Literackie zaświaty

Szymon Babuchowski

publikacja 05.11.2009 11:57

Tyle tylko może literatura: zbliżać się do tajemnicy, krążyć wokół niej, obnażyć własną bezradność wobec tego światła, które oślepia każdego śmiertelnika.

Literackie zaświaty JustMcCollum Read Profile/www.flickr.com (cc)

Oto jeden z wielu tekstów Zbigniewa Herberta drążących temat naszego bytowania po śmierci: „Jeśli po śmierci zechcą nas przemienić w zeschły płomyczek, który chodzi po ścieżkach wiatrów – należy zbuntować się. Na nic wiekuisty odpoczynek, na łonie powietrza, w cieniu żółtej glorii, wśród mamrotania dwuwymiarowych chórów. Trzeba wstąpić w kamień, w drzewo, w wodę, w szpary furty. Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przeźroczystą doskonałością”. Obraz, który wyłania się z tej krótkiej prozy poetyckiej, nie jest optymistyczny.

„Przeraźliwie doskonałe” niebo wieje nudą. Brakuje w nim życia: zamiast ognia jest zeschły płomyczek, zamiast zachwycającej bujnością przyrody – powietrze, zamiast potężnego śpiewu ku chwale Stwórcy – zaledwie mamrotanie. Na tym tle piekło, w którym – jeśli wierzyć niektórym filmom i teledyskom – trwa nieustanna love parade, jawi się rzeczywiście atrakcyjnie. Tyle że ani to, co opisał poeta, nie ma wiele wspólnego z niebem, ani niegrzeczne dziewczynki niekoniecznie idą tam, gdzie chcą…

Niemi jak dzieci
Oczywiście, wizję Herberta należy potraktować z pewnym dystansem, do którego skłania chociażby pierwsze słówko: „jeśli”. Do takiego nieba nie chcę iść – zdaje się mówić poeta, ale może jest inne?

A jednak śmiem twierdzić, że ten tekst doskonale opisuje wyobrażenie, jakie ma o niebie wielu z nas. Wystarczy przyjrzeć się większości filmów podejmujących temat zaświatów. W hollywoodzkim niebie po chmurkach przypominających cukrową watę przechadzają się goście w śmiesznych białych strojach, koniecznie ze skrzydełkami. Bóg jest bardzo stary i nosi siwą brodę. Popkultura zbanalizowała prawdę o życiu wiecznym doszczętnie, ale nie ona te obrazy wymyśliła. Czy obrazki rozdawane dzieciom na lekcjach religii nie wyglądają podobnie? Współczesność wybrała z ikonografii chrześcijańskiej to, co w niej najbardziej naiwne; co da się oswoić religijnością pozostającą na poziomie dziecka. Te wszystkie kiczowate wizje są wyrazem bezradności człowieka, gdy mówi o tym, co czeka go po śmierci. Piekło jeszcze wydaje się w miarę opisywalne – wszak wszyscy znamy cierpienie – ale wyobrazić sobie wieczne szczęście pozostaje poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika.

Chyba tylko mistycy mogą doświadczyć czegoś podobnego – czy jednak będą umieli o tym opowiedzieć? Nawet Dante, rozpoczynając ostatnią część „Boskiej komedii”, tłumaczył się, że nie opisze blasku Boga, tak jak by chciał:

W niebie, gdzie więcej tego blasku wleci,
byłem, widziałem rzeczy, które święci
chcąc wypowiedzieć, niemi są jak dzieci;
bowiem najgłębsze swe spełniając chęci,
tak się pogłębia nasze rozumienie,
że trudno za nim podążyć pamięci.

(tłum. Agnieszka Kuciak)

Czy zatem można się dziwić naszej niemocie, kiedy stajemy w obliczu czegoś, co nas przerasta? Dante jednak podjął wyzwanie i stworzył jedne z najniezwyklejszych obrazów w całej historii literatury. Bóg ukazujący się jako Punkt, wokół którego wiruje cały wszechświat; dynamiczny obraz Rajskiej Róży, w którym anioły zostały porównane do pszczół, a święci są kwietnym pyłem – to tylko niektóre z mistycznych wizji, jakie przekazał nam poeta. O ileż bardziej pociąga takie niebo od cukierkowych obrazków rodem z Hollywood!

