Tragedia Górnoślązaków

KAI |

publikacja 14.02.2015 17:20

Górny Śląsk dołożył własną ofiarę krwi i cierpienia – powiedział metropolita katowicki abp Wiktor Skworc 14 lutego w Radzionkowie podczas uroczystości otwarcia Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r.

Tragedia Górnoślązaków Marek Zimny/EPA/PAP Prezydent Bronisław Komorowski, burmistrz Radzionkowa Gabriel Tobor, arcybiskup metropolita katowicki Wiktor Skworc oraz Regina Kutla, kobieta, która przeżyła deportację.

W uroczystości wziął udział prezydent RP Bronisław Komorowski. Obecny był m.in. biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce Marian Niemiec.

„Górny Śląsk mimo swej dramatycznej historii, jest bardzo związany z ojcowizną, jest także związany z Ojczyzną i nie szczędzi ani krwi, ani potu, ani pracy” – mówił arcybiskup. 

Abp Sworc przypomniał, że wśród deportowanych do ZSRR w 1945 r. znalazł się też brat jego ojca, który został zabrany bezpośrednio sprzed kopalni po szychcie. „Ten fakt żył w pamięci rodziny” – wspominał metropolita katowicki, zaznaczając, że od jego deportowanego krewnego, który nigdy nie wrócił do domu, przyszedł z Doniecka tylko jeden list.

Abp Skworc przypomniał o swoim pobycie w Doniecku we wrześniu 2013, gdzie przybył wraz z delegacją samorządowo-rządową. „Szukaliśmy śladów. System, który nie szanował żywych, tym bardziej nie szanował umarłych” – powiedział. Podczas tej wizyty w kościele św. Józefa zostały zawieszone tablice upamiętniające wywózkę Górnoślązaków w 1945 r. oraz dzwon pamięci i pokoju. „Sytuacja w Donbasie i na Ukrainie jest dzisiaj dramatycznie inna” – podkreślił abp Skworc, dodając, że ma nadzieję, iż ten dzwon i tablice będą wołały i pokój i o sprawiedliwość.

Nawiązując do obecności na uroczystościach w Radzionkowie prezydenta Bronisława Komorowskiego, metropolita stwierdził, że jest ona okazją, aby prezydent zobaczył, że Górny Śląsk dołożył własną porcję, własną ofiarę krwi i cierpienia.

Abp Skworc zwrócił uwagę, że Kresy Wschodnie złożyły taką ofiarę na początku II wojny światowej, a Ziemie Zachodnie na jej końcu. „Bo Górny Śląsk mimo swej dramatycznej historii, jest bardzo związany z ojcowizną, jest także związany z Ojczyzną i nie szczędzi ani krwi, ani potu, ani pracy. I tak jest po dzień dzisiejszy” – podkreślił hierarcha.

Dziękując wszystkim zaangażowanym w powstanie Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku abp Skworc powiedział: „Mam nadzieję, że młode pokolenie Górnoślązaków będzie się w tym miejscu uczyło postaw obywatelskich, postaw umiłowania ojcowizny i Ojczyzny. Niech pamięć buduje naszą tożsamość”.

W 2003 r. Muzeum Górnośląskie w Bytomiu zaprezentowało wystawę Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach pt. „Deportacje Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku”. Zaledwie kilka lat po niej władze Radzionkowa zwróciły się do IPN o rozważenie możliwości przekazania wystawy na rzecz stałej ekspozycji upamiętniającej te tragiczne wydarzenia.

Jak wspomniał rzecznik Urzędu Miasta w Radzionkowie Jarosław Wroński, aż 29 samorządów przyjęło stosowne uchwały oraz udzieliło wsparcie merytoryczne i finansowe na ten cel. Jedną z przyczyn powstania Centrum jest świadomość władz miasta i mieszkańców, że te tragiczne wydarzenia nie są na Górnym Śląsku praktycznie w żaden sposób upamiętnione i utrwalone.

Idea towarzysząca stworzeniu takiego miejsca w Radzionkowie spotkała się również z pomysłem zagospodarowania nieczynnego i zaniedbanego dworca kolejowego. IPN odpowiedział pozytywnie na prośbę władz miasta 8 lutego 2007 r., wyrażając gotowość przekazania wystawy jako „bezterminowy depozyt”. Miasto przejęło dworcowy obiekt w lutym 2012 r. za kwotę blisko 265 tys. zł. Za ok. 420 tys. zł przeprowadzono remont i adaptację tego budynku na rzecz Centrum. Jednym z ostatnich etapów było przygotowanie stałej ekspozycji.

Tragedia Górnośląska to represje władzy komunistycznej, jakie rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej pod koniec stycznia 1945 r. Akty terroru wobec Górnoślązaków (aresztowania, internowania, egzekucje i wywózki do niewolniczej pracy na Wschód), trwały przez kilka miesięcy. Aresztowano głównie mężczyzn. Sowieci otaczali m.in. kopalnie i pod groźbą użycia broni dokonywali internowania całej zmiany. Tak było m.in. w kopalniach „Prezydent” w Chorzowie i „Bobrek” w Bytomiu. Żony porwanych z pracy górników nieraz nie miały pojęcia, gdzie wywieziono ich mężów. Podobnie było z tymi, którzy na żądanie Sowietów mieli stawić się do „pracy przy sprzątaniu miasta”, biorąc ze sobą prowiant na trzy dni. Te trzy dni zamieniały się zwykle w kilka lat w górniczym zagłębiu Donbas na wschodniej Ukrainie. Wielu Górnoślązaków jechało w bydlęcych wagonach jeszcze dalej, aż w okolice Karagandy w Kazachstanie, gdzie też musieli pracować w kopalniach.

Według szacunków wywieziono ok. 50-60 tys. mieszkańców regionu. IPN szacuje, że przeżyła mniej niż połowa.