Nieznane zasady Facebooka

Jakub Jałowiczor

GN 13/2017 |

publikacja 30.03.2017 00:00

Jezus jest osobą publiczną, bo napisało o Nim przynajmniej 5 mediów. Takiej zasady nie znajdziemy w regulaminie Facebooka. Faktycznie jednak obowiązuje. Postępowanie największego portalu społecznościowego świata zainteresowało instytucje kilku krajów.

Przeciętny właściciel profilu na Facebooku nie ma pojęcia, co dzieje się z danymi osobowymi, które udostępnia serwisowi, a informacje na ten temat niełatwo zdobyć. Jakub szymczuk /foto gość Przeciętny właściciel profilu na Facebooku nie ma pojęcia, co dzieje się z danymi osobowymi, które udostępnia serwisowi, a informacje na ten temat niełatwo zdobyć.

Na pierwszy rzut oka regulamin Facebooka jest mniej skomplikowany niż zasady działania związku działkowców. To 18 punktów napisanych prostym językiem. Jednak regulamin zawiera mnóstwo odnośników, m.in. do „Standardów społeczności”, gdzie także natrafiamy na odnośniki. W regulaminie jest ponadto wiele niejednoznacznych pojęć. W dodatku, jak ustaliliśmy, osoby blokujące treści działają według wewnętrznych regulacji, które nie są ujawniane użytkownikom. Przeciętny właściciel profilu nie ma też pojęcia, co dzieje się z danymi osobowymi, które udostępnia serwisowi. Często nie ma nawet świadomości, jakie informacje na jego temat portal może zdobyć. Tą sytuacją zainteresowały się instytucje z kilku europejskich krajów.

Mam twój numer

W styczniu 2017 r. Federalna Organizacja Niemieckich Konsumentów skierowała do sądu w swoim kraju pozew przeciwko firmie WhatsApp. Jest ona właścicielem aplikacji o tej samej nazwie służącej do prowadzenia rozmów i przesyłania plików między telefonami komórkowymi podłączonymi do internetu. Facebook wykupił tę firmę w 2014 r. W sierpniu 2016 r. WhatsApp ogłosił, że zmienia zasady dotyczące prywatności i przekazuje Facebookowi numery telefonów swoich użytkowników. I właśnie to spowodowało interwencję urzędu. Podobne postępowanie wszczął włoski Gwarant Ochrony Danych Osobowych. Podał on, że kalifornijski gigant społecznościowy miał dostać numery nawet tych osób, które nie korzystają z WhatsApp. Wystarczyło, że kontakt do nich był zapisany w telefonie należącym do osoby używającej tej aplikacji. – Włoskie postępowanie jest w toku – poinformowała „Gościa” Marisa Serafini z biura Gwaranta. Jak dodała, europejskie urzędy zajmujące się ochroną prywatnych danych współpracują ze sobą w tej sprawie w ramach unijnej grupy roboczej. Grupa działa powoli, wymieniając listy z władzami firmy WhatsApp. Swoje postępowanie prowadzi również odpowiednie biuro we Francji.

– Kraje europejskie coraz większą uwagę zwracają na duże platformy internetowe, które pozornie są darmowe, jednak konsumenci płacą za korzystanie z nich swoimi danymi osobowymi – tłumaczył w zeszłym roku Marek Niechciał, prezes polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. UOKiK także wszczął dochodzenie w sprawie Facebooka. – Konsument nie wie, co dzieje się z jego danymi osobowymi – zwraca uwagę Maciej Chmielowski z UOKiK. – W klauzulach regulaminu pojawiają się ogólne pojęcia, jak to, że dane przechowywane są przez „uzasadniony okres czasu”. Co to znaczy? Co oznacza gromadzenie „różnych informacji”? Regulaminy czy wzorce umów tego nie precyzują.

Obecnie Urząd prowadzi korespondencję z firmą Facebook Ireland (odpowiadającą za portal w Polsce). Postępowanie toczy się w sprawie, ale jeśli UOKiK doszuka się złamania prawa, może nałożyć na Facebooka kary finansowe.

Dane użytkowników umożliwiają dostosowanie przekazu reklamowego do konkretnej osoby. Niektóre informacje można pozyskać łatwo – jeśli np. ktoś „polubi” profil danego polityka, nietrudno zgadnąć, jakie ma poglądy polityczne. Jednak analiza aktywności pozwala znaleźć wśród posiadaczy kont np. wegetarian czy potencjalnych klientów siłowni, nawet jeśli nie kupują przez internet żywności i suplementów. Do profilowania reklam można też wykorzystywać geolokalizację telefonu. Na jej podstawie łatwo stwierdzić, czy Kowalski jeździ samochodem, czy autobusem, oraz o której zwykle wychodzi z biura, żeby coś zjeść. Wszystko to sprawia, że nawet pozornie nic nieznaczące dane mogą być cennym towarem dla twórców reklam.

