Kobiety, które chciały odwrócić losy wojny

Bernadeta Prandzioch

publikacja 09.04.2015 11:03

„Zamek Königswald” Bienka to niezwykła opowieść o wydarzeniach schyłku II wojny światowej.

Kobiety, które chciały odwrócić losy wojny Gliwi Fragment tablicy pamiątkowej na ścianie domu rodzinnego pisarza

Tysiąc dziewięćset czterdziesty piąty rok, sudecki zamek Königswald. Schyłek nie tylko wojny, ale i pewnej epoki. Osiem kobiet – w większości tymczasowych lokatorek czeskiego zamku, w którym schroniły się, chcąc w spokoju przeczekać wojnę.

Arystokratki, żyjące w zupełnym odosobnieniu, niczym za murami klasztoru, pielęgnujące wspomnienia i szukające ukojenia w złudzeniach. Dzieli je niemal wszystko: narodowość, usposobienie, przyzwyczajenia, przeszłość; łączy jedno: chęć zachowania, uchronienia od zniszczenia świata, w którym dotychczas żyły. Świata, który jest im doskonale znany. Świata, w którym niezależnie od okoliczności punktualnie o godzinie piątej należy zgromadzić się w Czerwonym Salonie, bo właśnie wypada pora popołudniowej herbaty. Jeśli miesiąc ma się ku końcowi, może zabraknąć cukru, wszak gdzieś tam, z dala od zamku toczy się wojna, ale nie oznacza to konieczności zrywania z pewnymi zwyczajami, panującymi od dziesięcioleci. A popołudniowa herbata jest rytuałem, którego wszystkie detale pozostają niezmienne: szara liberia i białe rękawiczki służącego Kurtha, filiżanki z miśnieńskiej porcelany ze złotymi wzorkami i dwa srebrne dzbanki: mniejszy z esencją, większy z gorącą wodą. Dalej cukier (prawdziwy bądź wyimaginowany), mleko i herbatniki.

A jednak pewnego popołudnia porządek zostaje zaburzony, do Czerwonego Salonu wkracza rzeczywistość w osobie obersturmbahnführera Kolka. Arystokratki nie są przychylne niemieckiej armii, która zajmuje zamek. Obawiają się, że SS nie wyniesie się na czas i nie uda się uniknąć walki o zamek, gdy nadejdą Rosjanie bądź Amerykanie. Tych drugich zdają się oczekiwać ze szczególnym napięciem i wytęsknieniem. Postanawiają zatem wziąć sprawy w swoje ręce i dokonać… uprowadzenia podległego Kolkowi untersturmführera Galubka.   

Do uszu lokatorek zamku odgłosy z frontu docierają z rzadka, wojna jest tu pojęciem nieco abstrakcyjnym, ale wydarzenia, które rozgrywają się wewnątrz tracących blask świetności komnat są nie mniej dramatyczne.

Bienek nie wprost, ale raczej w pewnym niedopowiedzeniu opisuje odchodzącą, ginącą bezpowrotnie rzeczywistość. Tak jak zmienia się mikrokosmos zamku Königswald, tak samo zmienia się cała Europa. Znane dotąd porządki przestają obowiązywać albo zostają odwrócone. Pośród tej zawieruchy nie sposób ocalić ani tradycji, ani przedmiotów, ani kształtu społeczeństwa. Granice także wkrótce zaczną kreślić na mapie nowe wzory. Zostaje tylko pamięć.

To pamięć przede wszystkim zdaje się ocalać Horst Bienek w wydanej w 1984r. miniaturce „Zamek Königswald” (wyd. pol. 2000), która wobec tetralogii gliwickiej, najbardziej cenionego dzieła Bienka, stanowi jakby dopisek na marginesie. A jednak to właśnie ten „dopisek” doczekał się, zaledwie kilka lat po wydaniu, w 1988r., swojej filmowej adaptacji, którą wyreżyserował Peter Schamoni, Bienkowi powierzając prace nad przygotowaniem scenariusza „Schloß Königswald”.

***

Tekst z cyklu Mała Biblioteczka Śląska