Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni - jaki jest ksiądz z celuloidu?

Edward Kabiesz

publikacja 05.10.2006 00:19

Po ucieczce z klasztoru ksiądz Jan spotyka dziewczynę, która się w nim zakochuje. Ona nie wie, że on jest księdzem. Kiedy dziewczyna rozbiera się i prowokuje, Jan odmawia i wyznaje, że jest kapłanem. Część widzów wybucha śmiechem.

To scena z filmu Andrzeja Seweryna „Kto nigdy nie żył”. Reakcja widowni daje sporo do myślenia. W czasie Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni można było odnieść wrażenie, że postać księdza na ekranie najczęściej powiela utrwalone stereotypy. Jako postać drugoplanową oglądaliśmy księdza w kilku filmach, natomiast w filmie Seweryna ksiądz Jan jest głównym bohaterem. W trzech produkcjach autorzy wprowadzili na ekran biskupów.

Funkcjonariusz w układzie
Interesujący film Wiesława Saniewskiego „Bezmiar sprawiedliwości” został zainspirowany głośną na początku lat 90. sprawą zamordowania dziennikarki telewizyjnej. O morderstwo został oskarżony jej kolega z pracy. Historię procesu opowiada mecenas Wilczek, który w nim uczestniczył. Snuje on trzy opowieści, z trzech punktów widzenia: prokuratora posiłkowego, adwokata i sędziego.

Każda ze stron procesu tkwi w jakimś układzie. Saniewski analizuje powiązania między ludźmi, których zadaniem jest dociec prawdy i wydać wyrok. W tym układzie tkwi też arcybiskup, grany przez Igora Przegrodzkiego. Bohaterowie filmu kilkakrotnie przytaczają jego opinie, natomiast samego arcybiskupa widzimy na ekranie tylko w jednej scenie, za to znaczącej – jako dygnitarza, z którym liczą się lokalni politycy i prawnicy. W czasie przyjęcia arcybiskup za suto zastawionym stołem wita gości. Z kontekstu, w jakim funkcjonuje postać biskupa w filmie, wynika, że mało obchodzi go prawda.

Tragikomedia Sylwestra Chęcińskiego „Przybyli ułani”, z telewizyjnego cyklu „Święta polskie”, rozgrywa się w popegeerowskiej wiosce, w rocznicę Cudu nad Wisłą. Wójt organizuje uroczystość poświęcenia tablicy upamiętniającej wyzwolenie wsi z rąk bolszewików w 1920 r. Na uroczystość przybywają marszałek województwa i biskup. Ponieważ przybycie zaproszonego kombatanta się opóźnia, biskup niecierpliwi się coraz bardziej. Musi jeszcze dziś wziąć udział w kolejnych uroczystościach.

W obu filmach hierarchowie Kościoła przedstawieni są jako zapracowani urzędnicy instytucji, której politycznego wpływu na to, co dzieje się w Polsce, nie można przecenić. Dalecy są od trosk dotykających bezpośrednio ludzi i wiernych. Na ekranie nie dostrzeżemy religijnego wymiaru ich posługi.

Zatroskany biskup, proboszcz na prowincji
Wyjątkiem w tej galerii jest biskup z filmu „Kto nigdy nie żył”, zagrany przez Andrzeja Żarneckiego. Hierarcha ulega życzeniu proboszcza, który chce pozbyć się z parafii niekonwencjonalnego wikarego pracującego z narkomanami i proponuje mu studia w Rzymie. Czujemy, że ta decyzja nie przychodzi biskupowi łatwo. Nie jest do niej przekonany, jednak nie chce zaostrzania konfliktu w parafii i postępuje zgodnie z zasadą, że „proboszcz ma zawsze rację”. Na wieść o chorobie księdza Jana wykazuje jednak prawdziwą troskę o niego i zgodnie z jego wolą wysyła go do klasztoru.

Zabawna komedia Michała Kwiecińskiego „Statyści” opowiada o grupie statystów, których zatrudniają Chińczycy realizujący w Polsce film, gdzieś na prowincji. Wybrali nasz kraj, bo uważają Polaków za nację wyjątkowo smutną, a do filmu potrzebują Europejczyków o ponurych twarzach.

Wśród zwerbowanych przez nich wszelakich oryginałów znalazł się m.in. fotograf o wyjątkowo antyklerykalnych poglądach, czego przyczyną był fakt, że jego żona porzuciła go, nawiązując romans z dyrygentem kościelnego chóru. W kilku scenach pojawia się miejscowy proboszcz, który sam przejął obowiązki dyrygenta. Jego postać daje okazję scenarzystom do kilku gagów z udziałem duchownego, któremu nie przystoi zainteresowanie płcią przeciwną.

Ksiądz Jan
W „Kto nigdy nie żył” Andrzeja Seweryna postać księdza funkcjonuje na zupełnie innym poziomie. To opowieść o kapłanie dotkniętym AIDS. Nieuleczalna choroba wywołuje u niego psychiczny dołek. Musi się zmierzyć z kryzysem wiary, przechodzi współczesną próbę Hioba. Czy fakt, że widzowie śmieją się ze sceny, kiedy Jan odrzuca pokusę i nie ulega grzechowi, wynika z niewiary w takie rozwiązanie sytuacji? Czy po prostu zawiódł w tym momencie scenariusz?

A może zbyt często nie tylko w filmie, ale i w innych mediach funkcjonuje taki schemat przedstawiania Kościoła i jego przedstawicieli, w którym grzech jest bardziej fotogeniczny i wiarygodny. Można też wysunąć wniosek, że w kraju, w który żyje i pracuje tak wielu księży, Polacy tak naprawdę mało o nich wiedzą. O ich codzienności, dramatach, radościach, samotności... Dobrze, że przynajmniej Andrzej Seweryn spróbował zmierzyć się z tym tematem.