Trąby w dłoń i gra muzyka

Agnieszka Gieroba

publikacja 02.03.2015 06:43

– Byłem małym chłopakiem, kiedy pierwszy raz usłyszałem naszą lubartowską orkiestrę. Od tamtej pory marzyłem sobie, żeby tak z nimi maszerować ubrany w mundur i grać tak pięknie, że dech zapiera – opowiada dzisiejszy prezes Orkiestry Dętej Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubartowie Janusz Ogrodowski.

Trąby w dłoń  i gra muzyka Agnieszka Gieroba /Foto Gość Karolina Piskorska z Orkiestry dętej OSP w Lubartowie

Wtedy marzenia te wydawały się nierealne. Do początku lat 90. członkami zespołu byli zawodowi muzycy lub ludzie z muzycznym wykształceniem. Niektórzy przyjeżdżali z Lublina, gdzie na co dzień grywali w filharmonii lub innych prestiżowych zespołach. Inni mieszkali w Lubartowie, ale mieli muzyczne wykształcenie. Tak jak panowie Henryk Ochmański czy Tadeusz Poździk, dziś jedni z najstarszych w zespole.

Ognisko
– Zaczęliśmy grać w latach 80. – wspominają obaj muzycy. – Skończyliśmy liceum pedagogiczne, które zakładało, że każdy nauczyciel musi grać na kilku instrumentach. No to się uczyliśmy – wspominają. – Okazało się, że muzyka może dać trochę grosza i że dziewczyny jakoś wokół nas się kręcą – opowiadają.

Po skończeniu szkoły Henryk Ochmański i Tadeusz Póździak trafili do pracy w Lubartowie i okolicy. A że muzyki zasmakowali, chętnie dołączyli do miejscowej orkiestry. I to nie byle jakiej.

Orkiestrę Dętą przy Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubartowie założył latem 1928 roku Stanisław Wysocki, muzyk z wykształcenia, ówczesny rachmistrz magistratu. Na jej siedzibę przeznaczono pomieszczenie w budynku browarnym, instrumenty zaś przejęto po orkiestrze policyjnej. Pierwszym występem orkiestry, jeszcze w tym samym roku, był koncert kolęd w czasie Pasterki w kościele oo. kapucynów. Następny odbył się 19 marca – na imieniny marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Potem orkiestra uświetniła obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja w 1929 r. Od tamtego czasu uczestniczyła we wszystkich ważnych uroczystościach na terenie miasta i powiatu.

Zespół przygotowuje się do nowego sezonu   Agnieszka Gieroba /Foto Gość Zespół przygotowuje się do nowego sezonu
Działalność orkiestry przerwała wojna. Wkrótce po jej zakończeniu zebrano schowane instrumenty (ocalały tylko dzięki ich ukryciu przez kapelmistrza i niektórych muzyków) i znów Stanisław Wysocki tworzył od nowa orkiestrę. Trzon stanowili przedwojenni członkowie. Pracowano w dwóch grupach: starsi uczyli nowicjuszy, a „szlifował” kapelmistrz. Jego zaangażowanie w działalność artystyczną sprawiało, że chętnych do grania nie brakowało. Po raz pierwszy po wojnie orkiestra wystąpiła podczas manifestacji 1-majowej w 1945 roku. Gdy 40 lat później panowie Tadeusz i Henryk dołączyli do zespołu, grało w nim wielu znakomitych muzyków, co sprawiało, że lokalna orkiestra z Lubartowa odnosiła wówczas sukcesy na różnych ogólnopolskich przeglądach. Kiedy jednak zaczęła podupadać, narodził się pomysł, by przyciągnąć młodych i nauczyć ich grać. Tak powstało ognisko muzyczne.

Z saksofonem w ręku
Ono okazało się spełnieniem marzeń Janusza Ogrodowskiego. – Tak naprawdę to byłem stary koń, bo miałem 19 lat. To nie jest najlepszy wiek na rozpoczynanie gry na instrumencie, ale i nie najgorszy. Zgłosiłem się do ogniska i nieśmiało wydukałem, że chciałbym uczyć się grać na saksofonie. Jakoś ten saksofon mi się wymarzył – mówi. – Moi rówieśnicy grywali na gitarach, klawiszach, a ja chciałem na saksofonie. No i dostałem ten saksofon. Jakie to było dla mnie szczęście! – wspomina pan Janusz. Stał się jednym z najpilniejszych uczniów. Nie opuszczał żadnej próby, a w domu codziennie poświęcał na naukę gry około trzech godzin.

Próby odbywały się dwa razy w tygodniu o 17. Trwały dwie godziny. Janusz mieszkał 7 km za Lubartowem. Jego ostatni autobus odchodził wtedy o 18.30, ale on nigdy z próby się nie urywał. W końcu z saksofonem w ręku wędrował na piechotę te 7 km.

