Mój film był półkownikiem

Edward Kabiesz

GN 10/2016 |

publikacja 03.03.2016 00:15

O filmie „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” i jego najeżonej przeszkodami drodze do premiery kinowej z reżyserem Jerzym Zalewskim rozmawia Edward Kabiesz.

Jerzy Zalewski podczas pracy na planie filmu „Historia Roja…” GRZEGORZ PIEKARSKI Jerzy Zalewski podczas pracy na planie filmu „Historia Roja…”

Edward Kabiesz: W 2010 r. nakręcił Pan film fabularny „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”, ale jego premiera odbędzie się dopiero teraz…

Film nie był gotowy. Istniał w kopii roboczej, bez efektów specjalnych, bez efektów dźwiękowych, bez koloringu obrazu i bez muzyki. Od 1 marca 2011 czyli pierwszych obchodów Dnia Żołnierzy Wyklętych, z uwagi na obstrukcję z strony telewizji, a później PISF-u, pokazywałem film w kopii roboczej w całej Polsce.

Dlaczego  tak długo docierał do kin?

Myślałem o tym, kiedy oglądałem debatę w Parlamencie Europejskim o rzekomym zagrożeniu demokracji i wolności mediów w Polsce po objęciu władzy przez PiS. „Historia Roja” jest dobrym przykładem na to, że w okresie poprzednim w Polsce nie było demokracji ani wolnych mediów. Film był przez sześć lat była blokowany głupawymi argumentami w rodzaju, że jest za długi,. Czy to jest standard europejski? Może jest. Kiedyś zrobiłem, w koprodukcji TVP i francusko-niemieckiej Telewizji ARTE,  film o Władimirze Bukowskim. Na kolaudację pojawili się Francuzi i oświadczyli, że cały film trzeba przemontować, oraz że dla człowieka o moich poglądach w ich kraju nie miejsca w branży telewizyjno-filmowej.  To, że premiera filmu przypada dopiero na 4 marca 2016 roku wynika z faktu, że mój film był półkownikiem III RP, był po prostu aresztowany.

Jednak telewizja i PISF film sfinansowały.

Bo był taki krótki moment, kiedy jeszcze tliła się IV RP, jedyny, w którym mogłem zrealizować ten film. Do czasu Smoleńska. Potem przestała się tlić. Katastrofę smoleńską przeżywałem na planie filmu. Gdyby nie nastąpił powrót do postkomunizmu, a w mediach na pewno do tego doszło, to film wszedłby do kin w 2011 roku. Między rokiem 2011 a 2014,  nie jedynym, ale głównym przeciwnikiem filmu była TVP.  W końcu telewizja doszła do wniosku, że trzeba coś z tymi zainwestowanymi pięcioma milionami zrobić. Ostatecznie w 2014 roku dochodzi do porozumienia między mną a telewizją publiczną, co pozwala kontynuować produkcję. Natomiast PISF w 2012 roku robi kontrolę w mojej firmie, która nie wykazuje, bym  pieniądze z dotacji przekazał na jakieś inne cele. Mimo to PISF wycofuje się z produkcji, jeszcze późnie idzie do sądu i żąda ode mnie zwrotu dwóch milionów dotacji. Sprawa trwa do 2014 roku, kiedy sąd oddala ich roszczenia. W tym samym 2014 roku pojawia się dystrybutor filmu. To jakiś magiczny rok, a ten ciąg wydarzeń wydaje się profetyczny.

Jakie były konkretne zarzuty wobec filmu?

Jak już mówiłem – że jest za długi. To był jedyny, główny, podstawowy zarzut, który pojawiał się bez przerwy. Za długi o 14 minut. W pewnym momencie pomyślałem, że skrócę film i poczekam co się wydarzy. Umowa przewidywała, że film będzie miał dwie godziny. Więc przedstawiłem telewizji wersję trwająca dwie godziny i dwie minuty. Otrzymałem odpowiedź, że nie mogą go przyjąć, bo jest za długi o dwie minuty. Na boku szeptano, że jest to bardzo kiepski film. A film jest w ogóle jednym z lepszych polskich filmów. Czy oni tego nie widzieli, bo są głupcy? Czy byli tak niechętni?

Dlaczego premiera Pana filmu nie odbyła się w ubiegłym roku, jak obiecywał dystrybutor?

Powtórzę: przepychanki z telewizją trwały do 2014 roku. Niespodziewanie telewizja postanowiła się ze mną porozumieć. Przekazała mi zaliczkowo część pieniędzy należnych producentowi po ukończeniu filmu. To ważne, bo ponieważ nie płacono mi pieniędzy po okresie zdjęciowym, produkcja popadła w dramatyczne długi. Ludzie pracujący przy filmie szli do sądu, odsetki rosły, były wyroki sądowe, zajęcia komornicze. Dopiero po otrzymaniu pieniędzy od telewizji w 2014 roku, mogłem produkcję po części oddłużyć i przystąpić do prac postprodukcyjnych. Do tej pory film czekał, wisiał w powietrzu i umierał. A dystrybutor, Kino Świat, który zresztą wsparł ukończenie filmu na postprodukcję w formie przedsprzedaży, rozsądnie poczekał aż zmieni się sytuacja polityczna w Polsce.

