Owoce bólu

Łukasz Kozłowski

publikacja 16.02.2010 13:00

Sajgon symbolizuje pewien bezład i chaos, gdzie przestają obowiązywać jakiekolwiek zasady i prawa. Także w Nowej Rudzie.

Owoce bólu

Do naszego języka wdarł się Sajgon, wietnamskie miasto ogarnięte niegdyś piekłem wojny, jako synonim bałaganu, zamieszania, miejsca zniszczenia. Karol Maliszewski w swojej książce „Sajgon” idzie dalej.

Rozpad cywilizacji
– W każdym mieście jest „trójkąt bermudzki”, strefa cokolwiek niejasna, zakazana, tam mieszka margines. Ja to nazwałem Sajgonem – wyjaśnia noworudzki autor. – To jest pewien abstrakt, bo czegoś takiego w sensie dosłownym w Nowej Rudzie nie ma. Ta książka wyrosła z pierwotnego bólu nauczyciela, bezradnego wobec totalitaryzmu niesamowitej segregacji kulturowej kwitnącej w samym sercu środkowoeuropejskiej cywilizacji. Sajgon to proces rozpadu ideału, Dekalogu – dodaje.

Bohaterowie książki: dziennikarz, nauczyciel matematyki, wychowania fizycznego, języka polskiego (tutaj mamy samego Karola Maliszewskiego), katechetka obserwują „postępująca sajgonizację”, czyli powszechną degradację obyczajów, kultury, „nadwątlenie struktury moralnej”, panoszenie się wulgarności i przemocy w języku, rozpasanie erotyki, która niszczy delikatną tkankę języka.

Zamydlone oczy
Maliszewski pisze o Sajgonie, bo nie można spuszczać na niego zasłony milczenia. Poza tym nie możemy się wybielać i nie brać odpowiedzialności za naszych bliźnich: „Wszyscyśmy zależni od tego tła za idealnie czystą szybą, od mroku za progiem(…)”. Ten mrok to na przykład uczennica szkoły podstawowej Klaudyna – dziewczynka nazbyt wcześnie rozpoczynająca życie seksualne, wychowywana przez matkę alkoholiczkę, czy też Grzesiek – nastoletni złodziej.

Wiesław Myśliwski pisał, że dzieci są naszym sumieniem. Karol Maliszewski dodaje coś jeszcze: „Dzieci przychodzące z Sajgonu pachną inaczej i mają w oczach nasz lęk, wszystko, co nie do pojęcia i nie do nazwania”. Inicjatywy typu „Agresji mówimy nie”, organizowane przez szkoły, wydają się mydleniem oczu: „My możemy sobie mówić »nie« w zaciszu pokoju nauczycielskiego, częstując się pysznym domowym serniczkiem, tymczasem wokół i wszędzie mówi się »tak«. Dzieci sobie »tak« mówią, i to nie tylko z Sajgonu, w ulubionych piosenkach się »tak« mówi, z rozmigotanych ekranów krzyczy głośne »tak«, pijany ojciec na głowie matki wystukuje trzy razy »tak«”.

Odpowiedzialnością w mur
Podczas spotkania autorskiego w Świdnicy pisarz mówił o konieczności wyrywania dzieci z Sajgonu. – Odpowiedzialność jest lepsza od poezji, od sztuki, od nadąsanego powtarzania sobie, że się jest jedynym i wyjątkowym. Jedynym jest się wtedy, gdy inni mają z tego pożytek – przekonuje w swojej powieści. Każdy z nas wyrasta z pewnego gruntu. Maliszewski czerpie inspiracje z tego, co lokalne, bo zauważa, że właśnie tam, jak w soczewce, skupiają się ogólne problemy społeczne, a co więcej, wiąże naszą codzienność, nasze tu i teraz, z tym, co wieczne.

Niech nie odstrasza forma tych „awangardowych papierów”. Ich fragmentaryczność powoduje przesunięcie środka ciężkości z fabuły na myśl zawartą w danych słowach. „Wszystkonazywająca narracja”, jaką stosuje pisarz, próbuje rzeczywiście wiele ogarnąć i zamknąć w słowach. Groteskowe opisy mogą nieraz śmieszyć, mogą też drażnić, ale wszystko wydaje się pękać, gdy pojawiają się myśli takie jak ta: „W oczach Boga żaden Sajgon nie istnieje albo wszystko jest Sajgonem”. Nie można budować murów, zdaje się mówić autor, należy je burzyć.

Karol Maliszewski – urodzony i mieszkający w Nowej Rudzie poeta, prozaik i krytyk literacki. Jest nauczycielem języka polskiego, wykłada również na Uniwersytecie Wrocławskim i w Kolegium Karkonoskim w Jeleniej Górze.