– Dziś sam się sobie dziwię. Saksofon tenorowy trochę waży. Noszenie go taki kawał drogi dwa razy w tygodniu to było coś – śmieje się prezes Ogrodowski. Z czasem jego zaangażowanie przerodziło się w nowe obowiązki. Najpierw został tzw. gospodarzem do spraw instrumentów, czyli odpowiedzialnym za instrumenty całej orkiestry, a po kolejnych latach wybrano go na prezesa.

– Całe moje dorosłe życie poświęciłem orkiestrze. Tutaj też poznałem swoją żonę, co oczywiście znacznie pomagało mi w dźwiganiu saksofonu po odjeździe ostatniego autobusu. Dzięki temu, że orkiestra jest bliska nam obojgu, mogę wciąż poświęcać jej wiele czasu – przyznaje pan Janusz. Nie on jeden w orkiestrze poznał swoją drugą połowę. W ostatnich latach kilka innych par spośród muzyków orkiestry wzięło ślub.

Każdy ma szansę
Od czasu powstania ogniska muzycznego orkiestra odmłodniała. – Zgłaszają się do nas dzieci, młodzież, ale i dorośli, którzy chcą się uczyć grać. Wszystkich przyjmujemy z otwartymi ramionami – mówi prezes. Najwięcej chętnych zgłasza się na naukę gry na flecie i klarnecie, ale są też otwarci na inne instrumenty. Tak było w przypadku Karoliny Piskorskiej, która w orkiestrze gra od siedmiu lat.

– Przez moją mamę ktoś zachęcił mnie, bym spróbowała grać w orkiestrze – relacjonuje Karolina. – Zawsze interesowałam się muzyką, ale nie miałam sprecyzowanego instrumentu, na którym chciałabym grać. Gdy zgłosiłam się do ogniska, zaproponowano mi saksofon. Wow! To było coś. Przez rok przychodziłam na indywidualne lekcje. Mój nauczyciel dużo ode mnie wymagał, a ja w domu, po zrobieniu zadań szkolnych, zabierałam się za granie. Na szczęście mieszkamy w domu jednorodzinnym, więc nie przeszkadzałam nikomu z sąsiadów. Po roku nauki dostałam zgodę, by przychodzić na próbę orkiestry – opowiada.

Okazuje się, że w Lubartowie talentów muzycznych jest wiele. Może łatwiej je tu odkrywać, bo każdy dostaje szansę. Tak jak Marek – perkusista.

– Zazwyczaj nabór do ogniska organizujemy we wrześniu. Pamiętam, że był to listopad lub początek grudnia, bo zaczynaliśmy ćwiczyć kolędy. Zgłosił się do mnie młody chłopak i powiedział, że chce grać na perkusji. Pytam go, czy kiedyś grał. Powiedział, że nie. Nie miał żadnego przygotowania muzycznego. Już miałem go odesłać, bo nabór się skończył i nie mieliśmy wówczas zatrudnionego nauczyciela od perkusji, ale akurat brakowało nam perkusisty w zespole. Pomyślałem: co mi szkodzi, dam mu szansę. Zaprowadziłem go na próbę orkiestry, posadziłem za perkusją i kapelmistrz powiedział mu, żeby sobie popróbował. Orkiestra zaczęła grać. Nagle obaj z kapelmistrzem uświadomiliśmy sobie, że słyszymy perkusję. Marek grał tak, jakby robił to całe życie. Trudno było nam uwierzyć, że to jego pierwszy raz. Od razu też poszukaliśmy dla niego nauczyciela i tak mieliśmy znakomitego perkusistę – wspomina pan Janusz.

Za repertuar orkiestry odpowiada kapelmistrz pan Andrzej Zaręba. To na jego głowie jest przygotowanie orkiestry do występów.

– Jestem dumny z członków orkiestry. To ich dodatkowe zajęcie, a jednak poświęcają swój czas na próby i występy. Na studiach usłyszałem kiedyś, że sukces w dziedzinie muzyki to 30 proc. talentu i 70 proc. pracy, muzycy więc to ludzie bardzo pracowici – mówi pan Andrzej. Dodaje też, że muzyka uczy wytrwałości i systematyczności, a to z pewnością cechy bardzo pożądane nie tylko wśród młodych ludzi.

W repertuarze orkiestry można znaleźć wszystko. Zarówno bardzo trudne technicznie utwory prezentowane na różnych konkursach, muzykę filmową, pieśni religijne, patriotyczne, marsze i wiele innych utworów. – Jesteśmy w stanie zagrać wszystko. Rocznie koncertujemy około 40 razy, jesteśmy zapraszani na różne uroczystości, jeździmy na przeglądy. Dla wielu muzyków orkiestra jest drugim domem – mówi kapelmistrz.

Jej 87-letnia historia jest dowodem na pasję wielu ludzi, którzy przez te lata orkiestrę tworzyli, prowadzili ją i zapewniali środki na jej funkcjonowanie. Gdyby nie ich determinacja i starania, nie byłoby dziś tylu muzyków w Lubartowie.