do sypialni sułtana, a syna, najbardziej uzdolnionego z pozostałych, bo podejrzewał go o zdradę. W porównaniu z dokonaniami swoich poprzedników i następców, którzy zgotowali swoim braciom czy rodzinie krwawą łaźnię, to istny baranek.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.