Gwiazdy i magnaci

Który śląski film jest najlepszy?

Gwiazdy i magnaci

W maju na ekranach naszych kin pojawią się „Gwiazdy” – nowy film Jana Kidawy-Błońskiego. Nie ukrywam, z niecierpliwością czekam na premierowy weekend, bo też nie będzie to zwykły film, a kolejny rozdział w dziejach kina śląskiego, o którym świętej pamięci Jan F. Lewandowski napisał nawet swego czasu książkę.

W ponad stuletniej historii kina nazbierało się już trochę tych filmów richtig śląskich. Teraz dołączą do nich „Gwiazdy”, w których opowiedziana została (bardzo po śląsku poplątana) historia życia piłkarza Jana Banasia. Urodził się w Berlinie (jako Heinz-Dieter Banas), grał w Polonii Bytom i Górniku Zabrza, uciekł na Zachód, wrócił do Polski, strzelał gole dla biało-czerwonych, ale na igrzyska olimpijskie, ani na mistrzostwa świata nie pojechał. Cóż, element narodowościowo niepewny…

Czekając na „Gwiazdy” postanowiłem zrobić sobie małą powtórkę z kina śląskiego. Kazimierz Kutz, Janusz Kidawa, Michał Rosa, Maciej Pieprzyca… - nazwiska znane, z regionem mocno powiązane, ale nie wiem, czy przypadkiem najlepszego śląskiego filmu nie zrobił urodzony w Poznaniu Filip Bajon.

Pewnie, że moim ukochanym śląskim filmem są „Paciorki jednego różańca” Kutza, że wzruszam się przy „Barbórce” Pieprzycy, a za bajtla paczało sie „Grzeszny żywot Franciszka Buły”. Ale kiedy oglądam nakręconego w 1986 roku „Magnata”, mam wrażenie, że Bajonowi udało się stworzyć obraz, który nie tylko dotyczy historii Śląska, ale też (dzięki inspiracjom, nawiązaniom, zastosowanym środkom filmowym), świetnie wpisuje się w wielką historię kina.

Bajonowa opowieść o ostatnich latach panowania książąt pszczyńskich przywodzi na myśl „Lamparta” Viscontiego. Tyle tylko, że „Magnat” jest filmem znacznie bardziej mrocznym. Visconti – sam mający arystokratyczne korzenie – nie bardzo potrafił pogodzić się z końcem tamtej epoki. W filmie często nadmiernie idealizuje swych przodków, opowiada o czasach Risorgimento z przesadną nostalgią.

Bajon inaczej. Jego skazani na klęskę bohaterowie przywodzą na myśl persony z antycznych dramatów, a kiedy zaczynają popadać w szaleństwo, jest ono niemalże szekspirowskie. Dziwaczne zachowania, odrealnione sytuacje, „ciemne i chłodne” zdjęcia Piotra Sobocińskiego, niepokojąca muzyka Jerzego Satanowskiego… - wszystko to genialnie kreuje nastrój schyłkowości, a zarazem erę narodzin nazizmu.       

Oglądając niektóre sekwencje „Magnata” zdaje nam się, że jest on dziwaczną baśnią (Jan Englert, Olgierd Łukaszewicz i Bogusław Linda wcielają się tu w trzech braci - spadkobierców starego księcia, którego pałac otacza pełen tajemnic pszczyński las). Ale kiedy tylko akcja filmu przenosi się na ulice śląskich miast,  ma się wrażenie, że oto oglądamy… odpowiedź Bajona na gangsterskie „Dawno temu w Ameryce” Sergio Leone. Podobny klimat, zasępienie, pesymizm.

W dwóch słowach: kawał kina! Czy i „Gwiazdy” będą taaaaaaakim filmem? Zobaczymy już wkrótce w kinach. A póki co, możemy wrócić do „Magnata”. Jest dostępny chociażby na youtube’owym kanale Studia Filmowego TOR.  

*

Felieton z cyklu Okiem regionalisty