Człowiek roku

Piotr Drzyzga

publikacja 20.02.2018 07:00

Oglądając ten film, nie sposób nie myśleć o tragicznie zmarłym Robinie Williamsie. Jego charyzmie, karierze, czy wręcz kultowości (myślę, że nie będzie przesadą, gdy nazwę go aktorem pokoleniowym).

Człowiek roku mat. prasowy Robin Williams w filmie "Człowiek roku"

„Good Morning, Vietnam”, „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, „Hook”, „Fisher King”, „Jumanji”, „Pani Doubtfire”, „Buntownik z wyboru”… - wszystko to wielkie/niezwykle popularne filmy, w których Williams błyszczał na ekranie. Lata ’80 i ’90 należały do niego.

Później, niestety, jego kariera mocno przyhamowała. „Stare wygi”, „Wielkie wesela”, „Licencje na miłość” to produkcje raczej do zapomnienia. Wyjątek na ich tle stanowi właśnie „Człowiek roku” w reżyserii Barry’ego Levinsona.

Levinson, który napisał także scenariusz tego nakręconego w 2005 r. filmu, postanowił opowiedzieć widzom historię Toma Dobbsa - komika, prowadzącego zabawny, telewizyjny talk-show, który w pewnym momencie postanawia wykorzystać swoją popularność i zapowiada, że wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich. Tylko czy błazen może być królem?

Okazuje się, że to całkiem prawdopodobne. Zwłaszcza dziś, gdy celebryctwo i kontrowersyjność tak dobrze się sprzedają.

Ten film to gorzka satyra na demokrację, zachodnie „elity” polityczne, naszą kulturę i cywilizację. Na partie wydające setki milionów dolarów na kampanie oraz ich członków, używających „broni masowego chrzanienia” (w debatach świadomie, perfidnie, z wyrachowaniem poruszają tematy, które dzielą społeczeństwo, bo przecież nie od dziś wiadomo, że najlepiej sprawuje się władzę w myśl zasady dziel i rządź).

Ale to nie jedyny temat, jaki poruszono w tym filmie. Ciekawy jest także wątek z firmą, która ma czuwać nad właściwym przebiegiem wyborów, gdyż dostarcza komputerowy program służący do głosowania (nie wrzuca się już kartek do urn, tylko oddaje głosy przy pomocy ekranów dotykowych, znajdujących się w siedzibach komisji wyborczych). Problem jednak w tym, że system zdaje się być wadliwy i najprawdopodobniej źle zlicza głosy.

Pracownica firmy , która odkrywa błąd (Laura Linney), próbuje zawiadomić o tym przełożonych, ale ci najpierw bagatelizują sprawę, a później… Nie zdradzajmy jednak zbyt wielu szczegółów. W każdym razie zaczyna się robić thrillerowato. I nie tylko. Bo w scenariuszu znalazło się także miejsce i na romans, i na komedię (szalejący jak za dawnych lat Williams + świetni aktorzy na drugim planie: m.in. Christopher Walken, Lewis Black, Jeff Goldblum, Linda Kash).

Niebanalny film, przypominający o tym, że „politycy są jak pieluchy. Trzeba ich zmieniać często i zawsze z tego samego powodu”.

MoviemanTrailers Man of the Year Trailer [HQ]

TAGI: