Śmierci nie ma

Szymon Babuchowski

GN 21/2016 |

publikacja 19.05.2016 00:00

O życiu w rozdwojeniu, stracie dziecka i Bogu, który nie jest kapryśnym dziadkiem, opowiada raper Tomasz „Hiob” Karenko.

Tomasz „Hiob” Karenko wygrał chrześcijański Koncert Debiuty razem z zespołem Muode Koty. henryk przondziono /foto gość Tomasz „Hiob” Karenko wygrał chrześcijański Koncert Debiuty razem z zespołem Muode Koty.

Szymon Babuchowski: Wygrałeś chrześcijański Koncert Debiuty razem z zespołem Muode Koty. Ale z Ciebie to chyba raczej stary kocur niż młody kot?

Tomasz „Hiob” Karenko: No cóż, nie da się ukryć, że jestem najstarszy z tego składu. (śmiech) Ale dla mnie to taki eliksir młodości. Jak przebywa się z młodszymi od siebie, to ma się w sobie trochę więcej siły do życia. To potrzebne, bo mam czasami takie momenty „niechciejstwa”, kiedy wydaje mi się, że tracę cel.

Jak dzisiaj patrzysz na własną młodość?

Wielu decyzji i zachowań żałuję. Ale staram się nie rozdrapywać tego, bo czasu nie cofnę. Trzeba pogodzić się z przeszłością i z samym sobą.

Podobno miałeś się nie urodzić?

Tak, lekarze i część rodziny parli na to, żeby moja mama mnie nie urodziła. Była chora na stwardnienie rozsiane, a ta choroba po urodzeniu dziecka bardzo szybko postępuje. Więc „życzliwi” namawiali ją, żeby przedłużyła swoje zdrowie i życie kosztem życia swego dziecka, czyli mnie. No ale, chwała Panu, urodziła mnie.

Żyłeś z piętnem tego początku?

Cały czas tkwi we mnie poczucie, że jestem niepotrzebny, niechciany, „nielegalny” – jak nawijam w jednym z kawałków. To się za mną ciągnie. Podjąłem po raz kolejny terapię psychologiczną i zaczynam dostrzegać więcej kolorów, pozytywów w swoim życiu. Zaczynam też rozumieć, dlaczego na pewne sytuacje reaguję bardzo wybuchowo. Próbuję się ze sobą zaprzyjaźnić, chociaż nie jest to takie proste, jeżeli przez ponad trzydzieści lat nie kocha się siebie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.