Sztuka szlachetna

Mateusz Hofman

publikacja 16.02.2018 11:37

Filmowi „Dusza i ciało” Ildiko Enyedi najbliżej do komedii romantycznej. Rzecz bywa zabawna i jest historią o konsekwencjach wynikających ze spotkania dwójki ludzi. Jest to jednak film europejski, nie należy się więc spodziewać realizacji gatunku w amerykańskim stylu.

Sztuka szlachetna mat. prasowy

Maria i Endre to dwoje nieśmiałych ludzi. Podobają się sobie wzajemnie, ale są zbyt zamknięci w sobie by to okazać.

Oboje są również w pewien sposób „wybrakowani”. On jest już niemłody i ma sparaliżowaną rękę. Wycofał się już z kontaktów damsko-męskich.

Maria jest samotniczką. Nawet nie próbuje z nikim nawiązać kontaktu. Posiłki w zakładowej stołówce jada sama.

Jej nieśmiałość jest chorobliwa. Jest wycofana, z nikim nie rozmawia, boi się nawet dotyku. Chodzi do terapeuty (jedynego, któremu ufa – dla dzieci). Sprawia wrażenie autystycznej. Do tego jest perfekcjonistą (jak na specjalistkę do spraw jakości przystało). Przeszkadza jej kropla wody pozostawiona na blacie, 3 milimetry tłuszczu za dużo na mięsie, okruchy chleba na stole.

Wokół pary brak również pozytywnych wzorców. Przyjaciel Endrego w jednej chwili mówi jak to trzeba kobiecie wskazać jej miejsce. W drugiej - podejrzewa żonę o zdrady.

Łączy ich jednak wspólnie śniony sen, o jeleniu i łani w lesie. W tym śnie odbija się ich wzajemne przyciąganie, może cała relacja. Sen nie może jednak zastąpić wszystkiego. Zbliża ich do siebie, ale nie zastępuje realnego spotkania. Oboje muszą jakoś spróbować przekroczyć własne ograniczenia. Spróbować być z drugim człowiekiem. Wyjść z samotności.

Gdy wreszcie spotykają się by śnić sen obok siebie – oboje nie mogą zasnąć. Może więc łatwiej osiągnąć chwile szczęścia osobno, we śnie, w którym świat i kontakt jest łatwiejszy.

Co jednak w takim razie z realnym życiem? Ono nie jest snem. O trudach budowania związku w realnym życiu właśnie w opozycji do tego ze snu jest ten film.

Jest w tym filmie pewna doza uniwersalności. Wszyscy mamy jakieś kompleksy. Pewnie częściej bliższy nam jest Endre. Oczywiście raczej dlatego, że postrzeganie w sobie wad (starość, poczucie „wypadnięcia z obiegu” nawet jeśli ma to miejsce na własne życzenie, wada fizyczna) jest częstsze niż wycofanie takie jak u głównej bohaterki. Ale właśnie na tym polega jej trudność zbliżenia się do drugiego człowieka. To nie tylko walka ze światem, który jej nie rozumie. To także walka ze sobą, aby się przełamać. Zaryzykować odrzucenie, a może nawet wyśmianie. Sen jest łatwiejszy, a na pewno bezpieczniejszy.

Film jest bardzo konsekwentny wizualnie. Skupia się na detalach podkreślających „inność” bohaterów – sparaliżowana ręka, wiecznie spuszczone oczy, twarz, na której okazywanie emocji trzeba dopiero ćwiczyć. Pokazuje ciężar ich walki z samymi sobą. I nie ma w tym krygowania się. Jest za to ciągłe niepewność, lęk przed zmarnowaniem może jedynej szansy na spełnienie snu – życia nie w samotności.

Życie z drugą osobą dla większości to normalność. Ale dla niektórych wielki wysiłek. Ten film pokazuje takich bohaterów i namawia do szacunku dla nich.

Sztuka traktująca poważnie ludzi, którzy walczą ze swoimi słabościami by być/żyć tak jak inni, nawet jeśli nie jest wielka, pozostaje szlachetna.

TAGI: