Pierwsza modlitwa w życiu

Dariusz Malejonek

publikacja 19.08.2016 05:00

W tym momencie naprawdę czułem mocną obecność Boga w swoim życiu i miłość, niesamowite ciepło w sercu.

Darek Malejonek "Maleo" Krzysztof Król /Foto Gość Darek Malejonek "Maleo"

Poszła więc plota, że przy kościele zagra amerykański zespół zakazany przez władze. Nie ma oczywiście lepszej reklamy dla czegokolwiek niż tego zakazać. Wszyscy przyszli na ten  występ, między innymi ja i Guma. Po raz pierwszy widziałem No Longer Music i bardzo mnie to poruszyło. Goście mieli niesamowity wygląd, totalnie westowy: irokezy, skóry – to robiło wrażenie. Grali prostego punka, a David Pierce przez tłumaczkę mówił różne rzeczy, które z początku mi się nie podobały. Myślałem sobie: kurde, po co gada jakieś bzdury, zamiast grać. A on mówił o Bogu. […]

Podczas tego koncertu w Jarocinie w pewnym momencie poczułem, że to, co mówił David, to nie są tylko słowa; coś dotknęło nie mojego umysłu, lecz mojego serca. Biła z tego wielka moc. Czułem, że ponad tym, co David mówi, jest coś więcej – jakaś Obecność. Pierwszy raz w życiu poczułem, że to, o czym mówił, może być prawdą. Kiedy na końcu David zaprosił ludzi do oddania życia Jezusowi, trwała we mnie walka. Wiedziałem, że nie wierzę w Boga, ale równocześnie myślałem: jeżeli to jest prawda, to zaryzykuję. Tego dnia po raz pierwszy w życiu się modliłem. To była taka modlitwa człowieka niewierzącego. Nie pamiętam dokładnie, ale mówiłem mniej więcej tak: „Panie Boże, ja w Ciebie nie wierzę, ale jeżeli jesteś, daj mi jakiś znak, dowód na to, że istniejesz. Jeżeli możesz zmienić moje życie, objawić się – daj znak”. I oddałem życie Jezusowi. Wszedłem na scenę, a David mówi do mnie: „Ty jesteś Darek”. W tym momencie naprawdę czułem mocną obecność Boga w swoim życiu i miłość, niesamowite ciepło w sercu. Trwało jakiś czas, ale potem bardzo szybko o tym zapomniałem. […]

Dwa lata później zmarł tragicznie mój najlepszy przyjaciel Bartek System. Przeżywałem potworny ból serca, czułem dosłownie, jakby ktoś wyrwał część mnie. Wtedy przyszedł do mnie kumpel Krzysio Rybka i zaproponował mi wzięcie kwasa. Mówił, że ma najczystsze LSD na świecie, totalnie mocne kwasy ze Szwajcarii, takie, które nie były produkowane na prywatny użytek, tylko na potrzeby jakichś eksperymentów. […] Zjadłem końską dawkę i wkrótce zaczęły się dziać dziwne rzeczy. […] Poszedłem do łazienki, spojrzałem w lustro i normalnie zobaczyłem w nim demona. Totalnie się przeraziłem. Poczułem nagle, że chwyta mnie paraliż, lodowaty szpon ściska mi serce, że kompletnie odpływam, umieram. I właśnie wtedy sobie przypomniałem, że parę lat wcześniej w Jarocinie oddałem życie Jezusowi. Nie mogłem już mówić, ale pojawił się we mnie wewnętrzny krzyk: Jezu, ratuj! Desperacko krzyczałem gdzieś w środku, z wnętrzności. Wówczas ten szpon zaczął puszczać, powoli to straszne uczucie odchodziło. Więc już normalnie, głośno wołałem do Jezusa. Zdałem sobie sprawę, że jestem uratowany, jakbym dostał nowe życie.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki " Urodzony, by się nie bać". Autorzy : Dariusz Malejonek i Magdalena Nierebińska. Wydawnictwo Znak, 2016 r.