Ćwierć wieku w sieci

Szymon Babuchowski

GN 34/2016 |

publikacja 18.08.2016 00:00

25 lat po narodzinach polskiego internetu z sieci korzysta aż 26 mln Polaków. Jaki wpływ ma ta rewolucja na nasze życie?

Młodzi ludzie często nawet nie widzą potrzeby spotykania się, skoro można to zrobić w sieci. canstockphoto Młodzi ludzie często nawet nie widzą potrzeby spotykania się, skoro można to zrobić w sieci.

Dziś nie wyobrażamy sobie świata bez niego. Za jego pośrednictwem załatwiamy większość spraw, nawiązujemy kontakty, zbieramy informacje, wykonujemy pracę. Są nawet tacy, którzy nigdy nie tracą połączenia z nim, nie ruszają się nigdzie bez smartfona czy tabletu. Internet całkowicie zrewolucjonizował nasze życie. Nie chce się wierzyć, że pojawił się w Polsce dopiero ćwierć wieku temu.

Internet 
bez stron

Za początek internetu w naszym kraju uważać się zwykło
17 sierpnia 1991 r. Wikipedia podaje, że to właśnie wtedy został wysłany z Polski pierwszy e-mail. 
Nie jest to do końca prawda. W rzeczywistości tego dnia barak przed budynkiem Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego połączył się z Ośrodkiem Komputerowym Uniwersytetu Kopenhaskiego. Rafał Pietrak, pracownik Instytutu Fizyki, wymienił z Duńczykami pakiety IP, które pozwoliły zestawić połączenie. Trwało ono zaledwie minutę.

Warto pamiętać, że w tamtym czasie sieć była czymś zupełnie innym niż dzisiaj. Wprawdzie prehistoria internetu, który służył początkowo amerykańskim celom wojskowym, sięga lat 60. ubiegłego wieku, ale start polskiego internetu niemal zbiegł się w czasie z uruchomieniem pierwszej na świecie strony WWW. Miało ono miejsce zaledwie 11 dni wcześniej.

Internet bez stron WWW? Dziś to nawet trudne do wyobrażenia. A jednak tak naprawdę było! Jeszcze w latach 80., by dotrzeć do interesującego nas dokumentu, trzeba było wiedzieć, gdzie fizycznie się on znajduje. Siłą rzeczy więc internet był w tamtym czasie domeną specjalistów, wykonujących skomplikowane operacje informatyczne. Pojawienie się czegoś takiego jak link było kolejną rewolucją. Choć droga od okienka z tekstem i niebieskimi linkami do oszałamiającego kalejdoskopu multimediów, jakim jest obecna sieć, była jeszcze długa, to właśnie dzięki linkom wrota internetu otworzyły się dla laików.

Rewolucja 
goni rewolucję

Tymczasem w Polsce ruszyła internetowa lawina. W styczniu 1992 roku było już w Polsce 2000 użytkowników sieci. W tym samym roku pojawił się też pierwszy komercyjny dostawca internetu – firma ATM SA. Na przełomie 1995 i 1996 r. liczba internautów w naszym kraju przekroczyła 500 tysięcy. Ale prawdziwa rewolucja miała dopiero nastąpić. W kwietniu 1996 r. Telekomunikacja Polska uruchomiła ogólnodostępny numer 0-20 21 22, pozwalający na połączenie z siecią przez modem telefoniczny. Czy ktoś jeszcze pamięta ów dziwaczny, skrzypiący sygnał towarzyszący temu połączeniu? I czy ktoś przypomina sobie, że przebywanie w sieci trzeba było poważnie ograniczać, żeby nie płacić zbyt wysokich rachunków za telefon, a strony ładowały się czasem nawet kilkanaście minut?

Kiedy na początku XXI wieku pojawiły się w naszym kraju oferty tanich usług stałego dostępu do sieci, liczba użytkowników znów zaczęła rosnąć na potęgę. Czy mogło nas czekać jeszcze coś lepszego? Owszem, mobilny internet! Początkowo dostępny bez załączników graficznych, od połowy ubiegłej dekady przeżył błyskawiczny rozwój. Z czasem stał się pełną alternatywą dla połączeń stacjonarnych. Dziś te ostatnie są już u nas w mniejszości – 51 proc. ruchu w internecie generują smartfony.

