Jeszcze nowszy rozdział

Szymon Babuchowski

GN 10/2016 |

publikacja 03.03.2016 00:15

O kłopotach z nazwą, inspiracjach z góry i niepodrabialnym stylu KOMBI ze Sławomirem Łosowskim rozmawia Szymon Babuchowski

Sławomir Łosowski. Rocznik 1951. Założyciel, lider, klawiszowiec i główny kompozytor zespołu KOMBI. Z wykształcenia elektronik, z zamiłowania rysownik. Mieszka w Gdańsku, gdzie prowadzi też studio nagraniowe i firmę nagłośnieniową Roman Koszowski /Foto Gość Sławomir Łosowski. Rocznik 1951. Założyciel, lider, klawiszowiec i główny kompozytor zespołu KOMBI. Z wykształcenia elektronik, z zamiłowania rysownik. Mieszka w Gdańsku, gdzie prowadzi też studio nagraniowe i firmę nagłośnieniową

Szymon Babuchowski: Mam przed sobą płytę podpisaną już nie „Łosowski” ani nawet „KOMBI Łosowski”, tylko „KOMBI”. Co się zmieniło, że wróciłeś do starej, dobrej nazwy?

Sławomir Łosowski: To nie było takie proste – przywrócić tę nazwę w natłoku medialnej dezinformacji wokół zespołu. Takie stopniowe przywracanie nazwy związane było z istnieniem grupy o podobnej nazwie: Kombii, założonej przez moich byłych muzyków. Chodziło więc o to, żeby nas nie mylono ze sobą w czasie mistyfikacji dokonywanej przez media, które wmawiały Polakom, że Kombii to KOMBI. Zetknąłem się z cichymi działaniami torpedującymi moje wysiłki przywrócenia siebie i zespołu do artystycznego życia, dlatego musiałem wszystko to wyprostować – jako właściciel tej nazwy, szef grupy i jej założyciel. Od dwóch lat gramy jako KOMBI i tak już pozostanie.

Łącznikiem z przeszłością jest też sama okładka „Nowego albumu”, liternictwem i zdjęciem wewnątrz przywołująca płytę sprzed lat – „Nowy rozdział”. Czy tą płytą otwierasz nowy rozdział zespołu KOMBI?

Od strony muzycznej – zdecydowanie tak. Czy to będzie sukces komercyjny – tego nie wiem, ponieważ czasy są inne i o tym, czego ludzie słuchają, decydują media, a nie jakość artystyczna. Ale od strony artystycznej jest to jedna z najlepszych moich płyt. Jeżeli w ogóle nie najlepsza.

Czy definitywnie planujesz ten rozdział bez udziału byłych muzyków KOMBI: Grzegorza Skawińskiego i Waldemara Tkaczyka?

Oczywiście, że tak. Przecież oni odeszli z zespołu w 1992 r. – od tamtej pory minęło już prawie ćwierć wieku! Nie ma o czym mówić. Przypomnę jednak, że w 2003 r. z myślą o fanach chciałem przywrócić zespół do istnienia w ostatnim składzie z 1992 r., ale koledzy odmówili. Więc nie miałem wyboru – połowa ostatniego składu, czyli ja i perkusista Tomek, została uzupełniona o dwóch nowych muzyków.

W ostatnim roku sporo zmieniło się też w Twoim życiu osobistym: zmarła Twoja żona. Rozumiem, że przerwa w działalności KOMBI była spowodowana głównie jej chorobą?

Tak, bo choroba to nie jest tylko sprawa medyczna. To było stwardnienie rozsiane, a w tym przypadku chory jest zdany na pomoc innych osób. Musiałem wybierać: albo opieka nad żoną, albo działalność artystyczna. Gdy dzięki zaangażowaniu także innych osób opieka była dobrze zorganizowana, pojawiła się możliwość mojego powrotu do muzyki – jeszcze nie w pełnym wymiarze, ale na tyle, że mogliśmy zacząć grać koncerty. Właśnie wtedy, 10 lat temu, przyszedł do zespołu nowy wokalista – Zbyszek Fil. Ale silniki KOMBI ruszyły pełną parą dopiero teraz, po wydaniu „Nowego albumu”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.