Ewangelia jest kobietą

Szymon Babuchowski

Gość Niedzielny 43/2016 |

publikacja 26.11.2016 06:00

Ewangelię spisali mężczyźni, ale przecież kobiety uczestniczą w jej największych tajemnicach. Młodzi aktorzy z Teatru Franciszka postanowili więc oddać im głos.

Reżyser Mariusz Kozubek z młodymi aktorkami Teatru Franciszka podczas pracy nad spektaklem. henryk przondziono /foto gość Reżyser Mariusz Kozubek z młodymi aktorkami Teatru Franciszka podczas pracy nad spektaklem.

Salome tańczy przed Herodem. Jej płynnym, zmysłowym ruchom przygląda się Herodiada. Krąży wokół niej, mierzy złowieszczym spojrzeniem, które zapowiada to, co za chwilę nastąpi. Natalia, czyli Salome, ma przekazać królowi żądanie, które usłyszała od matki – by przynieść na misie głowę Jana Chrzciciela. Biblijna bohaterka stoi przerażona pomiędzy matką i wujem, nie wiedząc, w którą stronę zrobić krok. – Zastanów się, jak ty czujesz się w tej sytuacji, co powinnaś zrobić – podpowiada reżyser Mariusz Kozubek. – Czuję się przytłoczona, chcę krzyknąć – odpowiada młoda aktorka i bezwiednie robi krok do tyłu.

Nie musi być „mega”

Natalia Wysypoł gra rolę Salome w „Ewangelii według kobiet” – nowym spektaklu Teatru Franciszka. Grupa teatralna zrodziła się po megawidowiskach „Franciszek – wezwanie z Asyżu”, „Exodus” i „Jonasz” – wystawianych w katowickim Spodku. – Te spektakle wydawały mi się kiedyś dojrzałym owocem naszej pracy – zwierza się reżyser. – Zastanawiałem się wtedy, jak spożytkować energię, która tam się ujawniła. A teraz, po trzech latach od premiery „Franciszka”, z tego potężnego owocu objawiła się taka drobinka, „reszta Izraela”. Nie wszystko musi być „mega” i Bogu niech będą dzięki, że nie jest. Tu nie ma tłumu, ważna jest praca z ludźmi, nasze wzajemne relacje.

– To nie jest tylko teatr – podkreśla Natalia Wysypoł – to znacznie więcej. Tutaj otwieram się, uczę się bycia prawdziwą, dawania siebie innym.

Natalia brała udział we wszystkich wcześniejszych spektaklach, początkowo jako członek Zespołu Pieśni i Tańca „Mały Śląsk”. Dziś jest studentką pierwszego roku psychologii, ale w dziedzinie tańca stara się cały czas rozwijać. W Teatrze Franciszka może podzielić się swoim doświadczeniem, pracując nad choreografią do spektaklu: – W „Ewangelii według kobiet” porusza mnie piękna scena Zwiastowania, przedstawiona jako taniec Maryi z aniołem. To taniec delikatny i czysty – przeciwieństwo tego, który odgrywam jako Salome. Dziś w teatrze sprawy etyczne odchodzą na plan dalszy, a my chcemy pokazać młodym ludziom wartości, dać im to, co piękne.

To są moje „Gwiezdne wojny”

– Dla mnie udział w tej sztuce to wielkie szczęście, misterium wręcz – opowiada z pasją Piotr Solorz, odtwórca roli Jezusa, a jednocześnie autor muzyki do całego spektaklu. Piotr jest absolwentem Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Z grupą jest związany od „Exodusu”, a w „Jonaszu” grał rolę tytułową. Niedawno zdawał na studia aktorskie w Warszawie, jednak się nie dostał. – Widzę w tym palec Boży – wyznaje. – Moim marzeniem od zawsze było zagrać w „Gwiezdnych wojnach”. A teraz widzę, że to są moje „Gwiezdne wojny” i nie chcę tego na nic zamieniać.

Piotr opowiada, że kompozycje przychodziły do niego w zaskakujących momentach. Raz musiał przerwać oglądanie serialu, by zasiąść do pianina. Tak powstał „Ocean” – pieśń Elżbiety. Innym razem wyskoczył z gorącej kąpieli, żeby nagrać na dyktafon motyw Marii Magdaleny. – Czuję pomoc płynącą z góry i od tych świętych kobiet, o których opowiadamy – twierdzi. Przyznaje, że na początku chciał zrobić wszystko sam – od pierwszego do ostatniego dźwięku. Ale z czasem poprosił o pomoc w aranżowaniu kolegę Karola Makowskiego. Całość rozpisana jest teraz na pięcioosobowy band oraz chór i orkiestrę Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. F. Chopina w Bytomiu. – Wyjątkowość tego spektaklu nie polega na tym, co my robimy i jakimi jesteśmy artystami – podkreśla Piotr. – Tu chodzi o relację Boga z nami. To On nam błogosławi, wykorzystuje nasze zdolności, ale i naszą bezradność.

