Skąd to zło?

Magdalena Koc

publikacja 01.07.2006 15:12

Skąd to zło? David Self. W drodze 2006

Skąd to zło?

Straciłem wiarę w wieku 11 lat – usłyszałam kiedyś od mężczyzny poznanego w trakcie podróży w pociągu – Przeczytałem wtedy Opowiadania Borowskiego. Bardzo logicznie doszedł do wniosku, że skoro coś tak okropnego jak tragedia II wojny światowej mogło zdarzyć się pod niebem dobrego i wszechmocnego Boga, to ten Bóg najprawdopodobniej albo nie jest wszechmocny, albo nie jest dobry. A najpewniej po prostu Go nie ma.

Sprzeczność między zaobserwowanym ogromem zła a ideą dobrego i wszechmocnego Boga od wieków zajmuje myślicieli. Dla wielu maluczkich – jak mój przygodny znajomy – stanowi gorszący skandal i argument przeciwko wierze.

David Self nie aspiruje do grupy owych myślicieli. Pisząc książkę „Skąd to zło?” (W drodze, Poznań 2000) stara się raczej zebrać i krótko przedstawić dotychczasowe pomysły ludzkości na wytłumaczenie zjawiska zła, najwięcej miejsca poświęcając interpretacji chrześcijańskiej. Stworzył to opracowanie, ponieważ w ciągu wielu lat pracy katechetycznej zetknął się z wieloma w różnym kształcie powracającymi pytaniami o zło. Świetnie streszcza je to postawione przez Goethego po straszliwym trzęsieniu ziemi w Lizbonie w 1755 r., w którym zginęło ponad trzydzieści tysięcy ludzi: „Gdzie jest Bóg i czym się zajmuje?”

Już tytuł książki wskazuje iż temat ten jest powszechną i uporczywą „bolączką”, na której zęby zjadło wielu mędrców. Książka jest napisana językiem łatwym i lekkim, ma formę „bryku” z charakterystycznymi wypunktowaniami i podsumowaniami dla utrwalenia. Uwagę czytelnika autor podtrzymuje dzięki anegdotom i historiom „z życia wziętym”. Styl mówienia o Bogu daleki jest od ścisłości teologicznej – cechuje go np. typowa dla zaangażowanych ewangelistów antropomorfizacja Boga. Można to uznać zarówno za sporą zaletę jak i poważną wadę. Język taki i forma opracowania problemu być może trafi do zbuntowanego nastolatka, przyzwyczajonego do kultury „instant consumption”. Autor jednak zdaje się nie mieć nadziei na wywołanie głębszej refleksji, stawia raczej na to, by w głowie czytelnika pozostało któreś z jego banalnych podsumowań.

David Self usiłuje wskazać miejsce zła w porządku stworzonego świata, stara się przedstawić je jako wyzwanie i szansę dla rozwoju jednostek i całego ludzkiego rodzaju. Nie omija tematu przyczyn jego zaistnienia i upatruje je w wolnej woli człowieka. Zaskakujące jest jednak, że udaje mu się przy tej okazji zupełnie pominąć zagadnienie grzechu pierworodnego. To tajemnicze i tragiczne wydarzenie, które miało miejsce u zarania dziejów, diametralnie odmieniło nie tylko człowieka, ale również kształt całego świata. Bez jego uwzględnienia rozważania dotyczące możliwych wariantów świata, tracą właściwy układ odniesienia.

Taka koncepcja początków zła nie pozostaje bez wpływu na sposób przedstawienia osoby Jezusa Chrystusa i wydarzeń kluczowych dla naszego zbawienia. Człowiek, na którym nie ciąży piętno grzechu pierworodnego nie potrzebuje Odkupiciela. Autor pamięta tylko o tym, że Jezus cierpiał i umarł dzieląc z nami ból i śmierć. Jezus Selfa nie zmartwychwstał. Zresztą nie musi – perspektywa, jaką kreśli on w swojej książce jest wyłącznie doczesna. Ogranicza się do sposobów radzenia sobie z trudnymi momentami i nie wykracza poza horyzont ludzkich zmagań o własny rozwój. Koncentruje się na argumentowaniu za tym, że smutek rozwija umysł, a dzięki cierpieniu mamy okazję do spełniania dobrych uczynków. Bóg według autora cierpiał w Jezusie i cierpi obecnie (!) wraz z nami, dzięki czemu ma nam być lżej, gdy spotka nas nieszczęście.