Dlaczego zmienił pan całą ścieżkę muzyczną filmu?

Początkowo muzykę do filmu skomponowała wybitna kompozytor pani Hanna Kulety, ale doszło jednak do, dla mnie niespodziewanego, sporu ideowego. Z jej perspektywy światopoglądowej film ma cechy faszyzujące i nacjonalistyczne. Nie wchodząc w dialog ideowy, postanowiłem  wymienić całą muzykę. Zwrócić się do pana Kilara, ale odpowiedział mi, że pisze właśnie swoją mszę żałobną, ale świetnie zrobi to Michał Lorenc. Poszedłem za jego radą.

Skąd pańskie zainteresowanie tym tematem Żołnierzy Wyklętych?

Możliwości realizacji tematu Żołnierzy Wyklętych szukałem już w latach 90., ale wówczas zasadą polskich mediów było nie tykanie niczego, co mogłoby sprawić kłopot obozowi władzy. A mord na polskich patriotach w latach 1945-51 był dla postkomunistów III RP takim właśnie tematem. Władcy polskich mediów pilnowali wówczas, by ten mord pozostał w niepamięci. W 2003 roku spotkałem się z wnukiem pierwszego dowódcy NSZ Ignacego Oziewicza, Janem Białostockim, który na własny koszt nakręcił wywiady z żyjącymi żołnierzami NSZ. Otrzymałem od niego ten materiał i od 2003 roku właściwie cały czas zajmuję się tym tematem. To było 100 godzin rozmów z ludźmi. Na bazie tych rozmów nakręciłem filmy dokumentalne – „Kadry - film o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych"  i „Elegia na śmierć Roja”, napisałem scenariusz do filmu fabularnego „Historia Roja” oraz, wraz z grupą współscenarzystów, pięci scenariuszy filmów fabularnych do cyklu „Żołnierze Wyklęci”. Scenariusze z tego cyklu są w telewizji i czekają na realizację.

Dlaczego właśnie „Roja” uczynił Pan bohaterem pierwszego filmu fabularnego o Żołnierzach Wyklętych?

Jeden z rozmówców Białostockiego, Czesław Czaplicki ps. „Ryś”, którego później poznałem osobiście, w czasie nagrywania rozmów, kiedy mówił o „Roju”, reagował bardzo  emocjonalnie, płakał. To zaiste niezwykła, poruszająca historia. Jej bohater to chłopak, który gdy ginie w 1951 roku ma 26 lat. Walczy już za okupacji niemieckiej, ale jakby schowany za plecami brata, który w 1945 roku zostaje zamordowany przez żołnierzy sowieckich i „Rój” zakłada wtedy własny oddział, już nie Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, w które w 1945 roku przekształciły się siły NSZ.

Bohater filmu jest postacią prawdziwą. Na ile „Historia Roja” trzyma się faktów?

Wydaje mi się, że „historia” w tytule nadaje filmowi ton epicki, ale nie sugeruje, że jest to rekonstrukcja historyczna. Kiedy zaczynałem robić film, „Rój” był prawie nieznany. To nie był legendarny „Ogień” czy „Łupaszka”. Miałem więc szansę zbudowania metaforycznego bohatera tamtej epoki. „Rój” w swojej sześcioletniej walce spędził całą swoją młodość, dorosłość i właściwie starość. Jego los wydał mi się ważny w przekazie dla młodego współczesnego człowieka. Chciałem, by młodzi ludzie postawili się w jego sytuacji, by weszli w jego buty. Dlatego też zagrał go nie aktor, ale wokalista rockowy, Krzysiek  Zalewski.  Natomiast w epizodach grają znani aktorzy. Osoby i wydarzenia w filmie to kompilacja. I tak np. zakopanie się do ziemi, to nie fakt z biografii „Roja”, ale przygoda niejakiego „Czarnego” z oddziału NSZ z Białostockiego.

Sądziłem, że to fantazja twórcza.

W filmie jest bardzo mało wymyślonych rzeczy. Wydaje się, że fantazją jest scena w której pod posterunek milicji podjeżdża UB-ek i dla żartu przedstawia się jako „Rój”. W związku z tym wartownik strzela mu w głowę. To wydarzenie opisane jest w aktach IPN-u, nie jest fantazją. 60 procent zdjęć robiliśmy w prawdziwych miejscach wydarzeń. Tylko czasami w akcjach przedstawionych w filmie nie występowali ci bohaterowie, którzy byli tam faktycznie. Wtedy wnosili swoje pseudonimy w imieniu całego pokolenia. Nie ukrywam, że chciałem stworzyć mit.

Czy postać Wyszomirskiego, młodego UB-eka,  w znakomitej kreacji Piotra Nowaka, miała swój realny  pierwowzór?