Reguły jasne, ale nie zawsze

Wątpliwości użytkowników wzbudza nie tylko to, jak Face­book traktuje ich dane. Na łamanie zasad skarżyli się w zeszłym roku narodowcy. Sprawa stała się głośna, gdy krótko przed Marszem Niepodległości zablokowano profile tego przedsięwzięcia, a także m.in. Ruchu Narodowego. Oficjalnie powodem było zamieszczenie na nich falangi, symbolu Obozu Narodowo-Radykalnego. – Operacja wycinania nas trwała tak naprawdę od miesięcy. Od początku zeszłego roku padło ok. 100 profili związanych z nami. Wcześniej cztery takie konta, w tym moje, były wśród 15 najpopularniejszych profili politycznych. Pod koniec roku – ani jedno – opowiada Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego. Mówi też, że konto Marszu Niepodległości zostało po czterech miesiącach odblokowane razem ze wszystkimi danymi i „polubieniami”, ale mający 200 tys. fanów profil Ruchu Narodowego wciąż jest zamrożony. Narodowcy założyli go od nowa i jak dotąd uzbierali ok. 6 tys. fanów.

Aktywiści Ruchu Narodowego zawiadomili prokuraturę, ale nie złożyli cywilnego pozwu, bo w przypadku firmy o takiej strukturze jak Facebook nie wiadomo, do którego sądu iść – polskiego, irlandzkiego czy amerykańskiego. Sympatycy Ruchu Narodowego demonstrowali też przed siedzibą polskiego oddziału Facebooka znajdującą się w wieżowcu przy rondzie ONZ w Warszawie. Jednak osoby cenzurujące polskojęzyczne treści pracują 800 m stamtąd. Zatrudnieni przez firmę outsourcingową pracownicy zajmują dwa piętra w eleganckim biurowcu. Pomieszczenia dzielą z nimi osoby zajmujące się wpisami w innych językach niż polski, m.in. arabskim.

Niektórych reguł, jakich uczą się kontrolerzy treści, nie znajdziemy w regulaminie Facebooka. Przykład? Według naszych informacji portal z zasady inaczej traktuje obrażanie osób prywatnych, a inaczej publicznych, przy czym za te drugie uznawane są osoby, o których informacje można znaleźć w przynajmniej pięciu mediach. Warunek ten spełnia m.in. Jezus Chrystus, więc autorzy obraźliwych wpisów pod Jego adresem mają duże szanse na uniknięcie blokady.

Istnieje też zasada pozwalająca na przymykanie oka na niektóre działania użytkowników. Od cenzury można odstąpić, jeśli zamieszczanie niedozwolonej treści związane jest z jakąś akcją społeczną. Według naszych ustaleń to na tej podstawie odblokowano niektóre strony narodowców, na których znajdował się symbol falangi – uznano, że choć widnieje na nich zabroniony znak, to są one związane z akcją społeczną. Co jest taką akcją i kiedy można powołać się na tę zasadę – to już zależy od interpretacji administratorów Facebooka.

Władze portalu w specyficzny sposób traktują też zasadę niedyskryminacji ze względu na wyznanie. „Facebook usuwa treści propagujące nienawiść, bezpośrednio atakujące użytkowników z powodu ich (…) przynależności religijnej” – czytamy w „Standardach społeczności”. Skąd w takim razie profile w rodzaju „F**k Christianity”? Otóż Facebook zabrania obrażania wyznawców religii, ale obrażanie samej religii nie jest traktowane jako obrażanie wyznawców. Logiczne? Sprawa dyskusyjna. Zwłaszcza że i ta zasada nie jest wprost zapisana w regulaminie.

Facebook nie skomentował dotąd postępowania prowadzonego przez UOKiK. Po zeszłorocznej awanturze związanej z Marszem Niepodległości Richard Allan reprezentujący firmę w Europie wystosował list otwarty, w którym bronił polityki portalu. Miało wówczas dojść do spotkania przedstawicieli kalifornijskiego giganta z polskimi narodowcami, ale zamiast tego Facebook zamilkł. Przedstawiciele firmy nie pojawili się też na spotkaniu zorganizowanym przez polskiego rzecznika praw obywatelskich. 

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.