Śląski wehikuł czasu

Szymon Zmarlicki

publikacja 11.01.2017 05:00

Odwiedzający to miejsce nie ukrywają łez, bo przypominają im się dziecięce lata. Albo dowiadują się, że są rzeczy, których nie da się wygooglować.

Teresa Szymońska ze swoim skórzanym tornistrem i szkolnym zeszytem. Taki zestaw to epokowa rewolucja, która wyparła używane wcześniej „tabulki” z rysikami. Szymon Zmarlicki /foto gość Teresa Szymońska ze swoim skórzanym tornistrem i szkolnym zeszytem. Taki zestaw to epokowa rewolucja, która wyparła używane wcześniej „tabulki” z rysikami.

Moga godać po naszymu abo musza mówić? – pyta Teresa Szymońska, gdy zauważa włączony dyktafon. Ślązaczka Roku 2016, która w listopadzie na konkursowej gali ujęła jurorów i publiczność sentymentalną opowieścią w gwarze śląskiej o przywiązaniu do swojego rodzinnego domu i miejscowości, od kilku lat prowadzi w Sośnicowicach Naszą Izbę Tradycji. Parę niewielkich pomieszczeń w przedwojennym budynku, które otrzymała od gminy po przeniesionym stamtąd przedszkolu, zamieniła w skarbiec wspomnień.

Wchodząc do urządzonych jak przed laty pokoju gościnnego, kuchni czy sypialni, można poczuć się jak w prawdziwym śląskim domu. I przypomnieć sobie odwiedziny w dzieciństwie u babci, a może nawet… własną młodość?

– Mi było fest żol, jak ludzie bulyli te stodoły i wyciepowali wszystko, co zostało z downych lot. U moji omy tyż były stare rzeczy, kere niszczały. A przeca to je nasza historyjo, to som skarby naszyj przeszłości, kere trza flegować. I po głowie łaziyła mi myśl, coby znejść jaki kontek, coby szło te pamiątki uchronić od zapomniynio. Bo jo wspomniyń niy poradza wyciepać! – opowiada Teresa Szymońska o pomyśle na stworzenie izby tradycji.

Na początku sama chodziła do mieszkańców Sośnicowic, by pytać o stare przedmioty. Wiele z nich wygrzebała z najbardziej zakurzonych, pełnych pajęczyn zakamarków strychów i piwnic. A później ludzie sami zaczęli przynosić często bezcenne pamiątki po swoich przodkach. Kompletny byfyj, ponadstuletnia i wciąż działająca maszyna do szycia Singera, książeczka do nabożeństwa z końca XIX wieku, świadectwo szkolne pisane w języku niemieckim z 1913 roku czy najstarszy eksponat – kamień graniczny z 1869 roku… A oprócz tego niezliczona ilość przedmiotów z czasów przed- i powojennych. Udało się nawet znaleźć dokument z początku XX wieku potwierdzający, że zachowane do dziś wśród mieszkańców określenie Sośnicowic jako „Miasteczka” kiedyś funkcjonowało bardziej oficjalnie.

Do Naszej Izby Tradycji zaglądają nie tylko starsi mieszkańcy gminy czy uczniowie szkół z okolicznych miejscowości. Przyjeżdżają też pociągnięci wspomnieniami z dalekich stron Polski i z zagranicy dawni „miasteczowianie”. – Nie ukrywają łez, bo przypominają im się dziecięce lata, jak to kiedyś było z mamą i tatą, z opą i omą – przyznaje Teresa Szy mońska. W pamiątkowej księdze wpis zamieścił nawet pewien Irlandczyk, którego żona pochodzi z Sośnicowic. „Nasza córka przekonała się, że są rzeczy, których nie da się wygooglować” – napisał w serdecznym podziękowaniu.

TAGI: