Okulary świętego

publikacja 06.10.2017 07:00

O uporządkowanym szaleństwie ojca Maksymiliana, przywróconej godności więźniów i demonie, który boi się świętości, mówi reżyser Michał Kondrat.

Okulary świętego Jakub Szymczuk /foto gość

Za tydzień na ekranach naszych kin pojawią się "Dwie korony" - film o życiu św. Maksymiliana Kolbego. Dziś przypominamy rozmowę z reżyserem tego filmu, która przeprowadzona została w sierpniu ubiegłego roku:

Szymon Babuchowski: Skąd wziął się św. Maksymilian Kolbe w Pana życiu?

Michał Kondrat: Zawsze był w nim obecny. Kiedy czytałem jego życiorys, to, czego dokonywał, mocno mnie poruszało. Natomiast ostatnimi czasy narastała we mnie myśl o zrobieniu filmu na temat tej postaci. Szukałem więc na modlitwie jakiegoś potwierdzenia, czy rzeczywiście Pan Bóg chce, żebym ten film zrobił. I pewnego dnia, zaraz potem jak skończyliśmy we Włoszech zdjęcia do filmu „Matteo”, dostałem telefon z Niepokalanowa. Gwardian i rzecznik prasowy zaprosili mnie na spotkanie, podczas którego zapytano mnie, czy nie zechciałbym zrobić takiego filmu. Dla mnie to było bardzo mocne potwierdzenie – gwardian Niepokalanowa jest przecież następcą ojca Maksymiliana Kolbego! Bez wahania odpowiedziałem: tak.

Co Pana najbardziej fascynuje w św. Maksymilianie?

Jego konsekwencja w działaniu i „uporządkowane szaleństwo”. Maksymilian bierze się za rzeczy, wydawałoby się, niemożliwe. Robi to nie dla siebie, tylko z miłości do Matki Bożej. Maryja objawiła mu się, kiedy miał dziesięć lat, i ofiarowała dwie korony. Miał możliwość wybrania sobie jednej z nich albo niewzięcia żadnej, tymczasem on wziął obydwie. Jedna z nich symbolizowała męczeństwo, druga – czystość. To się potem spełnia w jego życiu. Stąd też tytuł powstającego filmu – „Dwie korony”.

Na czym polega szaleństwo, o którym Pan mówi?

Maksymilian zakłada Rycerstwo Niepokalanej, międzynarodową organizację, która ma na celu nawrócenie grzeszników, heretyków, ale również masonów. Podejmuje ogromne inicjatywy ewangelizacyjno-przedsiębiorcze, wydaje gazetę w milionowym nakładzie, konstruuje różne nowoczesne przyrządy, np. teleks. Warto pamiętać, że oprócz Niepokalanowa tylko Poczta Polska dysponowała wtedy telegrafem. Ojciec Maksymilian buduje klasztor, który jest największy na świecie – liczy prawie 800 mężczyzn. To jest coś, co wydaje się nieprawdopodobne, a jednak Maryja uzdalnia go do tych działań, aż do tego, co wydarzyło się w Auschwitz.

Pewnie zrobiłby jeszcze więcej, gdyby tam nie trafił?

Skąd, on właśnie tam zrobił najwięcej! Kazimierz Piechowski, świadek tamtych wydarzeń i jeden z bohaterów naszego filmu, mówi, że obecność ojca Maksymiliana była światłem, które zagościło w ciemności Auschwitz. Moment, kiedy zgłosił się na ochotnika, aby oddać życie za Franciszka Gajowniczka, również można określić jako cud. Ktoś, kto wychodził z szeregu, powinien przecież zostać natychmiast zabity. A tymczasem komendant obozu nie dość, że go nie zabija, to jeszcze zwraca się do niego z szacunkiem, per „pan”, co w ogóle było tam niespotykane. I zgadza się na jego propozycję. Świadkowie przyznają, że ten moment oddał im w obozie godność. Ludzie, którzy chcieli sobie odebrać życie, wyznają, że nie zrobili tego właśnie dzięki słowom ojca Maksymiliana. Marian Kołodziej, który stworzył przepiękną wystawę w Harmężach, przedstawia na swoich pracach Maksymiliana Kolbego jako tego, który go wyzwala z obozu Auschwitz. On uważał, że właśnie dzięki św. Maksymilianowi został uzdrowiony ze wspomnień, z tej traumy, z której wielu więźniów nie wyszło nigdy. To nie przypadek, że papież Franciszek modlił się w celi ojca Kolbego i dzięki temu cały świat dowiedział się o tej postaci. Wierzę w to, że będzie ona coraz bardziej popularna, także dzięki naszemu filmowi.

