Życie wydrążonych ludzi

Adrian Górecki

publikacja 10.02.2015 08:42

Szczepan Twardoch to obecnie najbardziej znany śląski pisarz. Czytany już nie tylko w Polsce, ale wydawany także w Niemczech czy we Francji. Po sukcesie „Mofiny”, dzięki której autor otrzymał Paszport „Polityki” i nominację do nagrody Nike, apetyt czytelników był nieprzeciętnie rozbudzony. Czy Twardoch sprostał oczekiwaniom?

Życie wydrążonych ludzi Wydawnictwo Literackie

„Drach” – jego najnowsza powieść – przenosi nas na Górny Śląsk w wielu odsłonach czasowych: od średniowiecza, przez XIX stulecie, aż po współczesność. Pisarz nie stosuje chronologicznej narracji, płynnie przenosząc akcję pomiędzy nieraz bardzo odległymi czasowo zdarzeniami. Na głównego bohatera wyrasta Josef Mangor, śląski górnik spod Gliwic, żołnierz walczący za Kaisera w Wielkiej Wojnie i za Polskę w śląskich powstaniach. Josef ma żonę i dziecko, ma też kolegów od kieliszka i karabinu, zaś po pewnym czasie zyskuje również nieletnią kochankę i zamiłowanie do narkotycznego eteru z sokiem malinowym.

Akcja powieści nie ogranicza się jedynie do czasów sprzed 1945 roku. W kilku miejscach fabuła przenosi się w czasy współczesne. Drugim wyraźnym bohaterem jest Nikodem Gemander, znany architekt, potomek Josefa Mangora. Nikodem ma kochającą żonę, córkę, mieszka w nowo wybudowanym domu i jeździ terenowym samochodem. Ta stabilizacja jest jedynie pozorna – autor nurza nas w życiowych problemach Nikodema, opisuje ze szczegółami jego romanse, łóżkowe przygody oraz skłonność do picia i szastania pieniędzmi. Obie te narracje są ze sobą związane nie tylko pokrewieństwem bohaterów, o czym czytelnik będzie mógł się przekonać na ostatnich kartach książki.

Górnośląska rzeczywistość
Pisarz zadbał o autentyczność każdego szczegółu w wykreowanym przez siebie świecie. Najlepszym przykładem jest szpital psychiatryczny w Rybniku z czasów międzywojnia, który został przedstawiony z godnym podziwu pietyzmem. W „Drachu” znajdziemy opis ówczesnych metod leczenia, stosowane dawki medykamentów, skład racji żywnościowych, a nawet nazwiska lekarzy. To wszystko bez wątpienia wymagało pogłębionego researchu i wielotygodniowych przygotowań do pisania. Dzięki metodycznej pracy czytelnik może poczuć zarówno wielkomiejski klimat przedwojennych Gliwic, jak i spokojną atmosferę okolicznych wsi. Świetnie zostały opisane również narodowościowe rozterki czasów powstań i plebiscytu. Twardoch umieścił także w swojej książce motyw obrony wieży spadochronowej w Katowicach we wrześniu 1939 r., zrywając jednak z powszechnym mitem bohaterskich walk z oddziałami Wermachtu.

W dialogach nie brak języka niemieckiego i… śląskiego etnolektu. Autor chętnie sięga po ślōnskŏ gŏdka, używając do jej zapisu ślabikŏrzowego szrajbōnku, czyli najpopularniejszej obecnie śląskiej ortografii. I choć w twórczości pisarza już wcześniej pojawiała się śląszczyzna (m.in. w „Epifanii wikarego Trzaski” czy opowiadaniu „Gerd”), to nigdy na tak dużą skalę. Twardoch celowo zrezygnował z przypisów z tłumaczeniami, co początkowo może sprawiać czytelnikowi pewne trudności w odbiorze, jednak przekaz da się zwykle odczytać z kontekstu.

Ocierając się o kicz
Najnowsze dzieło Szczepana Twardocha bez wątpienia znajdzie się w czołówce wielu zestawień najlepszych książek minionego roku. I choć będzie to w pełni zasłużone, nie można oprzeć się wrażeniu, że powieść jest nieco nierówna. Najsłabsze wydają się fragmenty – doklejone jakby na siłę – których akcja toczy się współcześnie. Czytając je, traci się poczucie obcowania z czymś wyjątkowym, to raczej przeciętna historia rodem z poczytnego harlequina, choć opowiedziana fascynującym językiem. Te akapity przywodzą na myśl jazdę dobrym sportowym samochodem z instalacją gazową: niby frajda jest taka sama, ale poczucie niestosowności pozostaje.

Sukces gwarantowany?
Twardoch ma rację, mówiąc, że „Drach” nie jest książką o Śląsku. To powieść o wojnie, o ludzkich namiętnościach i nałogach. O okrucieństwie konfliktów i niestabilnej sytuacji w regionach pogranicza. Górny Śląsk pełni w „Drachu” funkcję – tylko i aż – pieczołowicie odtworzonego tła. Dlatego też autor nie ma szans stać się za sprawą swojej najnowszej powieści ikoną śląskości, taką jak na przykład Horst Bienek. Głównym bohaterem prozy tego ostatniego był właśnie Górny Śląsk: jego nieco mityczny obraz, ukazujący szacunek dla pracy i znaczenie więzi rodzinnych. U Twardocha w dużej mierze motyw pracy zastępuje wizerunek górnika odurzającego się eterem, zaś rodzinę – kochanka.

Szczepan Twardoch na przestrzeni ostatnich lat umiejętnie wymykał się wszelkim próbom literackiej kategoryzacji. Starał się zerwać z wizerunkiem pisarza fantasy, swoją publicystyczną przeszłość w prawicowych tytułach równoważył, pisząc m.in. dla „Polityki”. Ostatnio oburzył się, gdy organizatorzy spotkania autorskiego nazwali go „zagorzałym Ślązakiem”. Zatem wydaje się, że sam pisarz nie chciałby się stać ikoną jakiejkolwiek idei czy ruchu. I w dużej mierze udało mu się to osiągnąć. „Drach” to powieść bezprzymiotnikowa, nie ma w niej żadnych politycznych ukierunkowań ani ocen moralnych. Jest tylko życie pełne zabaw, uciech, hedonizmu. Pozornie pełne, a jednak smutne i puste. Nawiązując do tytułu jednego z wierszy Thomasa S. Eliota: życie wydrążonych ludzi.

***

Tekst pochodzi z magazynu reflektor - ogólnopolskiego czasopisma kulturalnego rodem z Katowic