Zakon teatralny

Cała ta przygoda z teatrem nie wydarzyłaby się jednak także bez człowieka, o którym Piotr mówi wprost jako o przyjacielu, choć dzieli ich spora różnica wieku. To reżyser Mariusz Kozubek. Niegdyś związany z gliwickim Teatrem A, kilka lat temu zaangażował się w tworzenie megawidowisk z udziałem młodzieży. – Teatr to moje powołanie, moje życie – deklaruje. Nie założył rodziny. Po maturze cztery lata spędził u werbistów. Fascynowała go postać o. Jerzego Prokscha, który wyjechał do Indii, by tworzyć tam teatr ewangelizacyjny. Ale Mariusz marzył, by wstąpić do „zakonu teatralnego”, którego nigdzie nie mógł znaleźć.

Te marzenia odżyły po realizacji megawidowisk. Już przed premierą „Franciszka” Mariusz zaangażował się w szalony projekt pod nazwą Teatr Podróżny, w którym młodzi ludzie przemieszczali się po wioskach Opolszczyzny wozem ciągniętym przez konia, prezentując spektakle ewangelizacyjne dla mieszkańców. Ich bazą warsztatową była Jasiona, niedaleko Góry Świętej Anny. I właśnie w Jasionej, w domu rekolekcyjnym, reżyser spędził rok po wystawieniu „Jonasza”. – Myślałem o życiu pustelniczym, ale w końcu doszedłem do wniosku, że mam wrócić i robić z młodymi to, co zacząłem – opowiada.

W tym czasie „Franciszki” – grupa, która utworzyła się po pierwszym spektaklu w Spodku z osób chcących kontynuować teatralną przygodę – przygotowywały pod wodzą Macieja Omylaka spektakle ewangelizacyjne. Maciej – aktor i reżyser – musiał jednak przenieść się do Warszawy. Grupę przejął więc powracający Mariusz Kozubek. Tak narodził się Teatr Franciszka. – Większość z nich to dzieci oaz. Przychodzą tu już ukształtowani, wiedzą, że przed graniem mogą się pomodlić. I czuję, że się wzajemnie lubią – cieszy się reżyser.

Niespodzianki za zakrętem

Nie grają już megawidowisk. Zamiast Spodka wystarczy im katowicki Pałac Młodzieży (tam odbyła się premiera „Ewangelii według kobiet”). Dlaczego według kobiet? – Od dawna nosiłem w sobie pragnienie pokazania Ewangelii na scenie, ale nigdy nie miałem śmiałości go zrealizować – opowiada Mariusz Kozubek. – Żeby opowiedzieć taką historię, trzeba mieć klucz, który pozwoli odnieść ją do naszego życia. Ewangelię spisali mężczyźni, więc operuje męską optyką, ale przecież jest ona też o kobietach. Pan Bóg uczynił kobiety godnymi uczestnictwa w największych tajemnicach: wcielenia, ukrzyżowania, zmartwychwstania. Jezus w naszym spektaklu pojawia się obok kobiet – uzdrawia je, jest przez nie dotykany, znajduje wytchnienie w ich domu. Te kobiety przestają być postaciami zza szyby, z oleodruków. To podróż w świat koloru, dotyku, zapachów.

W spektaklu pojawia się też temat płodności – w zderzeniu postaci kobiety cierpiącej na krwotok i córki Jaira. Zupełnie nieoczekiwanie spektakl wpisuje się więc w aktualne polskie spory o kobiecość, macierzyństwo, prawo do życia od poczęcia. – Nie mogliśmy przewidzieć, że tak się stanie. Pisząc scenariusz, nie wiedziałem jeszcze przecież, że pojawią się „czarne protesty”. Zresztą podobnie było z „Exodusem”, gdzie prezentowaliśmy zdjęcia imigrantów, zanim jeszcze temat uchodźców zaczął obchodzić świat – wspomina Mariusz Kozubek.

Reżyser jest przekonany, że to wszystko nie dzieje się przypadkowo. – Kiedyś miałem plany na życie, wiedziałem, co będę robił dalej – mówi. – Żyłem swoimi fatamorganami, takimi jak ten „zakon teatralny”. Teraz wolę nie wiedzieć, co będzie za chwilę. Czuję, że jestem prowadzony przez wąwóz, w którym za każdym zakrętem kryją się kolejne niespodzianki. Dlatego nie wiem, jaka będzie przyszłość Teatru Franciszka. Ale po tym wszystkim już nie mogę udawać, że nie przydarzył mi się kolejny teatr w życiu. •

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: