Muzeum Hansa Klossa

publikacja 26.02.2009 12:09

Takiej kampanii Śląsk nie widział chyba od lat. Z niemal każdego bilbordu w aglomeracji spogląda uśmiechnięta twarz Hansa Klossa.

Muzeum Hansa Klossa

Dodatkowym wsparciem dla reklamy są dziennikarze. Od wielu tygodni w różnych mediach można się było natknąć na materiały informujące o nowo powstałym muzeum tytułowego bohatera znanego filmu pt. „Stawka większa niż życie”. Od pierwszego marca w Katowicach przy ul. Gliwickiej czekają na odwiedzających gadżety z planu.

– To nie będzie muzeum jednego aktora, ale postaci popkulturowej. A Hans Kloss, skoro nie dorobiliśmy się własnego Supermana czy Jamesa Bonda funkcjonuje w świadomości Polaków jako popkulturowa ikona. Bohater z którym można się łatwo identyfikować – tłumaczył Wiadomościom24.pl Piotr Owcarz, prezes grupy Media Partner, która podjęła się tego przedsięwzięcia. Ma świadomość, iż serial „Stawka większa niż życie” prócz licznego grona fanów ma też zagorzałych przeciwników, zarzucających mu fałszowanie historii, ale zdecydowanie podkreśla – odcinamy się od polityki i historii.

Problem w tym, że Klossa nie da się chyba potraktować jedynie jako bohatera popkultury. W czasach PRL-u takich bohaterów mieliśmy oczywiście więcej. Swoją drogą na Śląsku o wiele ciekawszym pomysłem na zaprezentowanie kultowych bohaterów z ekranu byliby „Czterej pancerni i pies”. A wśród nich na szczególną uwagę zasługiwałby Gustlik pochodzący spod Ustronia, gdzie, jak wielokrotnie słyszeliśmy, Wisła bierze swój początek.

Uważni widzowie doskonale zdają sobie sprawę, że nawet w tej krótkiej informacji chodziło o coś więcej niż tylko o topografię. Ideologia kazała umieścić w gronie bohaterów i Polaka wracającego z Syberii, i dobrego Niemca, który oczywiście musiał pochodzić z terenu dawnej NRD, i wreszcie Ślązaka, który, jak powtarzał Gustaw Jeleń, uciekł od Niemca.

Wracając do pomysłu na muzeum w Katowicach, twórcom należy pogratulować kreatywności. Postać Klossa musi być kontrowersyjna, bo historia nie jest i nigdy nie będzie jednoznaczna. Świadczy o tym chociażby dyskusja, jaka rozgorzała w „Gościu Niedzielnym”, kiedy podczas kolegium redakcyjnego pojawił się temat muzeum. Nie ma więc sensu ani entuzjazm, bo szacunek do prawdy każdemu każe dostrzegać cienie serialu nakręcanego 40 lat temu, ani rozrywanie szat, bo przy podobnych pomysłach nie chodzi zwykle o historię czy o prezentację popkultury, a najprawdopodobniej o pieniądze.

I trudno się temu dziwić w warunkach wolnego rynku: ktoś wpadł na pomysł, znalazł środki, posługuje się reklamą i liczy na zwrot z nawiązką. Można jedynie żałować, że podobną kreatywnością nie mogą się pochwalić ludzie, którzy w życiu kierują się pasją. Może by się u nas udało stworzyć ciekawe muzeum Korfantego albo powstań śląskich? (Ks. mł)