Zabrał się Pan za ten film z wielkim rozmachem: sceny kręcone w Japonii, plejada świetnych aktorów, fragment Auschwitz, specjalnie wybudowany w Niepokalanowie...

Zależy mi na tym, by sztuka audiowizualna tworzona przez chrześcijan miała coraz lepszą formę. W przeciwnym razie nie będzie ona w stanie konkurować na rynku z innymi treściami. Ojciec Maksymilian Kolbe podchodził do zadań ewangelizacyjnych z wielką starannością, przewyższał jakością komercyjne wydawnictwa. Dlatego grzechem byłoby zrobienie filmu o nim bez rozmachu. Jesteśmy już po rozmowach z Robertem Jansonem, który ma skomponować nowoczesną, chilloutową muzykę, bo chcemy ten film skierować przede wszystkim do młodych ludzi.

Jaki to będzie film: fabularny, dokumentalny, a może dwa w jednym?

30 proc.stanowić będą zdjęcia fabularne, resztę – dokumentalne, ale pod tę fabułę podprowadzające. Najważniejsze sceny przedstawimy w formie fabularnej. Wierzę, że taka formuła pozwoli osiągnąć efekt dobrego filmu kinowego przy budżecie poniżej miliona złotych. Cały czas zbieramy fundusze.

Pana poprzednie filmy – „Jak pokonać Szatana” i „Matteo” – poruszały temat duchowej walki, egzorcyzmów. Czy jest jakiś łącznik pomiędzy tamtymi filmami a tym, który teraz powstaje?

Wszystkie mają to samo zadanie: zachęcać do prowadzenia życia duchowego, czyli do modlitwy i sakramentów. Do budowania relacji z Bogiem, który uzdalnia nas do robienia trudnych rzeczy, tak jak uzdalniał ojca Maksymiliana Kolbego.

Postać ojca Kolbego pojawiła się już podczas pracy nad poprzednimi filmami…

Tak, pojawił się tam wątek okularów ojca Maksymiliana, które w cudowny sposób zmaterializowały się podczas egzorcyzmu sprawowanego nad pewnym młodym klerykiem. W posiadaniu tych okularów jest ojciec Cipriano de Meo, postulator procesu beatyfikacyjnego ojca Matteo da Agnone, bohatera mojego poprzedniego filmu. Widziałem je, dotykałem ich. Wyglądają rzeczywiście identycznie jak te, które nosił ojciec Kolbe.

Rozumiem, że tematyka dwóch poprzednich filmów to echo Pana posługi jako asystenta egzorcysty?

Tak, przez pięć lat uczestniczyłem w sumie w ponad dwustu egzorcyzmach. I bardzo to wpłynęło na rozwój mojej wiary.

Zaczął Pan tę posługę dość krótko po nawróceniu, które, jak wynika z Pana biogramu, dokonało się w 2002 roku. Co się wtedy wydarzyło?

To był czas, kiedy poznawałem Pana Boga. Spotkałem pierwszych ludzi, którzy zaczęli mi opowiadać o osobistej relacji z Bogiem. Trudno mi było to zrozumieć, bo choć wychowałem się w rodzinie katolickiej, takiej relacji nie znałem. Katolicyzm pojmowałem bardziej tradycyjnie. Wydawało mi się, że chodzi głównie o to, żeby pójść w niedzielę na Mszę św. i raz do roku do spowiedzi. Ale nagle coś zaczęło się we mnie zmieniać. Najpierw z niepewnością zacząłem wchodzić w tę relację z Panem Bogiem i zwracać się do Niego w sposób osobowy. To był początek.