Od wiedzy do rozrywki

Zmienia się też sam sposób poruszania się po sieci i funkcja, którą pełni internet w naszym życiu. Kiedy w 1995 r. powstał pierwszy polski portal, Wirtualna Polska, tworzony początkowo jako katalog ciekawych internetowych adresów – jego obecność również wydawała się rewolucją. Kolejne tworzące się portale były stale poszerzane o dodatkowe funkcje, takie jak czaty, fora dyskusyjne czy blogi. Internet ciągle jednak pozostawał przede wszystkim źródłem informacji.

Dopiero z czasem rozwinęła się mocno jego funkcja towarzyska i rozrywkowa. W 2000 r. informatyk Łukasz Foltyn stworzył niezwykle popularny w Polsce początku XXI wieku komunikator internetowy Gadu-Gadu. Sześć lat później wielki boom przeżywał serwis społecznościowy Nasza Klasa, dzięki któremu można było odnaleźć kolegów ze szkolnych lat i odnowić z nimi kontakt. Rola tych, jak się wtedy wydawało, „gigantów” znacznie jednak zmalała wraz ze wzrostem popularności Facebooka. Serwis Marka Zuckerberga łączy w sobie bowiem nie tylko zalety wymienionych narzędzi, ale może również pełnić rolę np. serwisu informacyjnego, bloga, odtwarzacza filmów i wielu innych dobrodziejstw, rozrzuconych dotąd po sieci.

25 lat po narodzinach polskiego internetu z sieci korzysta aż
26 mln Polaków. Aż 74 proc. z tej liczby łączy się z siecią przynajmniej raz dziennie. 14 mln naszych rodaków ma aktywne konto w serwisie Facebook. Te liczby, zestawione z danymi z lat 90., chyba najlepiej obrazują rewolucję, która dokonała się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.

Lista zysków i strat

Jaki wpływ ma ta rewolucja na nasze życie? Niech odpowiedzią na to pytanie będzie lista przedmiotów, których znaczenie poważnie zmalało w wyniku powyższych zmian. Należy do nich chociażby papierowa gazeta, bo wielu z nas bieżące informacje o świecie czerpie już wyłącznie z internetu. Mało kto również sprawdza w gazecie repertuar kin, teatrów czy innych instytucji kulturalnych, skoro sieć pozwala na bardziej precyzyjne wyszukanie interesującej nas oferty. A czy ktoś, wybierając się do obcego miasta, porusza się jeszcze po nim z planem tego miasta w ręku? Przecież nawet atlasy drogowe zniknęły z wielu naszych samochodów, odkąd prowadzi nas stale połączony z siecią GPS.

Wymieniać można by długo. Na liście „zaginionych” przedmiotów są z pewnością kartki pocztowe, coraz rzadziej wysyłane z wakacji. Wystarczy przecież zrobić selfie i wrzucić na „Fejsa”. I, co jeszcze smutniejsze, zanikła niemal całkowicie sztuka pisania listów, zastąpionych przez pisane w pośpiechu, powierzchowne zazwyczaj e-maile. Klikanie zastępuje zwykłą rozmowę, a młodzi ludzie często nawet nie widzą potrzeby fizycznego spotykania się, skoro można zrobić to w sieci.

Oczywiście te wszystkie straty nie powinny przesłonić atutów internetu, jakimi są: szybki przepływ informacji, ich dostępność, pomoc w nawiązywaniu kontaktów czy planowaniu podróży. W tym sensie świat przybliżył się do nas niewyobrażalnie. Jednak wraz z tymi udogodnieniami rodzi się też pokusa zatrzymywania się na powierzchni – kiedy ilość możliwości niekoniecznie przechodzi w jakość wyborów. Co z tą pokusą zrobimy, zależy już tylko od nas.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.