Jest to postać o której pisze w swoich wspomnieniach Czaplicki czyli „Ryś”, który ukrywał się od 1945 roku przez 18 lat, a Wyszomirski ścigał go przez te lata.  W filmie to napięcie, te relacje pomiędzy Wyszomirskim a „Rojem”, są przeniesieniem rzeczywistego napięcia pomiędzy Wyszomirskim a „Rysiem”. Kiedy „Rysia” ujęto w 1963 roku,  Wyszomirskiego na salę sądową doprowadzono w charakterze świadka z więzienia, gdzie siedział za nadużycia władzy w aparacie bezpieczeństwa.    

W filmie prezentuje Pan zróżnicowane postawy żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Część z nich, jak np. „Młot”, nie widzi sensu w kontynuowaniu zbrojnego oporu.

Młot” ma problem z tymi młodymi ludźmi. Nie może im zaoferować nic pozytywnego. Trudno buduje się morale, nawet niewielkiej armii, na braku pozytywnego przesłania. A to są chłopcy ogarnięci emocjami. Jeżeli zgodzą się na refleksję intelektualną to ich zasada „Bóg, Honor, Ojczyzna” zostanie poddana w wątpliwość. To intelektualna oś filmu. Nie wierzą, że wybuchnie III wojna światowa, ale walczą. O co walczą? O wolność. Ta walka nie ma szans powodzenia i oni to wiedzą.

Wydaje mi się, że w końcowych scenach filmu „Rój” też zaczyna wątpić, czy droga, którą wybrał, miała sens.

W filmie po scenie zakopania „Roja” w ziemi następuje sekwencja snu, w którym dokonuje się kuszenie bohatera. Kuszenie profetyczne, pokazuje mu co się wydarzy w przyszłości. Trudno od tej wiedzy się nie załamać. Później następuje scena z Hrabiną, która przekonuje „Roja”, by pozostał jednak przy swoich wartościach, bo to wszystko, co ma. Ostatnią część filmu nazywam etapem zombie. Rój po tym jak wyszedł z ziemi jest już kimś innym, jest żywym trupem. 

Okoliczności zdrady są w filmie przedstawione dosyć enigmatycznie.

Jest sen Roja i list od dziewczyny, która zaprasza go na zaręczyny. Kiedy z „Mazurem” najbliższym druhem, dojeżdżają na miejsce spotkania, dziewczyny nie ma, natomiast wpadają w obławę KBW i UB. Nie przesądza to, że musiało się tak stać w związku z dziewczyną. Jednak w scenie finałowej widzimy tę dziewczynę w mundurze więziennego strażnika.

Widz może czuć się zaskoczony.

Bo to jest zaskakujące. Nie wprost, ale wiadomo co się stało. W serialu ten wątek jest pokazany szerzej.

Równocześnie z filmem kinowym kręcił Pan serial dla telewizji?

Tak. Powstał jednocześnie pięcioodcinkowy serial, chociaż telewizja zamówiła trzy odcinki. Myślę, że zostanie wyemitowany w marcu przyszłego roku. Film bardziej niż serial zbudowany został na emocjach. Serial jest bardziej epicki.

Czy ma Pan dalsze plany filmowe związane z tematem Żołnierzy Wyklętych? Myślę o filmach dla kin.

Tak, wspomniałem o pięciu scenariuszach, które są prawie gotowe do realizacji. To m.in. opowieść o „Jurze” z Gór Świętokrzyskich, czy o „Bartku” z Beskidów.

A jakieś inne projekty?

Marzą mi się adaptacje powieści Józefa Mackiewicza; „Lewa wolna”, „Droga donikąd”, „Nie trzeba głośno mówić”. Ze stron opisywanych przez Mackiewicza pochodzi moja rodzina, a w jego powieściach jest wiele bardzo trudnej prawdy o Polakach i o komunizmie. 

Nie chciałby Pan nakręcić filmu o tematyce współczesnej?

Moim zdaniem „Rój” jest też filmem współczesnym. W sensie metaforycznym. Obława na „Roja” jest obławą i zabijaniem  polskiego patriotyzmu, w tym sensie trwa do dzisiaj.

Ma pan nadzieję, że w obecnej sytuacji politycznej Polski Instytut Sztuki Filmowej wesprze filmy o tej tematyce?

Mam określone zdanie na ten temat. Uważam, że PISF należy rozwiązać. Jest opanowany przez jedno środowisko, które ma do powiedzenia o Polsce tyle, co zawsze, czyli nic.

Polskie filmy nie powinny być dotowane?

Przeciwnie. Niech będą dotowane. Ale nie przez PISF i tych ludzi, ale przez ministra kultury, a także trzeba doprowadzić do sytuacji, by polski biznes wchodził w produkcję polskich filmów.

Wywiad jest wersją rozszerzoną w stosunku do wydania drukowanego.

Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać, reż. Jerzy Zalewski, wyk.: Krzysztof Zalewski-Brejdygant, Wojciech Żołądkowicz, Piotr Nowak, Mariusz Banaszewski, Jerzy Światłoń, Marcin Kwaśny, Polska 2015

Nasz komentarz: Jeden z Wyklętych

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.