I kiedy nastąpił przełom?

Poszedłem do kościoła na Żytniej, w którym kiedyś modliła się i obok którego mieszkała siostra Faustyna. Wszedłem tam podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, kapłan trzymał właśnie w rękach monstrancję. Byłem w ogóle nieskoncentrowany, spojrzałem na tę monstrancję i wtedy wydarzyło się coś mistycznego. W jednej sekundzie upadłem na kolana i poczułem totalne oczyszczenie. Towarzyszyły temu łzy i ciepło, które leciało od czubka głowy, przez całe moje ciało, aż do koniuszków palców. Trwało to, zdaje się, dosyć długo, chociaż wydawało mi się wtedy, że krótko. Usłyszałem w sercu głos Chrystusa, który mówił: „Od tej pory jesteś mój”. Przez kilka dni nie mogłem się pozbierać po tym doświadczeniu. Ten moment uznaję w swoim życiu za kluczowy, bo wiem już, że mogę błądzić, grzeszyć, odchodzić od Pana Boga, ale zawsze będę do Niego wracał.

Uczestnictwo w egzorcyzmach nie zburzyło tej pewności?

Ono umocniło moją wiarę! Podczas egzorcyzmu jesteśmy świadkami potężnej walki między złym duchem a Panem Bogiem, który go gromi. Ludzie są uwalniani, a my jesteśmy razem z Bogiem, czyli po tej dobrej stronie – więc to musi wzmacniać. Czasem, kiedy wyjeżdżałem gdzieś na dłużej, tęskniłem do tego, żeby dalej modlić się i pomagać w ten sposób.

I w ogóle Pan się tego nie bał?

Ktoś, kto asystuje egzorcyście, musi mieć pełne zaufanie do Pana Boga, ale również do egzorcysty. Dzieją się tam czasami rzeczy nieplanowane, niewytłumaczalne naukowo, dlatego to zaufanie jest potrzebne – żeby nie zakłócić sprawowania rytuału. Ważne, żeby nie wpaść w panikę, nie przestraszyć się.

Na czym konkretnie polega ta posługa?

Rola asystenta egzorcysty jest dwojaka: uczestniczy on w modlitwie, odpowiada na różnego rodzaju wezwania, które są elementem egzorcyzmu, a w momencie, kiedy dochodzi do manifestacji złego ducha, pomaga w przytrzymaniu egzorcyzmowanej osoby. Zdarza się bowiem, że dostaje ona nadludzkiej siły. Wielokrotnie nawet w pięciu mężczyzn mieliśmy problem z tym, żeby takiego człowieka utrzymać. Czasem demon wykrzykuje różne rzeczy przez tę osobę, wielokrotnie zmieniając głos. Przesuwają się przedmioty, pojawiają się znaki na ciele, samoistnie otwierają się szafki. To są sztuczki złego ducha, na które nie wolno zwracać uwagi. Ja potrzebowałem czasu, żeby się jakoś znieczulić i nie reagować na to. Dzieje się tak dlatego, że egzorcyzm, czyli modlitwa sprawowana w autorytecie całego Kościoła, jest czymś, czemu demon nie może się oprzeć. I jedyne, co może robić, to próbować zakłócić sprawowanie tej modlitwy. Można powiedzieć, że to pewnego rodzaju desperacja złego ducha.

Demon boi się też świętości ojca Maksymiliana Kolbego?

Tak, wspomniany ojciec Cipriano de Meo używa okularów ojca Maksymiliana jako relikwii podczas egzorcyzmu. W momencie, kiedy przytyka te okulary do ciała osoby, za którą sprawowana jest modlitwa, demon często krzyczy, że te okulary go parzą i w krótkim czasie odchodzi. Widać, że wstawiennictwo ojca Maksymiliana również w tej dziedzinie jest potężne. •

Michał Kondrat - rocznik 1978. Ekonomista, reżyser. Prowadzi firmę Kondrat--Media, zajmującą się produkcją i dystrybucją wartościowych filmów. Jego film „Jak pokonać Szatana” zdobył Grand Prix XXIX Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Niepokalanowie.