Ten ostatni pomysł zajmuje najpoważniejszych teologów już dość długo i zdania wśród nich są podzielone. Najciekawszą alternatywę dla idei cierpiącego Boga zaproponował Karl Rahner. Według niego Bóg, który sam cierpi nie daje człowiekowi nadziei na wyzwolenie z bólu i szczęście. To w Bogu jest przestrzeń bez cierpienia, do której zmierzamy i na którą mamy nadzieję. Bóg nie pozostaje obojętny: współczuje i współcierpi z każdym ze swoich ukochanych dzieci, ale wszelkie zło, w tym cierpienie i śmierć w zetknięciu z Bogiem rozpada się i ginie. To właśnie dokonało się w zmartwychwstaniu – Bóg przywracając Jezusa do życia unicestwił śmierć. Stąd źródłem nadziei dla nas jest przede wszystkim nie to, że Jezus cierpiał i umarł lecz to, że zmartwychwstał.

W książce „Skąd to zło?” miejsce Jezusa Zbawiciela zajmuje ludzka wola i intelekt. Autor grzeszy naiwnym pozytywistycznym optymizmem – jego entuzjazm budzą szczepionki na polio i inne naukowe osiągnięcia zmniejszające przyczyny ludzkich utrapień. Traci z oczu fakt, że praca nad postępem techniki czy medycyny jest w gruncie rzeczy syzyfowa. Po zwalczeniu wirusa okazuje się, że pojawia się on w zmutowanej i jeszcze szkodliwszej wersji. Udogodnienia techniczne implikują szereg nieoczekiwanych problemów i powikłań, koncentrując naukowców na próbach ich eliminacji. Nie zbawi nas medycyna ani technika. Ludzkość nie jest w stanie – jak baron Münchhausen, który wyciągnął z bagna sam siebie za włosy – mocą własnych wysiłków przełamać mizerii własnej egzystencji. Jedyny powód, dla którego świat ciągle trwa w stanie kruchej równowagi to ten, że Bóg na szalę rzucił samego siebie w osobie Jezusa. Tylko to cokolwiek zmienia, bo przechyla świat na stronę dobra.

W kontekście pytań, z którymi David Self usiłuje się zmierzyć warto zastanowić się nad tym czy z perspektywy Boga (który wie o życiu i o świecie znacznie więcej niż my jesteśmy w stanie pojąć) cierpienie rzeczywiście jest najgorszą rzeczą, która może spotkać człowieka? Celem Boga jest dać nam prawdziwe i niekończące się szczęście – udział w swoim Boskim życiu. Bóg może to zrobić mimo przeszkód w postaci przeróżnych utrapień. Co więcej, może z cierpienia i trudnych doświadczeń wyprowadzić jeszcze większe dobro. To jest tajemnica działania Boga, który nie daje prostej odpowiedzi na trudne pytania. Dramatyczne momenty, kiedy rani nas zło, tworzą „szczelinę”, przez którą można dotknąć istoty spraw. Jak dziura w tkaninie rzeczywistości, przez którą Bóg sięga, by wyprowadzić nas ku czemuś piękniejszemu, gdzie zniszczenie nie będzie już miało szans zaistnieć.

Wielka szkoda, że w książce Davida Selfa tej perspektywy zabrakło. Przewrotnie można by stwierdzić, że miarą wartości tej książki jest uczucie niedosytu jakie pozostawia. Dzięki niemu istnieje szansa, że czytelnik sięgnie po poważniejszą lekturę, dzięki której będzie miał możliwość głębokiego spotkania z Tajemnicą.