Na obraz ludzki
Nasz problem z zaświatami nie polega jednak tylko na braku wyobraźni. Obraz nieba bywa także zniekształcony przez lęk przed Bogiem, którego przyczyną jest grzech. Wydaje się nam, że Stwórca musi nas ukarać, zabierając to wszystko, co było dla nas najcenniejsze. Słynny wiersz Herberta „U wrót doliny”, który przed-stawiał Sąd Ostateczny jak selekcję do gazu, jest najlepszym przykładem takiej projekcji.

„Nasze okrucieństwo, ciasnotę serca i fobie rzutujemy na Boga i nabierają one w Nim, fałszywym Bogu, tworzonym na nasz obraz i podobieństwo, monstrualnych rozmiarów – pisze ks. Jerzy Szymik. – W przesłaniu chrześcijańskim, w tym, co nazywamy Dobrą Nowiną o naszym zbawieniu, nigdy to, co ludzkie, nie jest wrogiem tego, co Boskie i odwrotnie”. Jeśli tak, to w niebie odnajdziemy to, co kochaliśmy tu, na ziemi. W jednym z wierszy Leśmiana zmarła Urszula Kochanowska prosi Boga, by urządził w niebie wszystko „tak samo, jak tam – w Czarnolasie!”. Bóg spełnia prośbę:

Uśmiechnął się i skinął – i wnet z Bożej łaski
Powstał dom kubek w kubek, jak nasz – Czarnolaski.
I sprzęty i donice rozkwitłego ziela
Tak podobne, aż oczom straszno od wesela!
I rzekł: „Oto są – sprzęty, a oto – donice.
Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice!
I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie,
Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!


Jednak kiedy rozlega się stukanie do drzwi, Urszula oczekuje, że będą to rodzice. Wiersz kończy się rozczarowaniem: „Nie! To – Bóg, nie oni!…”.

Bóg nieoczekiwany
Dlaczego Boga, który przecież jest samą miłością, literaccy bohaterowie nie wyczekują z taką tęsknotą? Może dlatego, że wydaje się im nieznany, nieoswojony. Zapewne byliby zdziwieni, gdyby dowiedzieli się, że to, co tak ukochali, było właśnie odbiciem, niejasnym „jak w zwierciadle” – Jego miłości. Tak jak zdziwieni są bohaterowie ostatniego tomu „Opowieści z Narnii” Clive’a Staplesa Lewisa, kiedy po śmierci odkrywają w Krainie Aslana światy, w których dotąd żyli.

Lewisowskie niebo zawiera w sobie zarówno Narnię – fantastyczny kraj, gdzie rozgrywał się cały cykl, jak i… Anglię. Z tą różnicą, że nowa rzeczywistość okazała się „bardziej prawdziwa” od Krainy Cienia, w której – jak się okazało – dotąd żyli. Oto fragment „Ostatniej bitwy” Lewisa: „Łucja spojrzała uważnie na ogród i zobaczyła, że naprawdę nie jest to jakiś ogród, lecz cały świat, z rzekami i lasami, z morzami i górami. Nie były jej obce: znała je dobrze. – Rozumiem – powiedziała. – To jest wciąż Narnia, jeszcze bardziej prawdziwa i piękna od tej Narnii w dole, tak jak ta w dole jest bardziej prawdziwa i piękna od Narnii za Drzwiami Stajni! Ach tak… świat wewnątrz świata, Narnia w Narnii… – Tak – rzekł Pan Tumnus – jak cebula, tyle tylko, że im głębiej się wchodzi, tym większa jest średnica”.

Jak widać, opis Krainy Aslana również wymyka się językowi. Łucja i Pan Tumnus, nie znajdując odpowiednich określeń, uciekają się do paradoksu. Tyle tylko może literatura: zbliżać się do tajemnicy, krążyć wokół niej, obnażyć własną bezradność wobec tego światła, które oślepia każdego śmiertelnika. Być może nasz język zmieni się wtedy w bełkot lub dziecięce gaworzenie, ale będzie za to wyrazem najgłębszej ludzkiej tęsknoty.

Bo – jak twierdzi Clive Staples Lewis – tak naprawdę nie pragniemy niczego innego prócz nieba: „Wszystkie przedmioty, które kiedykolwiek zawładnęły twoją duszą, były ledwie szczyptą nieba, niejasnymi odbłyskami, nigdy do końca niespełnionymi obietnicami, echem, które zgasło zaraz po tym, jak rozbrzmiało w twoim uchu. Kiedy jednak będzie mogło ono się ukazać, a będzie jak echo, które nigdy nie zgaśnie, ale spotężnieje i samo stanie się dźwiękiem, wówczas je poznasz”.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Malarstwo
  • Architektura
  • Zjawiska
  • Sylwetki