Imago mundi (fragment)

Wojciech Wencel

publikacja 28.11.2006 17:18

Pieśń dziesiąta


KOŁYSANKA



Usnęła już jak dziecko księżycowa wieś
i drzewa księżycowe dzwonią gałęziami
pogasły zimne światła lotniskowych wież
i tylko w śniegu błyszczy księżycowy kamień
co głupie w oczach świata stało się mądrością
co nam dławiło dusze przysypane śniegiem
prowadzi nas przez zaspy to niezwykłe Słowo
które ma komplet kluczy do mnie i do ciebie
nieczynne wszystkie sklepy kioski i kasyna
zamarły turnie lęku ucichły syreny
godzinę przed liturgią przeszła tędy zima
i trudno będzie kretom wydostać się z ziemi

przychodzimy do Ciebie z wielkiego ucisku
zmęczeni ciągłą walką pogodzeni z losem
składając w darze chciwość lenistwo i pychę
jak jacyś niespełnieni w swej roli królowie
władcy własnych żywotów którym odebrało
mowę gdy zobaczyli skutek swojej władzy:
wyrwane perły oczu potargane ciało
(przeklęta chwila w której zbudzili się nadzy
jak u Poussin w łagodnym pejzażu Edenu)
ilekroć chcieli sami zmagać się ze światem
otwierała się w duszach niepojęta czeluść
i wchodzili w nią płacząc zakrywając twarze

a teraz patrz: śnieg pada na błotnistą drogę
do cegielni o której nikt już nie pamięta
a my ruszamy z domu podzielić się Słowem
z tymi których na drodze postawił Zwycięzca
śmierci: gdzie jesteś śmierci – czarna mambo strachu
Uma Thurman ma więcej energii od ciebie
może zerkasz z krawędzi ośnieżonych dachów
lub sprzedajesz koszmary przed hipermarketem
nie masz władzy nad ludźmi którzy uwierzyli
twoje kąsanie boli ale nie zabija
odkąd Chrystus zmartwychwstał stroisz groźne miny
lecz przyznaj: tak naprawdę zwykła z ciebie żmija

On zwyciężył i dla nas przygotował pokój
w swoim ziemskim hotelu z widokiem na wieczność
On stojąc w drzwiach recepcji nie żąda dowodów
On pierze nasze brudy daje pospać dzieciom
On karmi nas codziennie i nosi bagaże
Jego mocą to wszystko co nam tłamsi serca
jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy:
czyści nas z wyobrażeń przetapia przewierca
żebyśmy mogli świecić jak gwiazdy na niebie
odbitym blaskiem Boga w dniu drugich narodzin
i śpiewać kołysankę na własnym pogrzebie
i stać się ością w gardle pazernej ciemności

usnęła już jak dziecko księżycowa wieś
i drzewa księżycowe dzwonią gałęziami
żeby po wodach śmierci suchą stopą przejść
trzeba zabrać ze sobą księżycowy kamień
nie ma w nas nic z proroków ani z patriarchów
nie ma w nas większej siły niż w trzcinie na wietrze
lecz ruszyliśmy w drogę stąd do Kanaanu
i dalej prowadzeni przez Słowo Przedwieczne
jeszcze krąży nad miastem pył z otwartych grobów
czas oddał szwedzki paszport łącząc się z nadzieją
jest styczeń i w zaułku starego ogrodu
na kompostowej skrzynce kwitną płatki śniegu